Resort finansów pod nowymi rządami postanowił wziąć się za uszczelnianie systemu podatkowego.
Na początek mała retrospekcja. W felietonie z października ubiegłego roku pt. „Podatkowa ruletka” przyrównałem polski system podatkowy do szulerni w której lody kręci wielki, z reguły międzynarodowy biznes i świat przestępczy, płacą zaś pomniejsi frajerzy – ci, którzy nie mają możliwości „optymalizowania” zobowiązań, nakręcania vatowskich „karuzel”, bądź sposobności ucieczki w szarą strefę. Jednym ze skutków tej patologicznej sytuacji jest zaburzenie rynkowej konkurencji. Firma uczciwie rozliczająca się z fiskusem automatycznie postawiona jest w gorszej pozycji względem podmiotów stosujących różne podatkowe kruczki, mających „dojścia”, bądź wręcz łamiących prawo. I tak się składa, że poszkodowane są przeważnie przedsiębiorstwa krajowe, ze szczególnym uwzględnieniem średniego i małego biznesu (no, może poza sektorem usług typu „Józek złota rączka”, który z zasady działa poza jakąkolwiek ewidencją). Zasada „duży może więcej” odbija się tu na rynkowych realiach wyjątkowo boleśnie.
Efekty wykazywane w pojawiających się co jakiś czas wyliczeniach są dość przerażające. Wg. firmy PWC dziura w ściągalności VAT zwiększyła się z 0,6 proc. PKB w 2007 r. do 3 proc. PKB w 2015, czyli do 53 mld zł. Samo zmniejszenie jej do poziomu z 2007 roku oznaczałoby wpływy do budżetu na poziomie 42 mld zł. rocznie. Z kolei obliczenia prof. Dominika Gajewskiego z SGH pokazują, iż polskie państwo traci rocznie na unikaniu CIT 11 mld euro, czyli ok. 47 mld zł. Tu jednak szacunki są rozbieżne, często trudno bowiem ocenić co jest „uprawnionym” kosztem wynikającym ze specyfiki prowadzonego biznesu, co zaś „agresywną” optymalizacją. Komisja Europejska kilka lat temu wyliczyła polskie straty w CIT na ok. 20 mld zł rocznie. W każdym razie jednak, jeśli przyjąć powyższe liczby za dobrą monetę, to okazuje się, że poprawa ściągalności tylko tych dwóch podatków mogłaby... zrównoważyć budżet!
Przez całe lata ze strony organów państwa trwał w tej materii kompletny marazm – śmiem twierdzić, że absolutnie celowy. Ot, taka „renta kolonialna” - część zapłaty w zamian za dobrą prasę za granicą, przedstawiającą Polskę jako „zieloną wyspę” gospodarczego sukcesu. A że lukę podatkową trzeba było w jakiś sposób uzupełniać, to napędzano wzrost zadłużenia, co znów generowało „dobrą prasę” - tym razem u finansowych spekulantów. Słowem, błędne koło, którego skutkiem było osuwanie się Polski na równi pochyłej wprost do bankructwa.
Tym bardziej cieszy, że resort finansów pod nowymi rządami postanowił wziąć się za uszczelnianie systemu podatkowego. Ideałem oczywiście byłby generalny audyt przepisów i ich uproszczenie, co najbardziej zbliżyłoby dotychczasowe szemrane kasyno do jakichś cywilizowanych standardów, ale i to, co obecnie proponuje Paweł Szałamacha pozwala żywić ostrożną nadzieję na przynajmniej częściową poprawę sytuacji. Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na projekt jednolitego pliku kontrolnego, łączącego zestawienia z ksiąg rachunkowych, wyciągów bankowych, magazynów, ewidencji zakupów i sprzedaży, faktur VAT, podatkowej księgi przychodów i rozchodów oraz ewidencji przychodów. Europejskim wzorcem jest tu Portugalia, której udało się w ten sposób poprawić ściągalność VAT już w pierwszym roku o 13 proc., po wprowadzeniu zaś centralnego rejestru faktur – o 20 proc. Ministerstwo finansów prognozuje zwiększenie przychodów o 200 mln w pierwszym i 300 mln w drugim roku obowiązywania JPK. Jeżeli jednak wziąć owe 53 mld „luki” wyliczone przez PWC i „portugalskie” 13 proc. wzrostu ściągalności, to otrzymujemy 689 mln zł. Przy 20 proc. poprawie natomiast byłoby to ponad 1 mld zł.
Kolejne ważne posunięcie, to zapowiadana weryfikacja cen transferowych – jednego z ulubionych instrumentów służących do wyprowadzania zysku za granicę i unikania CIT. Skutek jest taki, że giganci wykazują minimalny zysk, lub zgoła stratę, zaś sektor małych i średnich przedsiębiorstw odprowadza do budżetu 75 proc. przychodów z CIT. Ubocznym efektem jest zjawisko ucieczki małych i średnich firm do krajów ościennych – na czym zyskują Czechy, Słowacja czy Litwa.
Do powyższego oczywiście trzeba dodać już obowiązujący podatek bankowy, zapowiedź ściślejszych kontroli firm powiązanych, połączenie administracji celnej, podatkowej i skarbowej w jedną Krajową Administrację Skarbową (co obniży chociażby koszta funkcjonowania, mamy bowiem jedną z najmniej efektywnych administracji fiskalnych w Europie) oraz wciąż rodzący się w bólach podatek od handlu. Miejmy nadzieję, że ministerstwo przedstawi w końcu rozwiązanie nie wylewające dziecka z kąpielą – tzn. zmuszające do płacenia mistrzów optymalizacji, czyli wielkie sieci, nie czyniąc szkody tej części branży handlowej, która pozostaje jeszcze w polskich rękach. Na koniec wreszcie, warto wyrazić, nazwijmy to, społeczne zapotrzebowanie na równoprawne traktowanie wszystkich działających na rynku podmiotów – tak by skończyć z dotychczasową oszukańczą ruletką w której przegrani są zawsze tylko po jednej stronie.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Zapraszam na „Pod-Grzybki” ------->http://warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/3521-pod-grzybk
Na podobny temat:
http://blog-n-roll.pl/pl/podatkowa-ruletka
Artykuł opublikowany w tygodniku „Gazeta Finansowa” nr 11 (11-17.03.2016)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz