czwartek, 23 kwietnia 2015

Sędziowie – samozwańczy wychowawcy narodu

Rewolucyjne sumienie sędziego kształtowane jest przez głosy tych, których słyszy w swej głowie po założeniu łańcucha.

W jednej z książek śp. Terrego Pratchetta z cyklu „Świat Dysku”, dziejącej się w królestwie Lancre, mamy zarysowaną arcyciekawą metaforę. Oto, kiedy monarcha wkłada koronę, w jego głowie momentalnie odzywają się głosy pokoleń poprzednich władców – niczym jakieś skumulowane doświadczenie przodków. Nic dziwnego więc, że aby unieść taki ciężar i nie oszaleć trzeba być prawowitym następcą tronu, uzurpator prędzej czy później popadnie w obłęd – i tak też się dzieje. Do noszenia bowiem czegoś tak szczególnego jak korona potrzeba swoistego posłannictwa, predestynacji - bez tego pozostaje czysta władza oraz związana z nią destrukcyjna i nieodwracalna deprawacja każdego nadambitnego chłystka, który w swym zadufaniu sięga za wysoko.

Powyższa refleksja nasuwa mi się każdorazowo, gdy słyszę o kolejnych dokonaniach naszych niezawisłych sądów, które na wyścigi bądź to umarzają postępowania mimo ewidentnego przestępstwa, bądź przeciwnie – solą „piękne wyroki”. Wszystko zaś w zależności od tego, czy mają do czynienia z „elementem socjalnie bliskim”, czy też przedstawicielami reakcji i wrogami ludu. Tak sobie myślę, że tu musi działać prawidłowość podobna do tej z koroną, innego wytłumaczenia nie widzę. Sędzia zakładając na piersi łańcuch z orłem, momentalnie przeistacza się z samodzielnej jednostki w cząstkę większego konglomeratu i członka prawniczej sztafety pokoleń. A że tradycją ostatnich kilkudziesięciu lat naszego wymiaru sprawiedliwości, osobliwie w sądach karnych, są takie cechy jak dyspozycyjność, wyrokowanie na polityczne zamówienie, egzekwowanie praw stanu wojennego pod czujnym okiem WRON, wcześniej zaś procesy kiblowe kończone strzałem w potylicę przeprowadzane wedle nauk Andrieja Wyszyńskiego, toteż i wyroki zapadają nie tyle zgodnie z prawem, co z rewolucyjnym sumieniem sędziego. Rewolucyjne sumienie sędziego natomiast kształtowane jest przez głosy tych, których słyszy w swej głowie po założeniu łańcucha.

Wkracza sędzia na salę, spogląda zmęczonym wzrokiem na takiego Mariusza Kamińskiego, po czym nakłada łańcuch... i zaczyna się jazda. W jego mózgu przekrzykują się Stefan Michnik ze Stanisławem Zarakowskim, wtóruje im apodyktycznie Helena Wolińska nieprzyzwyczajona by jakiś sędzia popisywał się niezawisłością – no i w tym momencie Mariusz Kamiński jest ugotowany, a „IV RP” rozliczona i napiętnowana niczym reakcyjne podziemie. Warto zwrócić uwagę, że sędziowie u nas uzupełniają się w praktyce przez kooptację – niczym mafia, prezydencka nominacja jest czystym rytuałem. Kogo więc mają dobierać do swego grona starsi koledzy, jeśli nie podobnych sobie, ulepionych na własny obraz i podobieństwo? Wbrew naiwnemu poglądowi prof. Adama Strzembosza, środowisko nie oczyściło się samo – i całe to umoczone towarzystwo dostało po '89 roku, niczym małpa zegarek, niezawisłość, niezależność i związane z tym poczucie bezkarności.

Takie uwarunkowania musiały poskutkować stopniowym odklejeniem się od rzeczywistości – i co mniej odporni psychicznie sędziowie faktycznie „odlatują”, niczym ów książkowy uzurpator wariujący od głosów dobiegających go z korony. Jednym z przejawów owego szaleństwa jest wchodzenie w rolę wychowawców, tak się bowiem składa, że nadęci pychą i przeświadczeniem o własnej doskonałości sędziowie coraz częściej zamiast merytorycznego uzasadnienia orzeczeń serwują nam na salach sądowych jakieś nieprzytomne spektakle pełne połajanek spod znaku „świat według sędziego”. A że świat sędziego ograniczony jest na ogół głosami braci Michników (Stefan w głowie, Adam w porannej gazecie), to i treść pouczeń jest charakterystyczna. Sędzia od Kamińskiego, Wojciech Łączewski, wsławił się wcześniej skazaniem grupy kiboli na obejrzenie propagandowego produkcyjniaka Izabeli Cywińskiej „Cud purymowy”. Ja kiedyś to-to widziałem i muszę wyznać, iż tak topornego gniota ze świecą szukać. Ale, że przesłanie ma słuszne, piętnujące „polski antysemityzm”, co to z mlekiem matki i tak dalej – więc w sam raz nadaje się do katowania nim podsądnych, choć niby mamy zakaz tortur. Inny sędzia, Igor Tuleya, wsławił się histerycznymi porównaniami działań CBA do „konwejerów”, co zważywszy na parantele może znać z rodzinnych przekazów. Trzeba wspomnieć również na ognistą perorę sędziego Pawła Chodkowskiego, który sypiąc „piękne wyroki” protestującym przeciw wykładowi majora Zygmunta Baumana na Uniwersytecie Wrocławskim nie omieszkał napomnieć skazanych, iż „Ideowe wybory Zygmunta Baumana dokonane przez niego w latach 45-53 (...) nie dają jakiejkolwiek legitymacji do kreowania nienawiści wobec tych, których postaw i wyborów oni nie akceptują”. Przykłady można by mnożyć, zakończę jednak przypuszczeniem, że tylko patrzeć gdy atrakcją np. miejskich festynów staną się rozgrzani sędziowie bujający na sznurkach niczym balony i wygłaszający z wysokości jeden przez drugiego świeckie rekolekcje dla stojącego z rozwartymi gębami narodu.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 16 (17-23.04.2015)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz