Parszywej owcy nie ma sensu bronić, szkoda prądu. Parszywą owcę separuje się od stada.
I. Szkoda prądu.
Pojawiło się ostatnio trochę blogerskich tekstów, których autorzy biorą w obronę Marcina Dubienieckiego. Rozumiem, postać ta znalazła się ostatnio „na rozdzielniku” wiodących reżimowych mediodajni, więc naturalnym odruchem każdego porządnego człowieka jest stanąć w obronie tego, komu rzucają się do gardła cyngle z „Wyborczej” czy hałastra z Tusk Vision Network / WSI24. Tyle, że akurat jeśli chodzi o pana Dubienieckiego, szkoda prądu, naprawdę.
Nieco modyfikując i rozszerzając swój krytyczny komentarz, który zamieściłem kilka dni temu pod tekstem Rosemanna „Marcin Dubieniecki, osoba prywatna”, powiem tak:
To „oczywista oczywistość”, że uderzenie wyprowadzone w Dubienieckiego jest tak naprawdę ciosem w Jarosława Kaczyńskiego. Nawet nie ma co się nad tym rozwodzić, każdy widzi. Równie „oczywistą oczywistością” jest, że przeróżni medialni Katoni, tudzież tuzy nadwiślańskiej palestry, którzy na użytek pana Dubienieckiego przypominają sobie o etyce i standardach, to śmiech na sali.
Tyle, że Dubieniecki dawał i daje wymarzone wręcz powody do ataków. Weźmy jego gardłowanie w kwestii odszkodowań dla ofiar katastrofy smoleńskiej, czego efektem było danie miejscowej „ludożerce” asumptu do roztrząsania pazerności Marty Kaczyńskiej, ponieważ gardłował jako jej pełnomocnik. Szkody wizerunkowe uderzyły oczywiście rykoszetem w Jarosława Kaczyńskiego i w PiS, podobnie jak publiczne, hucpiarskie dopominanie się o miejsca na listach wyborczych dla siebie i małżonki, co na opinii publicznej mogło wywrzeć wrażenie, że PiS to coś w rodzaju firmy rodzinnej, do której wystarczy się wżenić, aby mieć widoki na ciepłą posadkę. Trudno oszacować straty spowodowane tylko tymi dwoma wybrykami, a było przecież tego więcej.
Na szczęście Jarosław Kaczyński ma na Dubienieckiego alergię i wcale się mu nie dziwię. Obiektywnie rzecz biorąc, Dubieniecki szkodzi PiSowi - to gość o potencjale obciachu porównywalnym z obecną działalnością Migalskiego, jeśli nie gorzej. Zwyczajnie, nie wie kiedy się zamknąć. A media polują...
Osobiście uważam, że Dubieniecki to nadambitny cwaniaczek, z niepohamowanym parciem na szkło, który krzykliwie usiłuje podskoczyć wyżej własnych czterech liter. Sądzę, że temu bezideowemu karierowiczowi wszystko jedno czy wypłynie przy Ordynackiej, czy przy PiSie. I, niestety, nie jest osobą prywatną co czasem podnoszą jego obrońcy. W momencie, gdy z własnej woli opuścił sferę prywatności, dopominając się wrzaskliwie o możliwość robienia kariery politycznej, stał się postacią publiczną i od tej pory jego działalność podlega ocenie bez taryfy ulgowej.
Dodatkową obrzydliwością jest, że swoje ambicyjki usiłował realizować poprzez żonę, próbując uruchomić do tego celu w PiSie jakieś nepotyczne mechanizmy rodem z eseldowskich sitw z których wyszedł, ale które nie wyszły z niego. Niejednokrotnie stawiał przez to panią Martę Kaczyńską w bardzo niezręcznej sytuacji. O Marcie Kaczyńskiej dobrze świadczy, że stara się trzymać raczej na politycznym uboczu i pozbawiła M.D. pełnomocnictwa, zaś o Jarosławie Kaczyńskim to, że spuścił Dubienieckiego wraz z jego, przepraszam, gówniarskim tupeciarstwem po drucie. Przynajmniej tym razem nie zawiódł go instynkt w ocenie ludzi, co czasami zdarzało mu się w przeszłości (przykład „śpiocha” Janusza Kaczmarka).
II. Dlaczego teraz?
Interesujący jest jeszcze jeden aspekt sprawy: dlaczego postanowiono uderzyć w Jarosława Kaczyńskiego akurat teraz, na długo przed wyborami? Logiczne wydawałoby się wytoczenie tego typu armat w apogeum kampanii wyborczej, kiedy uwikłania męża bratanicy prezesa PiS miałyby maksymalną moc rażenia. Przecież teraz Kaczyński ma wystarczająco dużo czasu, by ostatecznie odciąć się od pętaka, który na nieszczęście stał się jego powinowatym, zaś „gorące” dziś oskarżenia za kilka miesięcy będą już tylko nieświeżym kotletem.
Istnieją według mnie następujące możliwości:
1) Postanowiono w ten sposób „zneutralizować” zbliżającą się rocznicę tragedii smoleńskiej i uniemożliwić odrodzenie się atmosfery Żałoby Narodowej, której wspomnienie wciąż powoduje ciarki na plecach szeroko rozumianego „Obozu III RP”.
2) Kolejny cel, to wytworzenie złej atmosfery wokół Marty Kaczyńskiej, jako silnego głosu wspierającego stryja. Rozwódka, która rzuciła męża dla szemranego kolesia o mentalności pasującej do prowincjonalnej mętowni charakterystycznej dla lokalnych struktur SLD z których zresztą się wywodzi – to nie wygląda dobrze. Dodajmy do tego rzucenie cienia na pamięć o Lechu Kaczyńskim ze względu na ułaskawienie przestępcy, którego łączyły z Dubienieckim biznesowe powiązania.
3) I wreszcie – być może sprawa Dubienieckiego jest na tyle „rozwojowa”, że tego paliwa starczy aż do wyborów i to co obserwujemy teraz jest zaledwie przygrywką, a właściwa bomba zostanie zdetonowana dopiero w kulminacyjnym momencie kampanii. Byłaby to najgorsza ewentualność.
***
Podsumowując, sądzę że Dubieniecki to szkodnik, który jeśli nikt nie wytłumaczy mu dobitnie, żeby wreszcie przestał marnować okazje aby siedzieć cicho, może swymi wyskokami odegrać bardzo negatywną rolę w kampanii wyborczej. Parszywej owcy nie ma sensu bronić – powtórzę jeszcze raz: szkoda prądu. Parszywą owcę separuje się od stada.
Dlatego piszę ten tekst teraz. Po to, bym nie musiał go pisać przed wyborami.
Gadający Grzyb
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz