Motto: „Mamy dzisiaj w Polsce zjawisko szczególne, wzmożenia moralnego, napięcia moralnego. Być może nawet jest to początek nowej polskiej moralnej rewolucji.”
Widmo krąży nad Polską. Widmo wzmożenia moralnego.
Dowiadujemy się o tym z nieocenionej w takich razach „Wyborczej” (istna pociecha z tą gazetą. Gdy człowiek głowi się, o czym by tu napisać, wystarczy przekartkować i jakiś temat sam „wyskoczy”. W moim przypadku zawsze działa.)
Powyższy termin pochodzący z sejmowego przemówienia Jarosława Kaczyńskiego z 2005 r. zrobił niesamowitą furorę wśród opiniotwórczych ośrodków obozu III RP. Oczywiście, jak wszystko, co wiąże się z liderem PiSu, czy też w jakikolwiek inny sposób kojarzy się ze zwolennikami IV RP (która wszakże wciąż pozostaje zaledwie w sferze postulatów), również i owo sformułowanie traktowane jest z należytą odrazą.
Któż to o „moralnym wzmożeniu” nie pisał! Wystarczy wrzucić hasło w wyszukiwarkę i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki objawia się nam plejada znakomitości. Jest tu i Passent, i Gadomski, i Paradowska… długo by wymieniać. Wszyscy ci luminarze III RP, gdy tylko wyczują choćby blady cień wzmiankowanego „wzmożenia”, opuszczają przyłbice i stają w szranki, a ci mniejszego ducha uciekają z krzykiem.
Antywzmożeniowa kołysanka.
Ostatnio swymi wiekopomnymi przemyśleniami raczył podzielić się Wojciech Mazowiecki w tekście „Po wielkiej wrzawie”, wyczuł on bowiem groźbę nawrotu moralnego wzmożenia, na bazie ujawnionych ostatnio afer.
Omawiając owo kuriozalne wypracowanie, posłużę się metodą polemiczną polegającą na tzw. czytaniu między wierszami. Czy czytam dobrze, poddaję pod opinię Czytelników, którzy mogą sobie skonfrontować moje „czytanie” z tekstem oryginalnym (link poniżej).
Otóż z tekstu wynika, z grubsza rzecz ujmując, następujące przesłanie: niech Rzeczpospolita sobie gnije w bagnie korupcji, skoro inaczej się nie da, byle głośno o tym nie mówić, gdyż ciemny naród gotów dostać „wzmożenia moralnego” i pobudzony tymże wzmożeniem nieodpowiedzialnie zagłosować na jakichś kaczystów, którzy zaprowadzą swój reżim i zniszczą demokrację. Naród należy usypiać, nucąc mruczando – spokojnie, nic się nie stało, wszelkie afery są prowokatorskim wymysłem pisowskich mediów i służb specjalnych. Do rozpowszechniania owej kołysanki należy zaprząc wszystkie dostępne moce przerobowe sprzymierzonych sił autorytetów i mediodajni, by sączyła się nieustannie do uszu odbiorców nie zakłócona żadnym zbędnym dysonansem.
Wojciech Mazowiecki rozumie ową „potrzebę chwili” doskonale, zatem bez zbędnego obcyndalania się rusza do boju i niczym rygorystyczny kapral zawracający dezerterów pistoletem, opiernicza bez pomiłuj dziennikarza proreżimowej TVN24, który ośmielił się na konferencji zadać premierowi kilka naturalnych w zaistniałej sytuacji, acz niewygodnych pytań.
Wzmożenie antymoralne.
Przystanąłem na chwilę. Przebiegłem wzrokiem to co do tej pory napisałem i doszedłem do wniosku, iż zarówno pan Mazowiecki, jak i pozostali „antywzmożeniowcy” również działają w stanie wzmożenia. Antymoralnego wzmożenia, że tak to wdzięcznie ujmę.
Autor i jego środowisko doskonale zapamiętali lekcję ostatniej fali „wzmożenia moralnego” po aferze Rywina, która zakończyła się dojmującą traumą wyborów 2005 r. i gotowi są użyć wszelkich sposobów, by nie dopuścić do powtórki z historii.
Dlatego też obiektem szczególnej troski pana Mazowieckiego pozostają dziennikarze. Przytaczana tu napaść na funkcjonariusza Walterowni to jedynie exemplum. Gorzej, że zadawaniu pytań towarzyszyła „aprobująca bierność tłumu medialnej braci”. Niewybaczalne. Zamiast wytarzać odstępcę w smole i pierzu, siedzieli cicho, jak gdyby nigdy nic. „Coś się w atmosferze wtedy wyczuwalnie zmieniło. Powróciło wzmożenie moralne.” – konkluduje Mazowiecki. Tłumacząc z polskiego na ichniejsze - czujności rewolucyjnej towarzyszom dziennikarzom zabrakło, ot co.
Co więcej, chwilowo co prawda, ale jednak, wzmożył się i to moralnie, sam Jacek Żakowski, który na antenie Tok FM pozwolił sobie na kilka złośliwości pod adresem Walecznego Chlebowskiego! Noo, skoro nawet Żakowski uległ w chwili słabości PiSowskiej propagandzie, to wyznam, że nawet mnie ścierpły pryszcze na czterech literach…
Na szczęście są jeszcze nieugięci, wielcy duchem, ostatni sprawiedliwi – to Daniel Passent i Waldemar Kuczyński, których pryncypialną postawę autor stawia za wzór do naśladowania.
A wszak, dziennikarska brać winna pamiętać, jakie obowiązują ją standardy i jakie pytanie prawdziwie rzetelny dziennikarz powinien sobie zadać jako pierwsze:
"Pierwsza (…) zasada to "cui prodest", czyli komu to służy (w domyśle: ten czyni). Warto się zastanowić, komu i czemu dziś służą "afery". "Wzmożeniu moralnemu" dziennikarzy. "Kryzysowi państwa" i "standardom republiki bananowej" głoszonym przez działaczy PiS."
Napominajmy się…
Sądzę, że również my, blogerzy, powinniśmy wyciągnąć wnioski ze światłych nauk pana Mazowieckiego. Napominajmy się więc nawzajem po chrześcijańsku, z miłosierdziem i troską, gdy dostrzeżemy w mowie i czynie bliźnich pierwsze niepokojące symptomy moralności.
Żegnam się zatem z Czytelnikami i co tchu biegnę do sypialni. Sprawdzę, czy aby nie ma tam jakiegoś wzmożenia…
Gadający Grzyb
alfaomega.webnode.com/news/wojciech-mazowiecki-po-wielkiej-wrzawie/
pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz