Jeśli chodzi o dwie tykające społeczne bomby zegarowe (ubóstwo i rozwarstwienie), to pierwszą zaczynamy rozbrajać, do drugiej nawet się nie zabraliśmy.
17 października to Międzynarodowy Dzień Walki z Ubóstwem. Wprawdzie do tego typu ONZ-owskich „świąt” mam stosunek podobny jak do innych przejawów „nowej świeckiej tradycji” wdrażanej przez różne międzynarodowe agendy, ale w tym przypadku nadarza się akurat okazja, by zwrócić uwagę na kilka istotnych dla naszej wspólnej przyszłości kwestii. Pierwsza informacja, to mile nas łechczące dane Eurostatu wedle których jesteśmy europejskim liderem walki z biedą. W latach 2008-2016 zagrożenie ubóstwem i wykluczeniem społecznym spadło u nas z 30,5 proc. (2008 r.) do 21,9 proc. (2016). Tym samym ze spadkiem o 8,6 pkt. proc. znaleźliśmy się przed Łotwą (5,7) i Rumunią (5,4 pkt. proc.). Warto też dodać, że wreszcie zeszliśmy poniżej unijnej średniej – w 2016 r. w całej UE zagrożonych biedą było 23,4 proc. obywateli.
Z powyższym koresponduje przygotowany z okazji 17 października raport Polskiego Komitetu Europejskiej Sieci Przeciw Ubóstwu (EAPN Polska) pt. „Skrajne ubóstwo i pogłębiona deprywacja materialna w Polsce w latach 2014-2016”. Skupia się on na ubóstwie skrajnym (w 2016 r. uśredniony próg dla różnych typów rodzin wynosił 486 zł. na osobę) i pogłębionej deprywacji materialnej (czyli sytuacji, gdy rodziny nie stać na opłacenie co najmniej 4 z 9 wydatków: czynszu i rachunków za media, odpowiedniego ogrzania domu, niespodziewanych wydatków, jedzenia mięsa, ryby lub ich odpowiednika w białku co drugi dzień, tygodniowego urlopu poza domem, korzystania z samochodu, pralki, telewizora, telefonu). Wynika z niego, że skala skrajnego ubóstwa w latach 2014-2016 spadła z 7,4 do 4,9 proc., co daje spadek o 34 proc. Natomiast pogłębiona deprywacja materialna, która w 2014 r. dotykała 10,4 proc. gospodarstw domowych, w 2016 r. wynosiła 6,7 proc., co oznacza spadek o 36 proc. W obu przypadkach zatem te nader dotkliwe formy biedy zmniejszyły swój zasięg o ponad jedną trzecią.
Warto zatrzymać się nad ubóstwem wśród dzieci. W ubiegłym roku w felietonie „Żegnaj biedo” pisałem w tym miejscu o raporcie EAPN Polska pod kierunkiem prof. Ryszarda Szarfenberga w którym zawarto symulacje dotyczące programu 500+ m.in. na podstawie danych Banku Światowego. W najbardziej optymistycznym wariancie wynikało z nich zmniejszenie skrajnego ubóstwa dzieci z 11,9 do 0,7 proc. a więc o 94 proc. Rzeczywistość zweryfikowała te założenia, niemniej i tutaj postęp jest znaczący. Ubóstwo skrajne dzieci spadło z 11,9 w 2014 do 5,8 proc. w 2016 – czyli o 51 proc. Wg metodologii GUS nastąpił zaś spadek o 44 proc. - z 10,3 proc. do 4,8 proc. Szczególnie znaczący postęp dokonał się w latach 2015-2016 – aż o 36 proc., co ewidentnie związane jest ze startem programu 500+. Podobnie rzecz się ma z pogłębioną deprywacją materialną wśród dzieci – tu również mamy spadek o 44 proc. Wciąż jednak pozostaje ok. 400 tys. dzieci żyjących w skrajnym ubóstwie i tyle samo w warunkach pogłębionej deprywacji materialnej.
Jak było do przewidzenia, znacząco spadło zarówno skrajne ubóstwo, jak i deprywacja materialna wśród rodzin wielodzietnych z dwójką rodziców/opiekunów. Niestety, nie można tego powiedzieć o rodzinach, gdzie występuje jeden opiekun z dziećmi – ich sytuacja w latach 2014-2016 praktycznie nie drgnęła.
Dlaczego powyższe dane są takie ważne? Otóż niwelowanie ubóstwa to nie tylko odruch humanitarny – to przede wszystkim inwestycja w przyszłość. Rodzina wychodząca z biedy staje się bardziej wartościowa z punktu widzenia ogólnospołecznego (mniejsze napięcia społeczne, lepsze perspektywy na przyszłość – chociażby zdobycie odpowiedniego wykształcenia), a także gospodarki („lepsi” konsumenci, wykwalifikowani i bardziej wydajni pracownicy).
Wiąże się z tym również inne zagadnienie – mianowicie, kwestia rozwarstwienia społecznego. A z tym w Polsce (ale też generalnie na świecie) nie jest dobrze – ba, sytuacja wręcz się pogarsza. Zwraca na to uwagę nawet Międzynarodowy Fundusz Walutowy, alarmując (np. w raporcie „World Economic Outlook”), że od 1991 r. w 29 spośród 50 największych gospodarek spadł udział płac w PKB, co na dłuższą metę zagraża rozwojowi gospodarczemu i spójności społecznej – a to gotowa pożywka dla różnych destrukcyjnych tendencji. W związku z tym, MFW rekomenduje działania zmierzające do „redystrybucji kapitału”. Cóż, łatwo powiedzieć – najpierw trzeba by chociażby zmusić globalne koncerny do uczciwego płacenia podatków i dzielenia się wypracowanym bogactwem z pracownikami. W Polsce wg Eurostatu (dane za 2014 r.) mamy do czynienia z największymi nierównościami w zarobkach w całej UE. Po porównaniu płac w przeliczeniu na stawkę godzinową okazało się, że górne 10 proc. zarabia 4,7 raza więcej, niż dolne 10 proc. Dla przykładu - w Szwecji analogiczny wskaźnik wynosi 2,1, w Belgii, Finlandii i Danii – 2,4. A zatem, jeśli chodzi o dwie tykające społeczne bomby zegarowe (ubóstwo i rozwarstwienie), to pierwszą zaczynamy rozbrajać, do drugiej nawet się nie zabraliśmy – a długofalowo jest ona równie niszczycielska.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w tygodniku „Gazeta Finansowa” nr nr 42 (20-26.10.2017)
O ! świetnie, że ktoś poruszył wreszcie na forum publicznym temat, który chodzi za mną od pewnego czasu, znaczy że coś wisi w powietrzu, na dniach w innym miejscu napisałem także w komentarzu, że rosnące rozwarstwienie społeczne będzie w najbliższych latach jednym z największych problemów z którym przyjdzie nam się zmierzyć, inaczej grunt dla radykalnych ruchów politycznych zostanie przygotowany. Idzie przy tym nie tylko o stratyfikację społeczną ale i nierównomierną geograficznie koncentrację kapitału - 1/3 najbogatszych Polaków przypada oczywiście na warszawkę, później jest długo długo nic i dopiero Breslau, Krakau i Danzig [ niech mi będzie wybaczone, że używam niemieckich nazw ale w kontekście Mitteleuropy jaką ekonomicznie jesteśmy są one na miejscu, dosłownie a co więcej mimo gromkich haseł o ''powstawaniu z kolan'' pętla jeszcze się zaciska pod auspicjami cudownego dziecięcia niemieckiej banksterki nadpremiera Morawieckiego ]. Jakiś czas temu znajomy miał okazję poprzebywać trochę w towarzystwie stołecznej ''złotej młodzieży'', dzieci ludzi co po Grójcach, Mielcach czy Kielcach podorabiali się milionów i pchają teraz latorośle do stolicy bo miasta skąd się wywodzą tracą sens i nie są na miarę ich ani potomków aspiracji. Wedle jego słów to ludzie ''skazani na sukces'' - jeśli nie przećpają się i nie przetracą majątków rodziców, bo pokusy są, zawsze będę do przodu bo nawet jeśli komuś uda się wybić z dołów do ich poziomu to co będzie dlań pułapem dojścia dla nich stanowić będzie punkt wyjścia, czyli tak czy siak ''biednemu zawsze wiatr w oczy''. Towarzystwo śmiało się, że niedługo do Wilanowa będą wydawać paszporty bo i stanowi on już teraz osobny świat a dla zamieszkujących go ludzi problemy z jakimi musi borykać się reszta kraju są abstrakcyjne - i wzajem. Z ich perspektywy ''bufetowa'' jest super, za jej rządów miasto przeżyło okres niesłychanej prosperity, a że ufundowana została na gigantycznej korupcji, systemowym złodziejstwie i niezliczonych tragediach ludzkich włącznie z bestialskim mordem, który do dziś nie doczekał się sprawiedliwego osądzenia ? A pies mordę lizał przegrywom życiowym, ''śmierdź frajerom'', byle nasze na wierzchu było - oby tak dalej, jeszcze więcej zadufanej ślepoty i arogancji nowobogackich pasożytów a obudzimy się nawet nie z ręką a twarzą w nocniku i zatęsknimy jeszcze za Lepperem.
OdpowiedzUsuńSkądinąd miarą ''histerycznego sukcesu'' grubo ponad ćwierć wieku trwającej już ''transformacji'' jest, iż jedynie ok. 40 tys. ludzi ''wtenkraju'' posiada majątek o wartości przekraczającej milion dol. z czego ogromna większość, blisko 90% mieści się poniżej granicy 5 mln więc jak łatwo policzyć ponad kreską jest tu zaledwie ok. 4 tys. z tych zaś tylko jakichś 200 ma więcej niż 50 mln... Nawet uwzględniając, że są to dane zaniżone np. przez tzw. ''szarą strefę'' i tak jest to bida z nędzą, dla porównania w Wlk. Brytanii milionerów jest grubo ponad 2 mln., we Francji nieco mniej, w Niemczech coś ponad półtora miliona itd. najbardziej bawią mnie jednak dyżurni ''eksperci'' bełkoczący, że potrzeba 50 lat byśmy zrównali się pod tym względem z Zachodem, wtedy pojawi się jakiś Balcerowicz przyszłości, który już nam wytłumaczy, że jak tylko zaciśniemy pasa to za pół wieku ho ho itd. Nie ma szans byśmy doścignęli ich w obowiązującym obecnie globalnym modelu gospodarki ani też z kolei rywalizowali na ''tanią siłę roboczą'' z jakimiś dziećmi w Bangladeszu harującymi za głodowe patrząc z naszej perspektywy stawki, no chyba że zrównamy z nimi poziomem wynagrodzeń i standardami życia ale chyba nie to powinno być naszym celem ? W każdym razie trzeba pilnie szukać wyjścia z impasu bo to stwarza realne zagrożenia cywilizacyjne wręcz i żadne 500+ czy nawet 1500 temu nie zaradzi. A, i gratuluję ostatnich ''podgrzybków'', wyśmienite, ani jednego ''szatana'', parskałem śmiechem co chwilę a to bardzo potrzebne szczególnie patrząc na to co się wyrabia za oknem.
OdpowiedzUsuńDzięki :)
OdpowiedzUsuńCo do rozwarstwienie - świat nawet to widzi (w tym, o dziwo nawet liberałowie z MFW), tylko jest ogromny opór materii w postaci tych, którzy na obecnym układzie korzystają. U nas dochodzi jeszcze zaczadzenie Balcerowiczem, aczkolwiek młodzi lewicowcy (nawet w "Wyborczej") zaczynają dostrzegać, ze obecny model "rozwoju" to droga donikąd. Jedno jest pewne - bez bardziej równosciowego podziału dochodów nic się nie osiągnie, a to oznacza konieczność wzrostu płac. Tyle, że z jednej strony się o tym mówi, a z drugiej, ściąga Ukraińców. Chociaż Min. Pracy pracuje nad nowym Kodeksem Pracy mającym ograniczyć "śmieciówki" - może coś z tego będzie. Oby, bo tak dłużej się nie da. Co do nierówności geograficznych - to pokłosie "metropolizacji" za rządów PO - i to również należy odwrócić.
Ten koszmar zwał się ''modelem polaryzacyjno-dyfuzyjnym'', absurdalne zestawienie samo w sobie, czytałem kiedyś kocopoły Boniego na ten temat, coś strasznego. Pal licho lewicę, mnie bardziej interesuje, że wreszcie na prawicy ludzie zaczynają budzić się z oczadzenia pt. prawica=liberalizm i nie mniej szkodliwego przesądu, który tamtemu równaniu towarzyszy -
Usuńetatyzm=socjalizm [ wszystkim, którzy mu hołdują tak na początek zaordynowałbym obowiązkowo ''amerykańska szkołę'' w ekonomii i obaczyć kto zacz Henry Clay ], korwinowa kuceria z oporami ale spychana jest do defensywy, nawet Michalkiewicz musi zaznaczać iż jest ''kąserwatystą liberalnym a nie społecznym'', dzięki czemu ludzie dowiadują się, że coś takiego jednak istnieje. Jeśli polska prawica nie zacznie prowadzić bardziej śmiałej polityki społecznej wychodzącej daleko poza marne w gruncie rzeczy 500+, bo to dobre tylko na początek, i nie podniesie kwestii nierówności, a jest do tego wbrew pozorom predestynowana wręcz w przeciwieństwie do lewicy jaka jedynie na tym żeruje, odda właśnie pole radykałom najgorszego sortu, najwyższy czas.