Polski kapitał nie jest od ratowania zagranicznych banków, lecz służyć ma przede wszystkim naszemu rozwojowi.
Temat repolonizacji banków nie jest nowy, przewija się w publicznej debacie od kilku lat. Za czasów rządów Donalda Tuska pojawił się nawet projekt utworzenia polskiego konsorcjum finansowego z udziałem m.in. KGHM i PZU, które dokonałoby „udomowienia” sektora bankowego poprzez wykupywanie polskich oddziałów międzynarodowych instytucji finansowych, ale jak to u Tuska – na gadaniu się skończyło. Zamiast zagranicznych banków „udomowiono” środki zgromadzone w OFE, bo to łatwiejsze, niż zadzierać z potężnym lobby u którego zadłużająca w ekspresowym tempie kraj ekipa siedzi w kieszeni.
W każdym razie, pomysł repolonizacji powrócił ostatnio ze zdwojoną siłą za sprawą dwóch okoliczności – drastycznego pogorszenia się sytuacji „frankowiczów” oraz danych dotyczących wyprowadzania kapitału z Polski. Okazało się, że wbrew wcześniejszej pseudoliberalnej propagandzie (pseudoliberalnej, bo ani w Polsce ani w Europie nie mamy do czynienia z gospodarczym liberalizmem, tylko z plutokracją podporządkowującą sobie organa władzy państwowej, u nas na dodatek w sposób typowy dla bantustanów), kapitał jednak ma narodowość, co szczególnie widoczne jest w latach kryzysu. Pozostaje pytanie, czy obserwowany od 2008 roku skokowy wzrost transferów kapitałowych jest efektem kryzysu i ratowania central pieniędzmi drenowanymi z peryferii, czy może w ten sposób PO spłaca jakieś swoje zobowiązania, czy też doszło do koincydencji obu czynników – niemniej faktem jest, że rocznie polska gospodarka traci w ten sposób średnio ponad 5 mld USD, a w rekordowym 2008 roku było to ponad 12 mld USD. Jak można się domyślać, gdyby sektor bankowy pozostawał w polskich rękach podobny proceder miałby miejsce na zdecydowanie mniejszą skalę.
Na powyższe nakłada się praktyka wciskania klientom toksycznych produktów finansowych – głównie przez filie zagranicznych banków. Kiedyś były to opcje walutowe, których ofiary nierzadko procesują się z bankami po dziś dzień. Potem przyszedł czas boomu kredytów frankowych, kiedy to okazywało się, że ta sama rodzina nie mająca zdolności kredytowej w złotówkach nagle w cudowny sposób ową zdolność zyskuje, jeśli weźmie kredyt we frankach. Jak podnoszą specjaliści, w zasadzie trudno mówić tu nawet o kredycie w świetle polskiego prawa – jest to instrument spekulacyjny, swoisty hazard polegający na zakładzie o wydarzenie przyszłe i niepewne, jakim jest długoletnie kształtowanie się kursu obcej waluty. Do powyższego dochodzą jeszcze polisolokaty oferowane przez banki i firmy ubezpieczeniowe. Znamienne są przypadki 70- i 80-latków namówionych np. na 15-letnią „inwestycję”, przy czym w wypadku rezygnacji lwią część z wpłaconych pieniędzy zatrzymuje bank, bądź „ubezpieczyciel”. I znów pojawia się pytanie – czy banki z centralami w Polsce byłyby tak skore do łupienia obywateli przy jakimś niezrozumiałym paraliżu struktur państwa i organów kontrolnych? Bo warto przypomnieć, że drugą stroną medalu jest bierność np. Komisji Nadzoru Finansowego, która momentami sprawia wręcz wrażenie organu wykonawczego bankowego lobby.
W tym samym czasie branża bankowa notowała rekordowe zyski: w 2012 – 15,52 mld zł, 2013 – 15,4 mld, 2014 – 16,23 mld zł. Czy znalazło to przełożenie na rozwój gospodarczy, czy też działające w Polsce banki (a więc w praktyce klienci) były jedynie „skarbonkami” dla firm-matek? Jeszcze w 2014 na 20 największych banków tylko 4 były w polskich rękach (PKO BP, BOŚ, BGK – Skarb Państwa, Getin Noble Bank – Leszek Czarnecki). Od tego czasu PKO BP kupił wprawdzie Nordeę, a PZU przejęło kontrolę nad Alior Bankiem, lecz wciąż ogółem funkcjonują 32 banki zagraniczne i 6 polskich. Kapitałowo (III kwartał 2014) 40,5% sektora należy do inwestorów polskich, 59,5% do zagranicznych.
Warto jednak zaakcentować pewne niebezpieczeństwa związane z repolonizacją, o czym mówi np. Janusz Szewczak. Chodzi o to, byśmy nie przejęli „wydmuszek” obarczonych na dodatek toksycznym portfelem kredytowym. Również Fundacja Republikańska w swym raporcie z 2013 roku była wobec repolonizacji sceptyczna (inna sprawa, czy nie była to polityczna akcja Wiplera, który wtedy akurat odszedł z PiS, a postulat repolonizacji podnosił wówczas Jarosław Kaczyński). Zatem, „udomowienie” sektora bankowego tak – ale z głową. Nie od rzeczy byłoby poczekać na wdrożenie prokonsumenckich rozwiązań przez nową władzę, ucywilizowanie palącej kwestii kredytów frankowych, wprowadzenie podatku bankowego i uczynienie z KNF prawdziwego organu kontrolnego w miejsce obecnej banksterskiej ekspozytury. Wtedy wyjaśni się, które z zagranicznych filii warto przejąć – bo np. kupno Nordei przez PKO BP można odbierać wręcz jako rzucenie koła ratunkowego bankowi nastawionemu przez lata na kredyty walutowe, które mogą wkrótce radykalnie stracić na wartości. Pamiętajmy więc, że polski kapitał nie jest od ratowania zagranicznych banków, lecz służyć ma przede wszystkim naszemu rozwojowi.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Zapraszam na „Pod-Grzybki” ------->http://www.warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/2135-pod-grzybki-13
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 30 (24-30.07.2015)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz