poniedziałek, 9 grudnia 2013

Ukraiński klincz

Możliwa jest europejska integracja Ukrainy – i to bez udziału Moskwy, Brukseli i Berlina.

I. Gdy „tak” znaczy „nie”

Wszystko wskazuje na to, że na Ukrainie mamy do czynienia z sytuacją patową, albo też, stosując bliższą Witalijowi Kliczce terminologię bokserską – mamy klincz w którym pozostają obie strony konfliktu. „Majdanowcy” liczą na przepchnięcie przedterminowych wyborów pod wpływem społecznego nacisku, obóz Janukowycza natomiast bierze protestujących na przeczekanie, mając nadzieję na wypalenie się buntu i efekt „zmęczenia materiału”. Świat zaś, ze szczególnym uwzględnieniem Unii Europejskiej i kręcących tym interesem Niemiec, mimo rytualnych odgłosów poparcia dla „europejskich aspiracji” generalnie Ukrainę olewa, co rzuca pewne światło na upór z jakim forsowano zwolnienie Cierpiącej Julii z więzienia, co od początku sprawiało wrażenie warunku zaporowego - propagandowo nie do przełknięcia dla Janukowycza i stanowiącego zarazem dogodny pretekst dla storpedowania wileńskiego szczytu Partnerstwa Wschodniego.

Krótko mówiąc, albo Niemcy od początku nie chciały Ukrainy w Unii i związanego z ewentualną akcesją zakłócenia stref wpływów ustalonych w ostatnich latach między Berlinem a Moskwą, albo nie doceniły kalkulacji ukraińskich oligarchów, których reprezentantem i zakładnikiem jest Janukowycz. Partnerstwo Wschodnie natomiast od początku pomyślane było jako wieczysta poczekalnia, której zadaniem pozostaje trzymanie aspirujących byłych republik ZSRR za kordonem, jednak w taki sposób, by nie mówić im jednoznacznie „nie”. Mówi się zatem Ukrainie „tak”, tudzież „może”, ale w takiej formie, że oznacza to coś zupełnie przeciwnego.

II. Integracja bez Brukseli i Berlina

I tutaj jest zadanie dla Polski, która pozostaje chyba jedynym krajem żywotnie zainteresowanym ukraińską akcesją, a tym samym wzmocnieniem strefy buforowej odgradzającej nas od Rosji. Pozwolę sobie zatem naszkicować pewien scenariusz, do którego realizacji potrzeba wszakże tak wielkich pokładów determinacji po obu stronach, że na dzień dzisiejszy wydaje się być czymś z gatunku political fiction. Od razu dodam też, iż by urzeczywistnić to, co za chwilę Państwo przeczytają, zarówno Polska jak i Ukraina muszą odzyskać pełną podmiotowość i samodzielność w prowadzeniu polityki zagranicznej, która obecnie jest z wielu względów nader ograniczona – do tego zaś potrzeba wymiany władzy w obu krajach.

Otóż, jest możliwa pewna forma wciągnięcia Ukrainy do „świata zachodniego” - i to bez udziału najważniejszych europejskich stolic i unijnych struktur z operetkowym „Partnerstwem Wschodnim” włącznie. Integracji tej można dokonać na zasadzie stosunków dwustronnych, wykorzystując instrumentalnie nasze zakotwiczenie w UE. Już tłumaczę w czym rzecz. Wystarczy mianowicie szereg polsko-ukraińskich umów międzynarodowych znoszących istniejące obecnie bariery między oboma państwami.

Pierwszym krokiem powinno być obustronne zniesienie wiz, co już obecnie jest postulowane np. przez „Rzeczpospolitą”. Swoboda podróżowania bez biurokratycznych uciążliwości miałaby długofalowy efekt społeczny. Skoro byliśmy w stanie zrobić prezent Rosjanom w postaci umowy o małym ruchu granicznym z Obwodem Kaliningradzkim, to równie dobrze możemy podobny krok wykonać w makroskali wobec państwa, które potencjalnie jest naszym strategicznym partnerem w regionie.

Krok drugi, to umowa o swobodzie wymiany gospodarczej – bez ceł, ograniczeń inwestycyjnych (poza obszarami strategicznymi jak energetyka, kluczowa infrastruktura czy zbrojeniówka). Więzy gospodarcze mocniej integrują niż najszumniejsze polityczne „gesty”, czy „dobrosąsiedzka” gadanina.

Krok trzeci wreszcie, będący dopełnieniem dwóch poprzednich, to wzajemne otwarcie rynków pracy. Zaniepokojonym, że Ukraińcy masowo „ukradną” Polakom zatrudnienie przypominam, że oni i tak już u nas pracują w szeregu branż – zwłaszcza takich, do których Polacy się nie palą (np. budowlanka, rolnictwo, pomoc domowa). Dodam też, że np. gospodarka brytyjska zyskała na otwarciu się na pracowników z Europy Środkowo-Wschodniej, zatem dlaczego nasza nie miałaby zyskać na otwarciu się na Ukraińców?

Kiedy już trzy powyższe posunięcia zostaną wykonane, to okaże się, że Ukraina w praktyce znajdzie się w Unii Europejskiej i to bez żmudnych negocjacji, warunków i traktatu akcesyjnego. Berlin, Brukselę i Moskwę należy zwyczajnie postawić przed faktem dokonanym. Warto by siły opozycyjne obu państw (czyli PiS i np. „Udar” Kliczki) już teraz zaczęły porozumiewać się między sobą w tej kwestii – najlepiej tak dyskretnie, jak tylko jest to możliwe, by Niemcy z Rosją nie zdążyły podjąć kontrakcji.

III. Wśród serdecznych przyjaciół...

Na zakończenie jeszcze kilka słów o rodzimych prawicowych „przyjaciołach” Ukrainy, którzy tak pragną jej dobra, że gotowi są za wszelką cenę nie dopuścić do tego, by znalazła się w „eurokołchozie” - nie bacząc na to, że alternatywą jest kołchoz euroazjatycki montowany przez Putina. Mam tu mianowicie wielki żal do naszych narodowców. I nie chodzi mi bynajmniej o patologicznych rusofilów spośród pogrobowców PAX czy innego „Grunwaldu”, bo po nich nie sposób spodziewać się czegokolwiek innego. Idzie mi o narodowców skupionych w Ruchu Narodowym, którzy wszak nie pałają miłością do Kremla i dotąd raczej nie zdradzali zaczadzenia jakimiś panslawistycznymi miazmatami. Sądzę raczej, że działacze ci na tyle nienawidzą Unii, że powodowani tą nienawiścią gotowi są zaprzepaścić strategiczne interesy Polski, a tym samym niezależnie od intencji działają na korzyść Putina i reaktywacji rosyjskiego imperium.

Wasza postawa, Panowie, szkodzi polskiej racji stanu. Osunięcie się Ukrainy w rosyjską strefę wpływów to wyrok na Polskę, jeśli zaś chodzi wam o Ukrainę niezależną tak od Wschodu jak i od Zachodu, to oddajecie się mrzonkom. Małostkowe wypominanie Kaczyńskiemu, że na kijowskim wiecu stał obok niego lider neo-rezunów ze „Swobody” świadczy wyłącznie o Waszym nieprzytomnym zacietrzewieniu (Jarosław Kaczyński, będąc gościem, miał narzucać gospodarzom kogo zapraszają?). Poza tym, skąd ta nagła troska o sąsiada? Troszczcie się o Polskę – ja mam gdzieś interes Ukrainy, obchodzi mnie interes narodowy Polski, a w tymże interesie leży Kijów związany z Warszawą, a nie z Moskwą. No i nader wszystko, Wasze fochy uzewnętrzniane przy okazji wydarzeń na Ukrainie nie mają nic wspólnego z tradycyjnym, endeckim politycznym realizmem.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Na podobny temat:

http://niepoprawni.pl/blog/287/ukraina-miedzy-scylla-charybda

http://niepoprawni.pl/blog/287/post-giedroyciowska-dziecinada

http://niepoprawni.pl/blog/287/w-petach-giedroycia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz