Przestrzeń publiczna zostanie wypełniona „świergoleniem”, a jak nie, to dwa lata odsiadki nauczą „miłości” wszystkich nienawistników.
I. Droga do upadku
Przyznam się bez bicia, że wiedziony zdrożną ciekawością wycelowałem te 2,90 na pierwszy numer pińskiego „Uważaka”. I chyba popełniłem błąd, trzeba było odczekać 2-3 tygodnie, albowiem nowa odsłona na swą premierę sfastrygowana została z tekstów, których nie zdążyli wycofać odchodzący publicyści, do tego pewnie trochę jakichś archiwalnych złogów plus materiały napisane przez dziennikarzy „Rzepy”. Widać jak na dłoni, że nowy naczelny ma potężne problemy ze skompletowaniem ekipy – oczywiście prócz Korwina, który pisze wszędzie i nie posiada się z radości, że „URz” zostało odebrane „pisowcom”. Zapewne widzi w tym jaskółkę przyszłego wyborczego sukcesu – ci, którzy, zrobili kiedyś ten błąd i dali się Korwinowi politycznie zauroczyć, marnując swe głosy przez kilka różnych wyborów z rzędu, jak niżej popisany, znają tę śpiewkę doskonale: teraz to już na pewno zdobędziemy 10-15 procent i tym razem, za sto jedenastym podejściem, wejdziemy, zwyciężymy, przełamiemy monopol różnej maści socjalistów, albowiem to MY i nikt inny jesteśmy jedyną najprawdziwszą prawicą.
Oczywiście, obecność Korwina na łamach w żaden sposób nie przyczyni się do wzrostu popularności jego formacji, tak jak nie przekładają się felietony w „Angorze”, albowiem jego rola w społecznej świadomości została definitywnie już zaklepana i sprowadza się do pozycji wujaszka-ekscentryka, który na imieninach zawsze potrafi wprawić towarzystwo w dobry humor. Piński go wziął ze względu na zaszłości z „Najwyższego Czasu”, no i dlatego, że zawsze jest to jakieś rozpoznawalne nazwisko, ale cóż szkodzi Korwinowi trochę pomarzyć?
Nawet o przechyle w kierunku jakiejś usalonowionej „neo-endecji” trudno w tej chwili wyrokować, jako że polemiczny tekst Artura Zawiszy i Roberta Winnickiego okazał się pochodzić sprzed dwóch tygodni i w bieżącym numerze miał się ukazać jeszcze na mocy uzgodnień z Pawłem Lisickim. Sam Winnicki zdecydowanie dementuje, jakoby miał zostać nowym publicystą „Uważam Rze”, więc za tymi narodowcami Piński będzie musiał trochę się porozglądać. No chyba, że sprawdzi się rysunkowe proroctwo Budynia78 i pojawi się specjalista od wynajdywania kolejnych „katechonów” - czyli monarchista Wielomski z paxowskim weteranem Engelgardem na doczepkę. Byłaby to zaiste piękna katastrofa.
Stuhr-senior na okładce to już jakaś aberracja, gdyż niezależnie od tego, że firmuje tu „temat tygodnia” o walce z rakiem, to dla czytelników, jego polityczno-towarzyskie afiliacje spod znaku salonowego „krakówka” są na tyle jednoznaczne, by z miejsca ośmieszyć deklaracje ze wstępniaka o „społecznej kontroli nad władzą” i inne tego typu zaklęcia, których nie szczędzi czytelnikom nowy naczelny.
Mnie szczególnie ujął tekst o „prawdziwie wolnym rynku” w kontekście sposobu, w jaki Presspublica trafiła w ręce Hajdarowicza – za pieniądze pożyczone od powiązanego z WSI NFI „Jupiter”, esbeckiego „tewusia” Leszka Czarneckiego oraz od PW Rzeczpospolita. Traktowanie czytelników jak durni to droga do klęski, no chyba, że jest się Tomaszem Lisem, który traktuje tak swych odbiorców od wielu lat i to ze sporym powodzeniem, ale Lis celuje w diametralnie inny target przy którym takie podejście się akurat sprawdza.
II. Fuzja „URz” i „wSieci”?
W kontekście przejęcia „Uważam Rze” intrygująco brzmi wyznanie Pawła Lisickiego, że Jan Godłowski - współpracownik Hajdarowicza - na dwa dni przed zwolnieniem proponował Lisickiemu odkupienie tytułu. Albo była to zasłona dymna, albo Hajdarowicz naprawdę chciał się pozbyć politycznej kuli u nogi, nawet za cenę utraty dochodów generowanych przez to pismo (w tym roku według Ziemkiewicza miało to być 9 mln czystego zysku). Jeśli to drugie, to w ciągu tych dwóch dni jakiś rządowy „Graś” musiał dobitnie przypomnieć medialnemu „słupowi” skąd wyrastają mu nogi i że Dyktatura Matołów nie życzy sobie wpływowego tygodnika ze sprzedażą stu trzydziestu tysięcy egzemplarzy pozostającego poza kontrolą.
Ale może nie ma tego złego... Interesująco w tym wszystkim rysują się perspektywy dwutygodnika „wSieci”, który pierwotnie żywić się miał przedrukami z internetu – głównie z portali „wPolityce.pl” oraz „Stefczyk.info”, obecnie zaś może przejąć grono autorów z odchodzącej ekipy „Uważaka” i stać się normalnym tygodnikiem z własnymi, oryginalnymi treściami. Pytanie, czy Jacek Karnowski – a w zasadzie biznesowi patroni ze Stefczyka - może sobie na to pozwolić od strony budżetowej. W każdym razie, oczekiwanie dotychczasowych czytelników „Uważam Rze” jest pod tym względem jednoznaczne i jeśli z jakichś względów nie zostanie spełnione, to Karnowski by zachować wiarygodność swoją i swoich tytułów będzie musiał przedstawić naprawdę przekonujące uzasadnienie.
Jednakże, nawet jeśli dawne „Uważam Rze” odrodzi się jako zmodyfikowane „wSieci”, to dla wszystkich którzy odeszli miejsca raczej nie starczy. Ci, co się nie załapią znajdą się w sytuacji nie do pozazdroszczenia, bo raty kredytów nie poczekają – i być może Jan Piński liczy na różne „ciche powroty”. Oby się przeliczył, bo łamanie sumień materialnym przymusem to zawsze przygnębiający widok, nie mówiąc już o schadenfreude reżimowych mediodajni.
III. Mowa miłości
A tak już na zakończenie, coś z innej beczki: „Hybrydy” nie chcą być kojarzone z „roninowcami”. „Solidarni 2010” rozesłali informację, że spotkanie promocyjne książki „Lawa – rozmowy o Polsce” zaplanowane pierwotnie na 4 grudnia w „Hybrydach” właśnie, odbędzie się w Domu Pielgrzyma „Amicus”, gdyż „Hybrydy” wymówiły „Solidarnym” i Klubowi Ronina salę. Nawet nie próbowano ukryć, że chodzi o nagonkę związaną z odgrzebanymi słowami Grzegorza Brauna sprzed dwóch miesięcy i przesłuchania prokuratorskie świadków owej wypowiedzi. Cóż, w warunkach nieubłaganej walki z „mową nienawiści” lepiej mieć z władzą dobrze, nawet za cenę utraty twarzy, bo na różnych jątrzycieli Dyktatura Matołów ma swoje sposoby - i lepiej nie przekonywać się na własnej skórze jakie.
Zatem, system pełzającej represjonizacji działa, wojna z nienawistnikami się rozkręca, a już nasi przodkowie zauważyli, że pierwszą ofiarą każdej wojny jest prawda. Toteż nawet się nie zdziwiłem, gdy w wywiadzie dla Polsat News polityk PO Adam Szejnfeld zadekretował, iż jedynym obowiązującym językiem w Polsce ma stać się „mowa miłości”. Innymi słowy, przestrzeń publiczna zostanie wypełniona „świergoleniem”, a jak nie, to dwa lata odsiadki nauczą „miłości” wszystkich nienawistników. Niezawisłe Sądy już się grzeją pod telefonami.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz