Byliśmy rządzeni przez klikę sprzedawczyków, której jurgieltem była możliwość grabienia państwa pod parasolem ochronnym zagranicy.
I. Dzień sądu
Za nami „dzień sądu”, jak można by określić sejmowy audyt ośmioletnich dokonań PO-PSL w wykonaniu poszczególnych ministrów rządu PiS. Wysłuchaliśmy w ciągu kilku godzin litanii większych lub mniejszych przekrętów, nieprawidłowości, marnotrawstwa i absurdów w rodzaju 30 tys. tablic Mendelejewa znalezionych w piwnicach MON. Ogółem koszt wszystkich patologii wyliczono na 340 mld zł, co daje średnio 42,5 mld zł na rok – proszę to sobie porównać z wysokością kolejnych deficytów budżetowych, to jest właśnie tego typu skala strat. Gdyby nie te setki różnych „wałków” rocznie, moglibyśmy się pokusić o zrównoważony budżet, a jeśli wziąć pod uwagę gigantyczne straty związane z dziurami w ściągalności VAT i CIT – mielibyśmy taką nadwyżkę, że dziś nie trzeba by się było martwić o sfinansowanie podwyższenia kwoty wolnej od podatku, obniżenia wieku emerytalnego i program 500+. Można powiedzieć – nic nowego, część afer była znana już wcześniej, innych spraw się domyślaliśmy, generalnie zaś wiadomo było, że rządzi mafia kolesi zgarniających ile wlezie pod siebie – co w internecie pracowicie dokumentował MarkD w ramach cyklu „Afery PO” - licznik zatrzymał się 22 października 2015 na pozycji 2598 (!).. Co innego jednak dowiadywać się co jakiś czas, wyrywkowo, a co innego usłyszeć wszystko naraz, oficjalnie, z sejmowej trybuny.
Generalnie można powiedzieć, że w środę 11 maja 2016 nareszcie rozpoczął się na poważnie sąd nad III RP i zgodnie z procesową procedurą najpierw zapoznaliśmy się z aktem oskarżenia. Tutaj podniosły się głosy, że niepotrzebnie zarzuty najcięższego kalibru przeplatane były rzekomo mniej poważnymi wtrętami w rodzaju „złotego mercedesa” dla prezesa jednej ze spółek Skarbu Państwa. Sądzę, że ta krytyka jest nietrafiona, gdyż – niezależnie od ewentualnych wyroków sądowych – ostatecznym sędzią w tym procesie będzie naród, wyborcy – a do elektoratu najlepiej trafiają właśnie takie symboliczne przypadki nadużyć. Z moich obserwacji bowiem wynika, że spora część tzw. „zwykłych ludzi” na afery powyżej pewnego pułapu finansowego najzwyczajniej w świecie nie reaguje. Informacje o miliardowych przewałach – czy to przy okazji inwestycji przed Euro 2012, budowy gazoportu, albo wyprowadzania kasy z KGHM – zazwyczaj zbywane są wzruszeniem ramion, bo padające kwoty dla przeciętnego odbiorcy tych rewelacji są zbyt abstrakcyjne. Podobnie było w przypadku alarmujących doniesień o wysokości długu publicznego. Można było bić na alarm, wieszać „licznik długu” na Marszałkowskiej – i nic. Bilion? Panie, a ile to jest zer? Jednak ci sami ludzie, którzy nie mają obowiązku wiedzieć ile zer ma miliard, o bilionie już nie wspominając, zareagują ostrym wnerwieniem na złotego mercedesa („taką bryką się złodziej woził za moje pieniądze!”), czy sute kolacyjki u „Sowy i Przyjaciół” z rachunkami opiewającymi na kilka tysięcy – to są apanaże i kwoty, które można jakoś przypasować do swojego doświadczenia: jakim ja jeżdżę samochodem i jak rachunek pana ministra z restauracji ma się do mojej miesięcznej wypłaty. Dlatego właśnie śmiem twierdzić, że najwięcej szkód Platformie przysporzyło przed ostatnimi wyborami nie tyle np. dywagowanie o pomocy NBP w sfinansowaniu kiełbasy wyborczej i łamanie Konstytucji, ile wypowiedź Bieńkowskiej o tym, że tylko „złodziej lub idiota” pracuje za 6 tys. zł.
II. Kamieni kupa
W przypadku audytu podobnie. To właśnie ten „złoty mercedes” i inne przypadki z podobnej półki (horoskopy dla psów) będą miały w społecznym odbiorze większą siłę rażenia, niż inwigilowanie dziennikarzy i blogerów, czy regularna przepompownia pieniędzy w jaką zmieniono Ministerstwo Skarbu. Najważniejsze jednak będzie tzw. „ogólne wrażenie” i gotowość Polaków by przyjąć do wiadomości to, co powiedziano z sejmowej mównicy. A generalnie rzecz ujmując, dokonano skonkretyzowania skrzydlatej myśli min. Sienkiewicza o „kamieni kupie”. Właśnie ową pozostawioną przez PO „kamieni kupę” wzięto do generalnego przeglądu i okazało się, że faktycznie „polskie państwo istnieje teoretycznie, praktycznie nie istnieje”. W szerszym wymiarze – dokonano wiwisekcji ostatniego 25-lecia, jako że to właśnie Platforma z PSL-em doprowadziły do patologicznej perfekcji system żerowisk i koryt, zaś państwo jako takie – na skraj dezintegracji. Z jednej strony mieliśmy kolonialny drenaż czyniony często ręka w rękę z zagranicznym biznesem, z drugiej chociażby doprowadzenie armii do stanu bezbronności, czego symbolem stały się te nowoczesne moździerze bez amunicji, śmigłowce bez rakiet, czy 200 „Rosomaków” pozbawionych systemów łączności. Na marginesie – warto zwrócić uwagę na nerwowe wzdrygnięcie się Siemoniaka, gdy Macierewicz ogłosił, że żadna z grup lobbystycznych, które ścierały się między sobą o kontrakt na wyposażenie „Rosomaków” nie dostała tego zlecenia. Wygląda na to, że Siemoniak musiał aż za dobrze wiedzieć jakie tu potencje i środki zostały zaangażowane i kto teraz będzie mocno rozczarowany...
Potwierdziło się również, że służby specjalne nie służyły zabezpieczaniu strategicznych interesów państwa i ochronie obywateli przed zagrożeniami, lecz były kolejnym politycznym narzędziem do inwigilowania i zwalczania środowisk opozycyjnych, przy czym na tym odcinku wykazano się wręcz maniakalną skrupulatnością. Rozpracowywanie operacyjne tak „groźnych” środowisk, jak nieliczna grupa „obrońców krzyża”, uczestnicy patriotycznych manifestacji, dziennikarze czy blogerzy, nie wspominając już o nie biorącym od lat udziału w życiu publicznym byłym premierze Janie Olszewskim – trzeba przyznać, że mieli chłopaki rozmach, nie ma co. A wszak, w przypadku raportów przedstawionych przez Mariusza Kamińskiego czy Antoniego Macierewicza, trzeba mieć świadomość, że z racji specyfiki resortów przedstawili jedynie czubek góry lodowej.
I platformerska opozycja z pewnością taką świadomość ma. Symboliczne jest tu zachowanie podczas kolejnych wystąpień. Opozycyjne ławy w pewnym momencie nawet dały sobie spokój z pohukiwaniem i słuchały w coraz cięższym milczeniu, wbite w sejmowe fotele. Przekaz rządzących był jasny: możecie się tylko domyślać, do czego jeszcze się dogrzebaliśmy. Ponura mina eks-szefa MON, Tomasza Siemoniaka, podczas odkrywania kolejnych lipnych „zamówień” i obnażenia wielkiej ściemy jaką była rzekoma „modernizacja” armii, mówiła sama za siebie.
Charakterystyczne są również reakcje po audycie. Mediodajnie, z „Wyborczą” na czele wydały z siebie jedynie cieniutkie popiskiwania. Gdyby raporty kolejnych ministrów były humbugami, nie omieszkano by rozpętać histerii, a tu – ponura cisza i ogólnikowe stwierdzenia o „populizmie”. Podobnie PO – jałowe zaprzeczenia i brak jakiejkolwiek próby merytorycznej polemiki, poza biadoleniem, że to wszystko nieprawda, a poza tym nieładnie jest wyciągać brudy i „podważać wizerunek Polski”. Ich po prostu ogłuszyło – nic tylko siąść na kupie kamieni i płakać.
III. Nie może się skończyć na gadaniu
PiS-owi udało się również zneutralizować efekt wcześniejszego warszawskiego marszu Targowicy, co także nie jest bez znaczenia. Teraz istotne jest, by pójść za ciosem, tak by ów rozpoczęty „sąd nad III RP” nie skończył się na gadaniu. Mam nadzieję, że zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstw i inne wnioski składane do prokuratury zostaną dobrze przygotowane i udokumentowane, tak by nie dać sądom cienia pretekstu do umarzania postępowań. Jednym z głównych czynników psujących do tej pory życie publiczne w kraju i zaufanie obywateli do własnego państwa, była bezkarność ludzi ze świecznika – powstała swoista kasta uprzywilejowana, stojąca ponad prawem i najwyższy czas z tym skończyć. Puste straszenie, bez realnych konsekwencji będzie bowiem skutkowało jedynie jeszcze większą butą i rozzuchwaleniem tej złodziejskiej bandy. Chwilowo udało się zetrzeć z ich twarzy te obleśne, pełne samozadowolenia uśmieszki i należy dołożyć starań, by tak już zostało, a kolejne dni zaczynały się dla nich lekturą newsów, typu: zatrzymano Zdziśka, Wieśka, Maryśkę, postawiono zarzuty korupcyjne, defraudacji, niegospodarności... I ten chłodek wędrujący po plecach – przyjdą po mnie, czy nie przyjdą? Dziś, jutro, czy za tydzień?
Warto również zadbać o wydanie zbiorczej „białej księgi”, tak by poszczególne raporty zostały utrwalone na piśmie – zarówno w wersji drukowanej, jak i pliku do pobrania z rządowych stron w internecie. Tak stało się z raportem ws. rozwiązania WSI. Przy okazji – jeśli czegoś mi w audycie brakowało, to właśnie wspomnienia o tajnym aneksie do raportu. Jest, czy gdzieś zniknął? Jeśli jest, to czy zostanie w końcu odtajniony? Jeśli „wyparował”, to kto za to odpowiada?
A tak w ogóle, już na sam koniec. Byliśmy rządzeni przez klikę sprzedawczyków, której jurgieltem była możliwość grabienia państwa pod parasolem ochronnym zagranicy. Jurgielt ten, przypomnijmy, wynosił 42,5 mld zł. rocznie. Czy można się zatem dziwić, że oni wszyscy teraz tak potępieńczo wyją, gdy wreszcie oderwano ich od koryta?
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Zapraszam na „Pod-Grzybki” ------->http://warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/3825-pod-grzybki
Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 20 (18-24.05.2016)