wtorek, 14 stycznia 2014

Leksykon III RP – tom pierwszy

Kontrowersje na tle personalnym dość skutecznie przesłoniły w publicznej debacie istotę przekazu „Resortowych dzieci”.


I. Beneficjenci neo-PRLu

„Resortowe dzieci. Media” (wyd. „Fronda”) Doroty Kani, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza wywołały burzę – i to nie tylko w Obozie Beneficjentów i Utrwalaczy III RP, jak można by się było spodziewać. Nożyce, co ciekawe, odezwały się również po drugiej stronie barykady, bowiem w książce zahaczono kilku znajomych królika, którzy aktualnie są wielce „niepokorni” i „nasi”. Publikują w niepokornych gazetach, zadają się z niepokornym środowiskiem... cóż taki mają akurat etap, będący w dużej mierze efektem zawirowań na prasowym rynku po pacyfikacji „Presspubliki”. Te kontrowersje na tle personalnym dość skutecznie przesłoniły generalną wymowę książki, która bynajmniej nie sprowadza się do wyszukiwania przodków w KPP i późniejszych mutacjach kompartii, tylko polega na pokazaniu - poprzez pryzmat życiorysów i pochodzenia opisywanych postaci - genezy medialnego mainstreamu IIIRP, który na długie lata zdominował publiczną debatę (a w zasadzie publiczny monolog) współczesnej Polski.

Sam tytuł „Resortowe dzieci”, jeśli odczytywać go dosłownie, jest mylący. Bo faktycznie, niektórym osobom – ich symbolem stał się Jacek Żakowski - „resortowego” pochodzenia w sensie ścisłym przypisać nie sposób. Autorzy przy doborze „bohaterów dramatu” zastosowali inny klucz: jest nim stosunek do postmagdalenkowego systemu, czyli przynależność do formacji określanej przeze mnie mianem Obozu Beneficjentów i Utrwalaczy III RP. Stąd też w książce obecność ludzi z zacnymi opozycyjnymi biografiami, a którzy po 1989 doszlusowali do wspomnianego Obozu. Może gdyby książka nosiła tytuł „Beneficjenci neo-PRLu” czy jakoś podobnie, to dałoby się uniknąć wielu nieporozumień i nie trzeba by zaklejać Jacka Żakowskiego na okładce, bo do takiego tytułu pasowałby jak ulał.

` Dlatego też nietrafione są zarzuty, że Autorzy nie zaprezentowali biografii i rodzinnych powiązań ludzi kontestujących porządek III RP, a z partyjnymi korzeniami – jak Antoni Zambrowski czy sam współautor Jerzy Targalski. Oni bowiem nie uczestniczyli w budowie obecnego systemu PRL-bis i nie firmują go swoimi twarzami w przeciwieństwie do wspomnianego Żakowskiego, czy np. Tomasza Lisa. Zresztą, nie ma zakazu, by taką książkę prześwietlającą partyjne zaszłości Targalskiego czy, dajmy na to, Marcina Wolskiego napisać – i nie musi tego koniecznie robić ktoś ze stajni Lisa czy Michnika. Mogą to równie dobrze być Mazurek z Zarembą i Michałem Karnowskim na dokładkę.

II. Geneza przemysłu pogardy

Jeśli natomiast ktoś nie poprzestałby na oburzonym zachłyśnięciu się tytułem i przypasowywaniem do niego kolejnych nazwisk, tylko zadał sobie trud dotarcia choćby do spisu treści zamieszczonego na początku książki, to może doznałby iluminacji odnośnie istoty zawartego w niej przekazu. Kolejne rozdziały traktują bowiem o: pochodzeniu luminarzy III RP („Aleja Przyjaciół”); drodze Michnika i jego środowiska do roli ober-autorytetów i treserów ludności autochtonicznej („Nadzorca społeczeństwa”); demaskacji mitu „Polityki” jako „wewnątrzpartyjnej opozycji” w PRL i przyczynach jej bałwochwalczego stosunku do „republiki Okrągłego Stołu” („Marsz intelektualistów ku III RP”); genezie postmagdalenkowego medialnego rozdania na gruzach RSW Prasa-Książka-Ruch („Dzielenie prasowego tortu”); początkach prywatnego rynku telewizyjnego („Wojna służb. Koncesja dla Polsatu”); rzeczywistej roli radiowej Trójki – kuźni odpowiednich „młodych kadr” dla mediów III RP („Trójka – wentyl bezpieczeństwa”); historii i teraźniejszości komuszej skamieliny – TVP („Propaganda w natarciu – TVP”); wreszcie, naczelnej szczekaczce obecnego systemu w segmencie mediów elektronicznych – TVN („Telewizja służbowa”).

Powtórzę – nawet rzut oka na spis treści pokazuje, że mamy do czynienia z próbą kompleksowego opisu świata głównonurtowych mediów, których podstawowym wyróżnikiem jest bezwzględna lojalność wobec postpeerelowskiej rzeczywistości i urabianie w tymże duchu społeczeństwa. Media te są integralną częścią wygenerowanych i petryfikowanych przez tę rzeczywistość układów, stanowiąc propagandowe ramię Obozu Beneficjentów i Utrwalaczy III RP. „Resortowe dzieci” prześwietlając biografie, tudzież powiązania rodzinno-towarzyskie co bardziej prominentnych postaci tego półświatka dają odpowiedź, dlaczego oficjalny przekaz medialny składa się z kłamstw, półprawd, przemilczeń i zbiorowych nagonek na każdego kto mógłby choćby potencjalnie im zagrozić. Przemysł pogardy nie wziął się znikąd – on funkcjonował w permanencji od początku III RP w odniesieniu do całych grup społecznych oraz ich reprezentantów i był w prostej linii kontynuacją roli mediów peerelowskich, tak w warstwie przekazu, jak i personalnej.

III. Czerwone dynastie

No i te personalia – jednak wróćmy do nich na chwilę. Jak nie TW to KO, jak nie SB to WSW, jak nie partyjny to z komuszej, bądź wręcz resortowej rodziny... I wszyscy oni w zwartej grupie przeszli suchą nogą do nowego systemu tworząc medialną elitę determinującą wiodący przekaz w sferze komunikacji publicznej. Po drodze odpadło zaledwie kilka najbardziej skompromitowanych jednostek - może paru mundurowych spikerów DTV, może kilku z przyczyn wieku... Reszta ma się dobrze, robi za „nowe pokolenie, nie skażone komunizmem” i hoduje następców. To pokazuje, jak naiwny był rozpowszechniony swego czasu pogląd, iż komuna sama odejdzie ze względów biologicznych, a nowe pokolenie nie skażone PRL-em urządzi lepszą Polskę. Tak się nie stanie, bo ten układ jest jak mafia – uzupełnia się przez kooptację (jak to ujął kiedyś Andrzej Gwiazda) i reprodukuje w ramach „czerwonych dynastii”.

A propos „Czerwonych dynastii” - warto przypomnieć tę prekursorską w stosunku do „Resortowych dzieci” pracę prof. Jerzego Roberta Nowaka. Był pierwszy i kto wie, czy nie stanowił dla autorów „Dzieci” inspiracji. Przewagą „Resortowych dzieci” jest jednak masowy zasięg – łączna sprzedaż pewnie z czasem przekroczy 100 tys egzemplarzy i ta moc rażenia

jest przyczyną furii demaskowanego w książce mainstreamu. Niepodważalną siłą książki jest również kondensacja faktów – wiele z opisywanych postaci i wydarzeń było już omawianych na różnych łamach, ale były to publikacje rozproszone, rozłożone w czasie, często w niszowych gazetach, co obniżało ich pole oddziaływania tak, że wiodące mediodajnie mogły je spokojnie ignorować. Z „Resortowymi dziećmi” tak już się nie da – nie sposób „zamilczeć ich na śmierć”. Tutaj otrzymujemy skondensowaną pigułę skutecznie wybudzającą z polityczno-medialnego Matrixu. Dopiero zebrane w jednym miejscu kompleksowe informacje o mediach i ludziach je tworzących pozwalają ogarnąć skalę postkomunistycznej degrengolady w jakiej od samego początku pogrążona jest współczesna Polska.

IV. Leksykon III RP – propaganda faktu

Część z „resortowych” bohaterów powróci z pewnością w kolejnych częściach cyklu (o polityce, służbach specjalnych, biznesie, świecie nauki), bowiem sieć układów organizujących wielowymiarowo życie III RP stanowi zespół naczyń połączonych. Stąd właśnie tytuł notki - „Leksykon III RP – tom pierwszy”, nadany bynajmniej nie na wyrost, bowiem książka Kani, Targalskiego i Marosza z powodzeniem może pełnić taką funkcję. Czytelnikom proponuję prosty zabieg – jeśli chcemy się dowiedzieć czegoś więcej o którejś z wiodących postaci zaludniających reżimowe mediodajnie, wystarczy otworzyć książkę na kończącym ją „Indeksie osób” i przejść do wskazanych stron. Otrzymamy dossier pokazujące kto zacz i skąd jego ród. W połączeniu zaś z kolejnymi tomami będziemy mieli wkrótce do dyspozycji swoistą encyklopedię neo-peerelu.

Na koniec jeszcze jedna sprawa. Czy „Resortowe dzieci” są książką z tezą? Inaczej mówiąc – czy mamy do czynienia z propagandą? Ależ tak, naturalnie i nie ma potrzeby udawać, że jest inaczej. Tezą książki jest założenie, że III RP jest tworem założonym i kontrolowanym w swych zasadniczych obszarach przez te same czerwono-esbeckie kliki, które trzęsły peerelem i na jej poparcie otrzymujemy ponad czterysta stron faktów. Propaganda bowiem, wbrew utartemu mniemaniu, nie musi oznaczać operowania kłamstwem. Równie dobrze - a nawet jest to pożądane, gdyż zwiększa siłę oddziaływania – może operować prawdą. Zwróćmy uwagę, że krytycy książki, nawet ci najbardziej jazgotliwi, nie podważyli żadnej z podanych w niej informacji, wekslując nagonkę na kwestie drugorzędne – czy iksińskiego można nazwać „resortowym dzieckiem”, czy igrekowskiego wrzucono do książki słusznie czy niesłusznie, albo czy wolno było wyciągnąć kwity na koleżankę pani redaktor Jankowskiej. Niegdyś, pisząc notkę na temat „Wojny o pieniądz” Song Hongbinga, ukułem w odniesieniu do niej termin „propaganda faktu” - i „Resortowe dzieci” są znakomitym przykładem takiej propagandowo-demaskatorskiej roboty na najwyższym poziomie.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz