...czyli - czekając na Budapeszt. PiS powinien pójść do następnych wyborów w szerokiej koalicji z autonomicznymi organizacjami społecznymi.
I. „Infrastruktura patriotyzmu”
Jarosław Kaczyński podczas wieczoru wyborczego podsumował swe wystąpienie słowami: „przyjdzie taki dzień, kiedy będziemy mieli w Warszawie Budapeszt”. Niewykluczone, tyle że Budapeszt sam się nie zrobi. Nie wystarczy bierne oczekiwanie na społeczny przełom – trzeba mu dopomóc, inaczej „Budapeszt” ktoś sprzątnie nam sprzed nosa. Tymczasem odnoszę wrażenie, że PiS liczy na władzę, która sama przyjdzie dzięki kryzysowemu odwróceniu „tryndu" społecznego. Błąd. Równie dobrze potencjał społecznego niezadowolenia może przejąć jakaś sprytnie wykreowana na tę okoliczność „wydmuszka" - trybun ludowy ze służbowego rozdzielnika stworzony właśnie po to, by owo niezadowolenie zagospodarować. Był Lepper, jest Palikot – jaki problem by podrzucić w kluczowym momencie sfrustrowanym i ogłupionym wyborcom kogoś, kto podbierze kolejne segmenty elektoratu?
Najgorszym błędem w każdej walce jest niedocenianie przeciwnika. „Tamci” - z obozu beneficjentów i utrwalaczy IIIRP wraz ze swą ekspozyturą, jaką jest obecna dyktatura matołów, nie są przecież durniami – wiedzą co się szykuje, wiedzą również na co liczy Kaczyński. Chyba nikt nie jest tak naiwny, by sądzić, że nie będą się starali zabezpieczyć i przygotować na skanalizowanie spodziewanych niepokojów, gdy obecna „mała stabilizacja” na krechę zawali się pod ciężarem długu publicznego.
Dlatego należy się przygotować już dziś na godzinę próby, która zresztą nadejdzie prawdopodobnie grubo przed końcem obecnej kadencji. Rafał Ziemkiewicz w swym felietonie w „GP” użył pojęcia „infrastruktura patriotyzmu”. Pozwolę je sobie pożyczyć, gdyż doskonale oddaje to, czego opcji patriotyczno-niepodległościowej potrzeba, by nie skichać się po raz kolejny. Taką patriotyczną infrastrukturą – cierpliwie i konsekwentnie budowaną (o czym u nas pisze m.in. Kuki powołując się na Grzegorza Górnego) – dysponował bowiem na Węgrzech Fidesz i Wiktor Orban. Dzięki niej potrafił zagospodarować spowodowaną kryzysem zmianę nastrojów społecznych i wygrać w imponującym stylu.
Zaczątki tej infrastruktury mamy. Dobrym początkiem było podpisanie podczas sierpniowej konwencji wyborczej wspólnej deklaracji z organizacjami społecznymi. Nadzieje i zagrożenia postarałem się wówczas odmalować w tekście „Zjednoczony obóz IV RP”, którego kontynuacją jest niniejsza notka.
II. Przegląd stanu posiadania
Warto w tym miejscu porównać potencjał społeczny dwóch głównych antagonistów: PiS-u i Platformy Obywatelskiej. Porównanie to wypada dla PO miażdżąco: o ile Prawo i Sprawiedliwość może pochwalić się oparciem w powstałych samorzutnie organizacjach - będących na ogól pokłosiem posmoleńskiego wzmożenia obywatelskiego i „ruchu niezgody” na wielowymiarowe staczanie się Polski - o tyle Platforma by stworzyć wrażenie szerokiego poparcia musi uciekać się do wyciągania polityków z konkurencyjnych ugrupowań w zamian za miejsca na listach.
Kto tu zatem jest naprawdę ugrupowaniem obywatelskim? Nie sposób (zachowując odpowiednie proporcje) uciec tu od analogii z czasów PRL-u z początku lat 80-tych, kiedy to dysponująca pełnią władzy oraz aparatem przymusu i represji PZPR reprezentowała de facto samą siebie - bandę czerwonych karierowiczów legitymizujących w zamian za osobiste korzyści sowiecką dominację, zaś większość Polaków miała swego reprezentanta w opluwanej, zwalczanej siłowo i propagandowo „Solidarności”.
Polska Zjednoczona Platforma Obywatelska może zatem liczyć na aparat państwa w rodzaju „rozgrzanych sądów”, służby, ewentualne „cuda przy urnach” i broń masowego ogłupienia – pozostające w rękach obozu beneficjentów i utrwalaczy III RP wiodące mediodajnie, które nie tyle popierają PO, ile blokują możliwość powrotu „obozu IV RP” do władzy. PiS może zaś liczyć na działalność oddolną, w lokalnych społecznościach, prowadzoną przez sprzyjające mu środowiska patriotyczne.
Zatem, mimo że ostatnie starcie zakończyło się porażką, to przyszłość, pod warunkiem zachowania obecnego, prospołecznego kursu, będzie należała do IV RP. Warunek: trzeba to pielęgnować i rozwijać – obecnie dysponujemy bowiem zaledwie tzw „dobrym początkiem”.
III. Obywatelski „pas transmisyjny”
Wiktor Orban, na którego lubią się powoływać działacze PiS z prezesem na czele, podczas lat opozycyjnej odstawki potrafił stworzyć w terenie sieć lokalnych organizacji, która w odpowiednim momencie zafunkcjonowała. Dzięki nim potrafił np. komunikować się z wyborcami ponad głowami oficjalnych, dominujących przekaziorów pozostających w rękach tamtejszej postkomuny (to dla tych, którzy w kółko narzekają na media i usprawiedliwiają w ten sposób kolejne porażki – Orban miał tak samo). Takiego zjednoczonego obozu IV RP współtworzącego postulowany przeze mnie wielokrotnie Drugi Obieg 2.0 nam trzeba i on powstaje – tyle że potrzebuje aktywnego wsparcia i współpracy ze strony struktur PiS-u, z tym zaś bywa różnie, o czym można było się przekonać podczas ostatnich wyborów. To w teren powinny pójść partyjne fundusze, kadry, środki, logistyka, a nie na centralę i paru topornych działaczy szwendających się po różnych TVN-ach.
Na sojusz z organizacjami obywatelskimi należy chuchać i dmuchać, ale partyjny „aparat" jak to „aparat" - ruchów obywatelskich nie lubi, bo zamiast sprzymierzeńca widzi w nich często konkurencję. A już gdy te organizacje próbują sprawować nad Partią jakąś obywatelską kontrolę by, mówiąc Chłodnym Żółwiem, „krówki nie właziły w szkodę” - no to jest obraza majestatu na całego, o czym przekonała się blogerka Iranda, która nie została mężem zaufania, bo niegdyś skrytykowała lokalną panią poseł. O takich kwiatkach, jak spławienie reżysera Piotra Zarębskiego i jego inicjatywy powołania telewizji aż się nie chce pisać.
Z takim podejściem należy skończyć. PiS może mieć niezastąpiony instrument służący „polityzacji mas”, będący znakomitym pasem transmisyjnym docierającym bezpośrednio do ludzi z pominięciem wrogich mediodajni. „Aparat” jednak winien wystrzegać się arogancji i traktować ludzi podmiotowo, a nie jak wygodne narzędzia, które raz bierze się do ręki, innym razem zaś odstawia do kąta.
W ten sposób infrastruktury patriotyzmu się nie stworzy.
IV. Gabinet fachowców
Osobną kwestią jest, by ten obywatelski „pas transmisyjny” miał co transmitować. Kłania się tu wykorzystane zaplecza intelektualnego z którego może skorzystać Prawo i Sprawiedliwość. Jest Instytut Sobieskiego, Fundacja Republikańska - są specjaliści, którzy powinni zastąpić w roli „twarzy” zgranych i nieudolnych działaczy. Jest potencjał ujawniony choćby na kongresie Polska Wielki Projekt zdolny stworzyć kompleksowy program sanacji państwa we wszystkich dziedzinach. Część z tych osób można było odnaleźć na listach podczas ostatnich wyborów, jednak po pierwsze – za mało, po drugie – byli za słabo wyeksponowani. Tymczasem ludzie ci powinni stworzyć może nie tyle „gabinet cieni”, ile „gabinet fachowców” - specjalistów reprezentujących stanowisko PiS w poszczególnych dziedzinach.
Warto przypomnieć rodzimym „orbanowcom” co to „czekają na Budapeszt”, że Wiktor Orban zebrał zaplecze fachowców, którzy stworzyli konkretną ofertę programową. Krótko mówiąc - było z czym wyjść do ludzi. Nie muszę chyba dodawać, że po ewentualnym zwycięstwie program ten należy wdrażać, zaś jego autorzy powinni być wiodącymi postaciami w „swoich” resortach.
V. Zjednoczony obóz IV RP o muerte!
No i wreszcie kwestia podejścia do wyborów. Otóż moim zdaniem PiS powinien pójść do następnych wyborów nie jako pojedynczy podmiot – monopartia, ale w możliwie szerokiej koalicji z autonomicznymi organizacjami społecznymi: Solidarnymi 2010, Stowarzyszeniem Polska Jest Najważniejsza, Ruchem Społecznym im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Komitetem Katyńskim – wymieniam przykładowo, jest tych podmiotów więcej. W ten sposób PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele, pozostając naturalnym przywódcą i główną siłą tego porozumienia, zdejmie z siebie odium politycznej alienacji, partii „niekoalicyjnej” - pokaże się jako reprezentant masowego ruchu społecznego: Zjednoczonego obozu IV RP.
Wyborcy w Polsce premiują współpracę i porozumienie. Poza tym, takie odnowienie oblicza daje pewien powiew świeżości, również lubiany przez elektorat i wybije argumenty tym, którzy twierdzą, że PiS się „zużył” jako opozycja. Ja wiem, że partia najchętniej pogłaskałaby tych wszystkich społeczników po główkach, powiedziała dobre słowo, ale podzielić się dobrymi miejscami na listach - och nie, to za bardzo boli... Ujmę to tak: PiS już teraz coraz częściej postrzegany jest jako część zastygłego systemu – z czasem ten wizerunek będzie się pogłębiał, a Prawo i Sprawiedliwość stopniowo będzie osuwało się na wyborczy margines, zakładając nawet optymistycznie, że nie dojdzie do rozłamów w stylu PJN. Lepiej się posunąć i dopuścić do głosu przedstawicieli „infrastruktury patriotyzmu” bez której i tak nie wygra się wyborów, by w ostatecznym rozrachunku zebrać całą „orbanowską” pulę, co jest wszak deklarowanym celem.
Jeśli PiS nie zdecyduje się na ten śmiały ruch, to wciąż będziemy marzyli o swym Budapeszcie w głębokim poczuciu własnej racji i zrzędzili na zgnojone, postkolonialne społeczeństwo. Tymczasem premię za nowość, antyestablishmentowość – i w konsekwencji „głos ludu” - będą zgarniać jakieś Palikoty, tudzież inne konstrukty wykreowane do kanalizowania społecznych frustracji.
Gadający Grzyb
Niektóre teksty nawiązujące do tej tematyki:
http://niepoprawni.pl/blog/287/zjednoczony-oboz-iv-rp
http://www.niepoprawni.pl/blog/287/pis-mediodajnie
http://niepoprawni.pl/blog/287/bledy-kampanii
http://niepoprawni.pl/blog/287/o-naprawie-rzeczypospolitej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz