Jan Vincent Rostowski mógł zostać Tuskowi zwyczajnie narzucony, by dokończyć proces kolonizacji gospodarczej Polski.
I. Wynarodowiona gospodarka
Do annałów: 13.09.2013. Sejm uchwalił nowelizację ustawy budżetowej zwiększającą deficyt o ok. 16 mld zł – z 35,6 mld do 51mld 565mln zł. Dalsze 7,7 mld złotych mają przynieść cięcia w poszczególnych resortach. W sumie – prawie 25 mld złotych. No cóż, przydałoby się teraz mieć te 5,8 mld euro, które „pożyczyliśmy” na 0,1-0,2 procenta w ramach zrzutki na ratowanie Grecji Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu w 2011 roku (sami mamy linię kredytową w MFW oprocentowaną na 5-6%). Po obecnym kursie (ok. 4,2 zł), byłoby to 24,36 mld zł – i kwestia niedoboru byłaby właściwie rozwiązana. Ale przecież nie po to międzynarodowa finansjera nasłała tu w charakterze strażnika swych interesów pana Jana Vincenta „no PESEL” Rostowskiego z samego londyńskiego City, by Polska przestała się zadłużać.
Powyższe koreluje z wypowiedzią prof. Witolda Kieżuna o tym, w jakim stopniu jesteśmy (Polska i cała środkowa Europa) skolonizowani przez obcy kapitał. Sektor finansowy – na sześćdziesiąt kilka banków tylko cztery są polskie. W krajach Europy Zachodniej obecność obcych banków nie przekracza 20% - i to pomimo „swobodnego” przepływu kapitałów. Poszczególne branże – zdominowane przez firmy zagraniczne, wliczając w to „sprywatyzowane” za ułamek wartości przedsiębiorstwa państwowe. Do tego jesteśmy rezerwuarem taniej siły roboczej. Sędziwy profesor mówiąc o tym, płakał. Nie o taką Polskę walczył, nie takiej Polski wyglądał. Struktura gospodarcza Polski przypomina bowiem jako żywo to, co ma miejsce w krajach postkolonialnych.
II. Kapitałowa kolonizacja
Mamy zatem do czynienia z wielopoziomową kolonizacją – finansową, sił wytwórczych i materiału ludzkiego. Czegoś jednak z punktu widzenia ekonomicznych kolonizatorów wciąż brakowało – mianowicie, do pewnego momentu Polska, dzięki zachowywaniu jako-takiej dyscypliny finansowej, pozostawała krajem stosunkowo mało zadłużonym. Dług publiczny wprawdzie stopniowo narastał, jednak dość powoli, ponadto istniały progi ostrożnościowe traktowane przez wszystkie kolejne ekipy niezależnie od politycznych barw jako tabu. Inna sprawa, że kolejne rządy przed nadmiernym zapożyczaniem się ratowała „prywatyzacja” - czyli wyprzedaż obliczona na „dopięcie” kolejnych budżetów.
W każdym razie, na koniec 2007 roku dług publiczny wynosił nieco ponad 527 mld zł, a obecnie według różnych wyliczeń od 800 mld do biliona złotych. Osobiście przypuszczam, że bliższa prawdzie jest ta wyższa suma z uwagi na różne, nie stosowane przez poprzedników, księgowe sztuczki ministra Rostowskiego.
Co spowodowało tak nagły wzrost tempa zadłużania Polski? Do niedawna skłonny byłem sądzić, iż jest to wynik zbrodniczej beztroski i dojutrkowości charakteryzującej rządy Tuska - „ciepła woda w kranie” za pożyczone pieniądze dopóki się da, a potem ucieczka na brukselską posadę komisarza od prostowania bananów. Rostowski zaś miał być wykonawcą tej polityki. Obecnie jednak rodzi mi się w głowie spiskowe podejrzenie, że sprawa może mieć drugie i o wiele poważniejsze dno.
III. Dokończenie procesu kolonizacyjnego
Otóż Jan Vincent Rostowski mógł zostać Tuskowi zwyczajnie nastręczony, lub wręcz narzucony, jako strażnik interesów banksterskiej międzynarodówki, by dokończyć proces kolonizacyjny i to tak, byśmy nie mieli szans kiedykolwiek wygrzebać się z bagna. Finanse publiczne były bowiem ostatnim poważnym segmentem w którym mieliśmy jeszcze pole manewru i jakąkolwiek podmiotowość. A finanse publiczne, to nic innego jak podatki płacone przez obywateli, na które chrapkę mają instytucje finansowe skupujące państwowe papiery dłużne. Wydaje się nam, że podatki płacimy do budżetu państwa, tymczasem, jak poskrobać, to okazuje się, że budżet państwa jest tu tylko „przepompownią” która przekazuje nasze pieniądze do wierzycieli będących w posiadaniu obligacji Skarbu Państwa. W 2012 na samą obsługę zadłużenia wydaliśmy równowartość wpływów z PIT i jeszcze trochę, a przecież to nie koniec.
Zrozumiałe więc, że w interesie ekonomicznych kolonizatorów jest pogłębianie zadłużenia państwa, bo to gwarantuje im pewne dochody – im zadłużenie wyższe, tym większe zastrzyki gotówki płyną z naszych do ich kieszeni. Cały proceder kończy się zaś bankructwem i półformalnym ubezwłasnowolnieniem kraju, jak dzieje się to w przypadku Grecji. Pisałem już o tym wielokrotnie (wykaz poprzednich tekstów pod notką), ale powtórzę – zadłużanie państwa, to wyprzedaż suwerenności. Do tej pory owo uzależnienie od międzynarodowej finansjery postępowało najwyraźniej zbyt wolno jak na apetyty mocodawców Rostowskiego. Od momentu objęcia teki ministra finansów przez Jana Vincenta wszystko ruszyło z kopyta.
Nie do przecenienia jest również naruszenie finansowego tabu w postaci „zawieszenia” pierwszego progu ostrożnościowego. W ten sposób pękła pewna psychologiczna bariera - od tej pory każdy rząd będzie miał świadomość, że wszelkie zasady dotyczące finansów publicznych będzie można złamać ku uciesze przyszłych wierzycieli i licytatorów masy upadłościowej. I sądzę, że to również jest celowe działanie Rostowskiego, który zwyczajnie musiał wiedzieć, że układa nierealny budżet – właśnie po to, by stworzyć okazję do przełamania ostrożnościowej granicy i otworzyć wrota do dalszego zadłużania Polski.
IV. Na drodze do upadłości
Warto dodać, iż powyższe jest logiczną konsekwencją procesu „transformacyjnego” zapoczątkowanego w postkomunistycznym regionie przez George'a Sorosa (a tak naprawdę przez jego mocodawców, którzy posyłają Sorosa w charakterze finansowego „komandosa”). Proces ów Song Hongbing w swej „Wojnie o pieniądz” scharakteryzował jako „zamianę długów na udziały”. W telegraficznym skrócie polega on na tym, że demoludom umarzano częściowo długi, których nie mogły spłacić w zamian za „udziały” w poszczególnych gospodarkach narodowych. Stąd ta niezrozumiała na pierwszy rzut oka wyprzedaż majątku narodowego po dyskontowych cenach i niepohamowana inwazja gospodarcza, nad którą tak boleje prof. Kieżun.
Przy okazji - państwo właśnie dało sygnał o rychłej niewypłacalności, przystępując do likwidacji OFE. Tak się bowiem składa, że OFE są dość istotnym wierzycielem Skarbu Państwa na rynku wewnętrznym – na koniec 2012 roku obligacje stanowiły 45% papierów wartościowych w portfelu OFE na łączną sumę 118 mld zł. „Nacjonalizując” te obligacje, państwo dało sygnał, że długo już nie pociągnie, mimo pozornego obniżenia długu publicznego. Oczywiście, OFE nie ma co żałować, ten finansowy pasożyt był bowiem jedną z wielu form eksploatacji, zaś nasze „prywatne” emerytury i tak przecież koniec końców w 45% były uzależnione od zdolności wykupu przez państwo obligacji. Niemniej, w obecnej kondycji finansów publicznych ten rozpaczliwy rzut na taśmę dokonany przez Rostowskiego po to, by plajta nie wyszła na jaw przedwcześnie, ma jednoznaczną wymowę.
Podsumowując, obecnie jesteśmy na najlepszej drodze, by jako bankruci trafić pod nieubłagane skrzydła Międzynarodowego Funduszu Walutowego, którego recepta jest zawsze taka sama: fiskalizm, wyprzedaż tego co jeszcze jest państwowe, plus radykalne cięcia – również inwestycyjne, co każdorazowo skutkuje „zamrożeniem” gospodarki „ratowanego” kraju. Lecz to zabójcze rozwiązanie ma dla finansowej oligarchii podstawowy plus – spłacając transze „pomocy międzynarodowej” pod egidą MFW, wyciska się to, czego nie udało się z danego kraju wycisnąć do tej pory. I w tym momencie kolonizacja o której tu mówimy osiąga stadium finalne - totalne podporządkowanie wszelkich zasobów opanowanego terytorium.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Na podobny temat:
http://niepoprawni.pl/blog/287/dlugi-suwerennosc
http://niepoprawni.pl/blog/287/szesciolatki-na-emigracje
http://niepoprawni.pl/blog/287/kryzysowy-korkociag
http://niepoprawni.pl/blog/287/zielona-wyspa-w-czarnej-dziurze
http://niepoprawni.pl/blog/287/budapeszt-czy-ateny
http://niepoprawni.pl/blog/287/o-greckich-kozojebcach-i-bankructwie-w-zjednoczonej-europie
http://niepoprawni.pl/blog/287/biale-noski-zamiast-bialych-kolnierzykow
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz