piątek, 20 sierpnia 2010
Na czerwonym rowerku.
Lewackie korzenie pseudoprawicowego żydożerstwa.
Od jakiegoś czasu nurtowało mnie pytanie: jak to jest, że ludzie uważający się za prawicowców powtarzają tezy, które taką popularnością cieszą się na mieżdunarodnych lewicowych salonach? Skąd obsesja na punkcie Izraela, żydowskiej międzynarodowej finansjery i ogólnie rzecz biorąc – żydowskiej wszechwładzy nad światem?
I. Sowieckie korzenie.
Otóż, jest to nic innego, jak pokłosie „antysyjonistycznej” propagandy Związku Radzieckiego i reszty demoludów, podchwyconej przez zachodnie lewactwo z „pokolenia 68” (w nieformalnej nomenklaturze GRU - „gównojadów”) i kultywowanej przez lewicę do tej pory. Oczywiście, można by pogrzebać nieco głębiej i przypomnieć syna rabina – niejakiego Karola Marksa, dla którego Żyd był synonimem wyzyskiwacza, (co bardzo spodobało się socjaliście – Hitlerowi, prawem kaduka przypisanego przez komunistów „prawicy” i to „skrajnej”). Można też nadmienić o zawsze silnej w Rosji carsko – cerkiewnej tradycji pogromów, której „ochraniarskim” wykwitem są popularne po dziś dzień w niektórych kręgach „Protokoły mędrców Syjonu”.
Niemniej, by nie przeciągać wywodu, wystarczy cofnąć się do czasów Zimnej Wojny, gdzie antyżydowska (czy też, jak kto woli - „antysyjonistyczna”) retoryka zajmowała w sowieckiej propagandzie poczesne miejsce jako imperialistyczny straszak.
Jednym z kluczowych regionów na geopolitycznej szachownicy był i jest Bliski Wschód. Zarówno ZSRR jak i USA poszukiwały tam sojuszników. W rozgrywce tej Izrael stał się forpocztą Zachodu i praktycznie jedynym gwarantem, że region nie wpadnie w łapy komunistów. Otaczało go morze arabskiego żywiołu wspieranego przez ZSRR, który dostarczał broń, specjalistów (jak w Korei, Wietnamie i Afryce) i szkolił w swych obozach „bojowników” od „towarzysza Arafata”.
Kiedyś rozumiała to polska ulica, która cieszyła się, gdy „nasi Żydzi” prali „ich Arabów”.
Broniący swej niepodległości Izrael stał się zatem jednym z głównych obiektów ataków sowieckiej propagandy, jako „sługus amerykańskiego imperializmu”, a że zachodnia lewica była w znacznej mierze finansowana przez KGB i GRU, odpowiedni stosunek do Izraela stał się również jej tożsamościowym wyznacznikiem, jako pochodna lewicowego antyamerykanizmu.
Trwa to po dziś dzień, albowiem ówcześni „kontestatorzy” stanowią dziś establishment – polityczny, ideowy, uniwersytecki, medialny - wychowawszy sobie po drodze kolejne pokolenie naśladowców zaludniających antyglobalistyczne zadymy. Nie bez kozery tak popularne w środowiskach lewackich stały się „arafatki”, podobnie jak koszulki z „Che” Guevarą, wcześniej zaś znaczki z Mao. Proste jak w pysk dał: jesteś przeciw amerykańskim imperialistom i kapitalistycznym wyzyskiwaczom? To musisz być również przeciw „zbrodniczej” polityce Izraela, który śmie bronić się przed zamachami i ostrzałem rakietowym ze strony „niepodległościowych bojowników”.
Zimnowojenne powiązania i antagonizmy przetrwały i zostały zaadaptowane do obecnych realiów. Dla Rosji wciąż wrogiem nr 1 są Stany Zjednoczone i NATO, a co się z tym wiąże – również Izrael, dlatego też tradycyjnie prorosyjska (prosowiecka) i antyamerykańska lewica Zachodu jednoznacznie opowiada się po stronie popieranych przez Rosję, a śmiertelnie wrogich Izraelowi państw arabskich, bezkrytycznie wspierając świat islamu w jego jihadzie przeciw „małemu (Izrael) i wielkiemu (USA) szatanowi”. Teorii o zamachu na WTC, jako spisku CIA i Mossadu, kiedy to żydowscy pracownicy mieli rzekomo nie przyjść feralnego dnia do swych biur nie wymyślił, bynajmniej, prawicowy oszołom.
II. Lewacka prawica.
Mimo to, w niektórych środowiskach polskiej „prawicy” tego typu teorie, podobnie jak cała reszta „żydożerczego” nastawienia cieszą się sporym wzięciem. Saakaszwili, to produkt amerykańsko – żydowskiego chowu. Palestyńscy terroryści to uciśnieni „bojownicy” walczący z „okupantem”. Polska zamiast w stronę Zachodu powinna pójść w stronę Rosji w nadziei na „wielkie korzyści gospodarcze”. Ameryką rządzą Żydzi. Światowej gospodarki nie niszczą nieodpowiedzialne rządy zadłużające swoje kraje dla podtrzymania „socjalu”, niszczące walutę i obracające coraz większą ilością wirtualnego pieniądza, tylko żydowscy spekulanci. To, że owi spekulanci nie mieli by się czym pożywić, gdyby rządy raczyły przestawić gospodarki swych krajów z głowy na nogi i nie wykazywały się na każdym kroku oportunizmem, tchórzostwem, brakiem kompetencji i nie dotowały np. padających instytucji finansowych – to, do tropicieli Żydów nie trafia. Winien jest spisek międzynarodowych finansistów o mięsistych nosach, którzy do spółki z Izraelem kręcą światem.
Mamy zatem do czynienia z nader osobliwym tworem – lewacką prawicą, która powtarza zasadniczo znane od czasów ZSRR tezy propagandowe z zapałem, którego nie powstydziłyby się „La Repubblica”, „El Pais”, czy inny „Le Monde”, nie mówiąc już o komunistycznych przekaziorach doby moczarowszczyzny. Oczywiście, wszystko to zanurzone jest w patriotycznej, bogoojczyźnianej frazeologii, ale gdy głębiej poskrobać...
III. Dlaczego?
No dobrze, objawy znamy, ale jakie są przyczyny tej aberracji, która powoduje, że - jak sądzę - szczerzy patrioci, zamiast rozpatrywać racjonalnie interesy Izraela i żydowskiej nacji, analizować gdzie są zgodne, a gdzie sprzeczne z naszymi i co w związku z tym powinniśmy zrobić, dostają „małpy” na hasło „Żyd” a nie dostają podobnej na hasło „Francuz”, czy „Rosjanin”?
Cóż, jestem zdania, że jest to związane z zagładą, jaka na skutek rozlicznych dziejowych okoliczności dotknęła szeroko rozumiany obóz Narodowej Demokracji. Otóż, z przedwojennego, wielonurtowego ruchu do dnia dzisiejszego przetrwała grupa, która idee narodowe doprowadziła do ponurego absurdu. Zamiast trzeźwej kalkulacji politycznej, mamy mętny, mesjanistyczny panslawizm, który sprowadza się w praktyce do prorosyjskiego „pożytecznego zidiocenia”. Racjonalny krytycyzm wobec roszczeń części żydowskiej diaspory (tzw. „przedsiębiorstwo holocaust”), czy zadekretowanego przy Okrągłym Stole modelu przemian zastąpiony został tezą o żydowskiej wszechwładzy i badaniem napletków przedstawicieli szeroko rozumianych „elit” (bo wiadomo – Polak, nie oszukałby Polaka) i.t.d.
Nie ma to wiele wspólnego z sensem politycznej spuścizny Romana Dmowskiego, który zwykł bazować na chłodnej politycznej kalkulacji, ma za to wspólnego bardzo wiele ze zwasalizowanymi przez komunę twardogłowymi nurtami od Bolesława Piaseckiego, tudzież popierających Jaruzela i stan wojenny Jędrzeja i Macieja Giertychów. Najwięcej zaś z moczaryzmem, wspartym przez żydożercze resentymenty jeszcze carsko - cerkiewnego chowu zaadaptowanymi sprawnie przez „czerwonych carów” komunizmu. Nic dziwnego, że przy różnych okazjach, nasi pożal się Boże „narodowcy” mówią i zachowują się niczym kolejni przedstawiciele moskiewskiej „agentury opinii”.
Jakoś tak się stało, że w pełni uzasadniona nienawiść do wykorzenionych ubeckich oprawców, tudzież aparatczyków żydowskiego pochodzenia, którzy zaprzedali się czerwonej barbarii, splotła się w ich umysłach w jedno z nienawiścią do Izraela – sojusznika antykomunistycznej Ameryki i poparciem dla sojuszniczych wobec Kremla Arabów... Wychodzi ogólne popierdzielenie.
Osobiście przypuszczam, że to efekt przeżarcia środowisk post – endeckich (również emigracyjnych) przez peerelowską i rosyjską agenturę, ale rzecz jasna, nie mam dowodów. Mogę jedynie spekulować na podstawie widocznych zachowań. Jeżeli np. w towarzystwie Kazimierza Świtonia broniącego papieskiego krzyża na Żwirowisku pojawia się natychmiast jakiś „były” esbek, to mogę jedynie współczuć Świtoniowi i skonstatować, że Ruskim i ich sługom w Polsce zależy: po pierwsze - na kompromitacji szeroko rozumianych sił patriotycznych, po drugie – na zbudowaniu własnej, prorosyjskiej „prawicy” zdolnej do stumanienia jak największej liczby wyborców i odebrania ich tym niepodległościowym siłom, które mogłyby realnie coś dla Polski zrobić, bez licytowania się radykalizmem i wykrzykiwania o zdradzie.
Krótko mówiąc – ród olbrzymów, jakim niegdyś był obóz Narodowej Demokracji, zdegenerował się na przestrzeni dziesięcioleci do rodzinki groteskowych gnomów, której przekaz został zredukowany do obsesyjnego poszukiwania Żydów, tępego popierania polityki rosyjskiej (proszę sprawdzić, co mówiono i pisano w „narodowych” mediach podczas wojny gruzińskiej w 2008 roku) i bełkotliwego słowiańskiego mesjanizmu.
Obozu narodowego, który w przytomny, racjonalny politycznie sposób gotów byłby chwycić się za bary z wyzwaniami współczesności, próżno szukać.
Podsumowanie.
Osoby epatujące teoriami o syjonizmie kręcącym światem i doszukujące się wszędzie zakamuflowanych bądź jawnych Żydów uważają się za prawicowców i antykomunistów. Takie jest ich autentyczne, subiektywne przeświadczenie. Niestety, obiektywnie rzecz biorąc, są nieświadomymi sojusznikami międzynarodowego lewactwa nafaszerowanego sowiecką propagandą. Tak, tak, państwo „narodowcy”. Pedałujecie z lewicą na tym samym, czerwonym rowerku.
Gadający Grzyb
P.S. Temat „siedział” we mnie od dawna, ale wolałem zaczekać aż ucichną emocje wokół działalności Chłopa Ze Wsi. Dlatego napisałem notkę dopiero teraz.
pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl
Etykiety:
antysemityzm,
antysyjonizm,
Idee,
lewactwo,
Moczar,
moczarowszczyzna,
Narodowa Demokracja,
pokolenie 68,
prawica,
Roman Dmowski,
żydożerstwo
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz