Dla „łże – elit” III RP martwy Prezydent zaczyna być groźniejszy od Prezydenta żywego.
I. Bezsilność „łże – elit”.
W miarę upływu czasu, coraz wyraźniejszy staje się strach „łże – elit” przed zbiorową pamięcią zarówno o Lechu Kaczyńskim, jak i o niegodnym traktowaniu, którego doświadczał za życia. W pewnym sensie, martwy Prezydent zaczyna być dla nich groźniejszy od Prezydenta żywego, którego zawsze można było wykpić, ośmieszyć, czy pryncypialnie zbesztać z wyżyn swych parnasów, niczym krnąbrnego uczniaka. Z martwym Prezydentem, urastającym z wolna do rangi symbolu tak się nie da, bez narażenia się na powszechne potępienie.
Nagle bowiem okazało się, że Lech Kaczyński, to nie był prezydent garstki moherowych staruszek, z którego „młodzi, wykształceni…" itd. obowiązkowo wręcz darli sobie łacha. Tłumy gromadzące się nieprzerwanie od soboty pod Pałacem Prezydenckim pokazały, że coś się w Polakach obudziło – nawet w tych, którzy do niedawna za podszeptem mediodajni odbierali Lecha Kaczyńskiego w kategoriach „obciachu”. Tym czymś jest poczucie wspólnoty uosabianej przez urząd prezydenta RP.
Co więcej, okazało się również, że lata medialnej propagandy, zmasowanej nagonki o żdanowowskim wręcz natężeniu, nie odcisnęły na większości Polaków głębszego piętna. Że w obliczu narodowej tragedii ujadanie dziennikarskiej żulerni i dowcipasy dyżurnych wesołków pokroju Majewskiego, Wojewódzkiego, czy obsady „Szkła Kontaktowego”, o licznych kabaretach nie wspominając, spłynęło do ścieków. Co nie oznacza, że zostało zapomniane.
II. Smutki Stokrotki.
Przekonała się o tym niejaka Stokrotka, która chcąc „podłączyć się” pod narodową żałobę, usiłowała w kabotyńskim geście zapalić znicz pod Pałacem Prezydenckim. Wypłakiwała się potem na radiowej antenie, że została nazwana „ścierką” i zapytana „po co tu przyszła”. Z jej utyskiwań przebija głębokie niezrozumienie faktu, że gdy wielokrotnie robi się za mikrofonowy stojak dla Palikota i jemu podobnych, by ci w prime timie mogli urządzać swoje seanse nienawiści wymierzone w Głowę Państwa, to trzeba liczyć się z jakąś reakcją ludzi, którzy nie akceptują takiej metody „dziennikarzenia”.
Moim zdaniem, to że pani MO doświadczyła zaledwie dwóch nieprzyjaznych uwag (na tysiące zgromadzonych żałobników) i tak świadczy o nadzwyczajnej powściągliwości obecnych tam osób.
III. Lęki Kuczyńskiego.
Jako wyraz strachu wiadomego środowiska odbieram tekst Waldemara Kuczyńskiego, o którym pisała na swoim blogu Kryska. W artykule tym autor oskarża niezidentyfikowane osoby o „wykorzystywanie jego (Prezydenta – G.G.) śmierci do moralnego obsmarowywania politycznych przeciwników” i prowadzenia „wojny politycznej” pod pozorem żałoby.
Cóż… w mym odczuciu, ci wszyscy, którzy przez lata z opluwania Lecha Kaczyńskiego zrobili sobie sposób na funkcjonowanie w przestrzeni publicznej, zwyczajnie przerazili się tłumów pod Pałacem Prezydenckim i tego co sądzą o nich Polacy. Przytoczony wyżej przykład odpowiednio potraktowanej Stokrotki, uświadomił im, że jednak nie wszystko może ujść bezkarnie. Stąd te nawoływania w stylu: jednoczmy się w obliczu tragedii i broń Boże nie wyciągajmy tego, co kto mówił i pisał za życia Prezydenta.
IV. Zapowiedź nowej metody polemicznej.
Tekst Kuczyńskiego jest zarazem zapowiedzią metody polemicznej, którą zapewne niedługo na masową skalę zastosuje salonowszczyzna. Wedle tej metody „niegodnym” i – zapewne - „nagannym moralnie” będzie wypominanie tuzom naszego życia publicznego ich zachowań z czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego, a nie popełniane przez tychże w nienawistnym amoku podłości.
V. Strach przed symbolem.
Na powyższe lęki nakłada się zamieszanie wokół miejsca pochówku pary prezydenckiej. Stefan Bratkowski cytowany na portalu TOK FM.pl, stwierdza że pochówek na Wawelu „to na wskroś polityczny pomysł" i dodaje: „Nie wydaje mi się, żeby córka państwa Kaczyńskich miała takie życzenie".
Hm, w przeciwieństwie do Stefana Bratkowskiego nie czuję się władnym wnikać w serce pani Marty Kaczyńskiej, niemniej para prezydencka zostanie pochowana na Wawelu niezależnie od tego, co „nestorowi polskiego dziennikarstwa” się wydaje, czy też nie wydaje.
Z opinią Bratkowskiego współgra nieskrywana obawa prof. Hartmana (który, swoją drogą, również „nie wyobraża sobie”, „żeby córka państwa Kaczyńskich miała takie życzenie”), że Jarosław Kaczyński da się „uwieść pokusie tworzenia z Lecha Kaczyńskiego jakiegoś symbolu narodowego współczesnego patriotyzmu”.
O, tak… Tworzenie „współczesnego symbolu patriotyzmu” byłoby dla profesora Hartmana i jego formacji światopoglądowej wysoce niewskazane. Taki symbol bowiem, pochowany na dodatek w symbolicznym miejscu, wśród grona najwybitniejszych Polaków, ma to do siebie, że promieniuje latami i czasem potrafi wpłynąć na przewartościowanie społecznego postrzegania rzeczywistości.
A to zagrozić może „rządowi dusz” do sprawowania którego rości sobie pretensje środowisko, nazwijmy to hasłowo, „euro – liberalne”, którego zaangażowanym wyrobnikiem jest prof. Hartman.
VI. Bardzo niebezpieczny mit…
W podobnym duchu wypowiada się, znany m. in. z łamów pism dla „lajfstajlowych feministek”, medialny psycholog Wojciech Eichelberger stwierdzając, iż „mitologizowanie tej tragedii jest bardzo niebezpieczne”. Dlaczego „niebezpieczne”? I to „bardzo”?
Ano, dlatego, że:
„To nieodpowiedzialne, emocjonalne odruchy ludzi, którzy powinni bardziej uważać na słowa, bo takie słowa potem wpadają w taką zbiorową świadomość i żyją w niej bardzo długo, dając potem owoce zupełnie niezamierzone przez tych, którzy te słowa wypowiedzieli jako pierwsi.”
Taaa… już widzę, demony „polskiego nacjonalizmu”, wydobywające się z wawelskiej krypty, by nękać po nocach pana Eichelbergera.
Jego onegdajsza, żarliwa obrona kolegi po fachu – pedofila prof. Samsona, niewątpliwie żadnych „niebezpiecznych” konsekwencji przynieść nie mogła…
VII. Matrix się boi.
Podsumowując: rodacy w dniach żałoby pokazali oblicze zgoła inne, niż wynikałoby to z sondaży. Okazało się, że społeczeństwo nie dało zglajszachtować się w jedynie słusznym, euro - postępowym duchu. Że wciąż żywe są takie wartości, jak wspólnota, patriotyzm i pamięć. Że „dziennikarska warszawka” to wyizolowany matrix, którego sztuczność i małostkowa podłość dotarła właśnie z całą mocą do wielu Polaków, powtarzających zarówno przed kamerami, jak i w rozmowach prywatnych, że Lech Kaczyński był oceniany niesprawiedliwie. Powtórzę raz jeszcze tezę z nagłówka notki: z punktu widzenia „łże – elit III RP”, martwy Prezydent zaczyna być groźniejszy od Prezydenta żywego.
***
Kończąc, pozwolę sobie przytoczyć fragment wiersza Juliana Tuwima „Pogrzeb prezydenta Narutowicza”, dedykując go tym, którzy do ś.p. Lecha Kaczyńskiego strzelali politycznie i medialnie za życia:
„Zimny, sztywny, zakryty chorągwią i kirem,
Jedzie Prezydent Martwy a wielki stokrotnie.
Nie odwracając oczu! Stać i patrzeć, zbiry!
Tak! Za karki was trzeba trzymać przy tym oknie!”
Gadający Grzyb
pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz