Trzeba wystawić na sprzedaż Polskę, tym bardziej, że patrząc od strony biznesowej, „ten kraj” i tak w zasadzie jest bankrutem.
I. Wygasić Polskę
Kiedy czytam doniesienia o kolejnych planowanych bądź dokonanych prywatyzacjach, upadłościach i restrukturyzacjach polegających na „wygaszaniu”, nachodzi mnie myśl, że w zasadzie po co się tak rozdrabniać? Na co taka wyprzedaż na raty, skoro wiadomo, że jakikolwiek majątek w polskich rękach to jedynie potencjalne źródło kłopotów i zarzewie społecznego niezadowolenia? Trzeba tym zarządzać, użerać się ze związkowcami, przyjmować na chybcika jakieś ustawy, gdy przedsiębiorstwo zaczyna robić bokami i traci płynność... Na dodatek Unia może mieć pretensje, że jeszcze cokolwiek u nas funkcjonuje prócz montowni, dyskontów i parabanków – potrzebne to komu?
Weźmy takie stocznie. Woziliśmy się z nimi od samego początku przesławnej „transformacji ustrojowej”, związkowcy co i rusz zgłaszali jakieś roszczenia, robole urządzali nieestetyczne zadymy w stolicy, pchając się pod rządowe obiekty ze swoimi wąsatymi facjatami. Słowem, skaranie Boskie, zakłócające konsumowanie owoców dziejowego sukcesu i najlepszego od stuleci okresu w dziejach Polski. Aż z Brukseli spłynęło dobrodziejstwo – kazali stocznie zamknąć. No i zamknęliśmy, zresztą bardzo słusznie, wszak Europa ma swoje stocznie w Niemczech i we Francji – wystarczy. Teraz jest spokój, nikt na Wybrzeżu już nie dymi, zrobi się raz do roku imprezę przed bramą „im. Lenina” w Gdańsku, by uhonorować historycznych wodzów, którzy ponad podziałami zafundowali nam wraz z reformatorskim skrzydłem Partii historyczny triumf i pozamiatane. Nie można by tak ze wszystkim?
Moim zdaniem należy skorzystać z niedawnych doświadczeń związanych z prywatyzacją kolejki linowej na Kasprowy Wierch. Sprzedano ją spółce Altura będącej podmiotem zależnym funduszu Mid Europa Partners z Luksemburga. Altura weszła jako większościowy udziałowiec (99,77% akcji) do przedsiębiorstwa tatrzańskich samorządów – Polskich Kolei Górskich - i tym sposobem pozbyliśmy się kłopotu w postaci publicznej firmy kłującej w oczy generowaniem zysków. Też sobie wymyślili. Wszystko dookoła jedzie na deficycie, a ci się wyłamują. Tak więc, mając na względzie powyższe przedsięwzięcie, trzeba się wreszcie przestać szczypać i po prostu wystawić na sprzedaż Polskę, tym bardziej, że patrząc od strony biznesowej, „ten kraj” i tak w zasadzie jest bankrutem. Dług publiczny na poziomie biliona złotych jest nie do spłacenia – można jedynie odwlec nieco w czasie ostateczny krach kolejnymi pożyczkami pogłębiającymi spiralę długów, „rolowaniem” kolejnych kredytów i księgowymi sztuczkami rozpisującymi państwowe zobowiązania na jednostki pozabudżetowe, ale - jak pokazuje przykład Grecji – wszystko to jedynie do czasu. Nie lepiej uprzedzić nieuchronne i raz na zawsze pozbyć się zgryzot jakich nieustannie przysparza swym istnieniem państwo polskie?
II. Pod młotek!
Jako się rzekło, wszystko i tak zmierza w nakreślonym powyżej kierunku, tyle, że jest niemożliwie rozwleczone w czasie. Już od ćwierć wieku sprzedajemy, sprzedajemy i nie możemy sprzedać. Ile jeszcze potrwa, by przepchnąć prywatyzację Lasów Państwowych i zaspokoić najpilniejsze roszczenia ofiar polskiego antysemityzmu? A kopalnie? Restrukturyzuje się je od 1989 roku i ciągle coś się tam wydobywa. Ostatnio wprawdzie nieco drgnęło w temacie, rząd wynajął porządną, niemiecką firmę konsultingową, która nakreśliła jedynie słuszny program wygaszenia kopalń, w efekcie czego moglibyśmy się przestawić na czystą energię kupowaną w Niemczech i tą drogą spłacić kolejną ratę długu wdzięczności za przyjęcie nas do Europy. No, ale górnicy zaczęli wierzgać i trzeba im było jakoś zatkać gęby przed wyborami. Znowu zwłoka. Wprawdzie ostatnio trochę trzeba było postrzelać, żeby bydło uświadomiło sobie, że władza oprócz marchewek ma również kije, ale to cały czas mitręga, panie, mitręga.
Całe szczęście, że niedługo kończy się okres ochronny na kupno ziemi przez obcokrajowców, więc może chociaż na tym odcinku coś się ruszy, bo umówmy się – dotychczasowe wykupywanie gruntów metodą „na słupa” trąci amatorszczyzną. Na dodatek, ci Polacy uparli się, by koniecznie mieć własne domy i mieszkania. A po co im to? Nie lepiej wynajmować wszystko od banków, tak jak dzieje się to już na rynku leasingowym? Człowiek, który ma coś swojego bywa nieobliczalny, a jak uczy historia, drobna burżuazja jest motorem napędowym faszyzmu. Dobrze, że udało się ich wrobić w te franki – nie dość, że po 30 latach spłacą wielokrotność wartości tego co kupili, to po tym okresie na głodowej emeryturze będą musieli zaciągnąć odwróconą hipotekę „na przeżycie” i tą drogą to co miało należeć do banku, wróci do banku przywracając naturalny porządek rzeczy. Zresztą, jak dobrze pójdzie, to zarżną się a nie spłacą tych rat, więc istnieje realna szansa na wcześniejsze przejęcie nieruchomości – i wtedy bęcwały, którym się roiło, że będą posiadaczami, staną się najemcami. Różnica niewielka – zamiast rat kredytu będą płacili czynsz, może zresztą nawet pozostając w tych samych mieszkaniach. Kamienice nie dla Polaka, co to w ogóle za fanaberie... Podatku katastralnego na nich!
Potrzeba tylko odważnego ruchu zdejmującego z barków ciężar własności – zarówno publicznej, jak i prywatnej. No, wprawdzie po '89 powstało trochę rodzimych firm, które – o zgrozo – wciąż pozostają w rękach nadwiślańskich przedsiębiorców, ale ich załatwi gospodarcza geopolityka. Tak się szczęśliwie składa, że trwają negocjacje na temat powołania TTIP (Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji), czyli ustanowienia strefy wolnego handlu między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi. Ma ona znieść m.in. ograniczenia jakościowe w przepływie towarów, czyli chociażby wymagania dotyczące norm technicznych, zdrowotnych itd. USA będą mogły więc eksportować na europejskie rynki towary produkowane według tamtejszych, niższych standardów, niezgodne z naszymi normami – np. tanią żywność z GMO, i to bez wyszczególniania zawartości na opakowaniach. Pani premier Kopacz już zadeklarowała swój entuzjazm dla tej inicjatywy. Tak więc, nie ma co zwlekać, sprzedawajmy tę Polskę czym prędzej, póki jeszcze jest cokolwiek warta.
III. Polska INC.
Jestem absolutnie pewien, że raz-dwa znalazł by się strategiczny inwestor pod postacią jakiegoś funduszu zarejestrowanego na Wyspach Bergamutach, zajmujący się z powodzeniem wypłukiwaniem złota z powietrza, z portfelem pełnym wysublimowanych „produktów pochodnych” opiewających na zawrotne sumy. Ponadto, z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że ów fundusz byłby własnością przedstawicieli narodowości kupieckiej, co za jednym zamachem załatwiłoby sprawę żydowskich roszczeń majątkowych. Fundusz ów powołałby spółkę-córkę o nazwie, dajmy na to, „Polska Incorporated”. Nazwa „Judeopolonia S.A.” brzmiałaby zbyt ostentacyjnie i mogłaby sprowokować jakieś ruchawki wśród miejscowych proli. Trzeba by wzywać w ramach ustawy o bratniej pomocy jakieś siły pacyfikacyjne, robić stan wojenny – słowem, dużo zachodu i źle wygląda. A tak, istnieje nadzieja, że miejscowi nawet nie zauważą. Zostawi się im w charakterze firmowego logo biało-czerwone maziaje, żeby mieli czym machać na meczach drużyn zakładowych rozładowując emocje, co jakiś czas zorganizuje się imprezę integracyjną z piwem i fajerwerkami – powinni być zadowoleni.
W ramach zapewnienia spokoju społecznego można również wykorzystać pionierskie rozwiązanie ze stoczni szczecińskiej, gdzie na terenie zlikwidowanego zakładu postawiono „Biedronkę”, by bezrobotni stoczniowcy mieli gdzie wydawać zasiłki. W końcu siła robocza nie może zdechnąć z głodu. No więc nastawia się ludności tubylczej dyskontów, by mieli gdzie wydawać te swoje drobniaki wypracowane w ramach „elastycznego rynku pracy” na śmieciówkach, oraz – rzecz jasna - chwilówki. Zwłaszcza te ostatnie warto jeszcze bardziej rozpropagować, bo dług wiąże niewolnika mocniej niż jakiekolwiek kajdany. Socjal i opiekę zdrowotną stopniowo się „wygasi”, bo po pierwsze – generuje to zbędne koszty, a po drugie - dzięki takiemu zabiegowi bezproduktywna część społeczeństwa umrze bądź wyemigruje. Same korzyści i bilans będzie wyglądał jak należy.
Rządzące obecnie klany i mafie powinny być z takiej transakcji zadowolone. Zamiast sprzedawać kraj dziadowsko, detalicznie, po kawałku, opchną wszystko hurtem i będą ustawione na pokolenia. Tak zwanej „klasie politycznej” również coś skapnie, poza tym, jakaś jej część zawsze będzie mogła dorobić w charakterze ekonomów u nowych właścicieli – zatem, wszyscy co trzeba będą zarobieni. Trzeba tylko wreszcie odważyć się na ten niezbędny ruch wieńczący naszą transformację. Z tego miejsca wzywam panią premier Ewę Kopacz, by jako polska Margaret Thatcher podjęła jak najszybciej stosowne kroki. Że co? Że Margaret Thatcher nie „wygasiła” Wielkiej Brytanii, tylko wyprowadziła ją na prostą? Nie żądajmy zbyt wiele – każdy kraj ma Thatcher na miarę swoich możliwości.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Ilustracja: Budyń78
Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 5 (75) 09-15.02.2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz