niedziela, 9 maja 2010
Komorowski poleciał po „jarłyk”?
Tylko od nas będzie zależało, czy przyklepiemy kremlowski „jarłyk” dla Komorowskiego.
Gwoli przypomnienia: jarłyk, był to na podbitej przez Mongołów Rusi akt oddania we władanie ziem nad którymi z woli chana miał panować dany książę. Otrzymanie jarłyku wiązało się z wyprawą do siedziby chana, z której to peregrynacji nie każdy pretendent do władztwa miał szczęście powrócić żywym.
Późniejsza Rosja, której zasadniczy rys cywilizacyjny pozwalam sobie określać mianem „zmongolizowanego bizantynizmu” przejęła wiele z mongolskiej kultury politycznej, zaś tradycja „jarłyku” przetrwała do czasów sowieckich, gdzie stała się nieodłącznym elementem sprawowania władzy nad podporządkowanymi krajami. Przybrało to formę wycieczek kolejnych pierwszych sekretarzy na Kreml (obowiązkowa pierwsza wizyta zagraniczna) po czerwone „błogosławieństwo”.
I. Jarłyk dla namiestnika.
I właśnie w tych kategoriach odczytuję obecność pełniącego obowiązki prezydenta (w skrócie - p.o.p.) Bronisława Komorowskiego w Moskwie pod pretekstem obchodów kolejnej rocznicy „zwycięstwa nad faszyzmem”, tym bardziej, że poleciał tam w towarzystwie generała Jaruzelskiego. Tak, wiem, że wizytę wspólnie z generałem miał złożyć również ś.p. Prezydent Lech Kaczyński, tyle że w przypadku Lecha Kaczyńskiego żywiłem nadzieję, że udaje się do Rosji po to, by zostawić Jaruzela tam, gdzie jego miejsce - na Placu Czerwonym, czemu dałem wyraz w notce „Spawacz leci do Moskwy”.
Co do p.o.p. Komorowskiego takiej nadziei nie mam. Pozostaje otwarta kwestia, czy zabrał Jaruzelskiego w charakterze przewodnika, czy też może raczej patrona, który go przed czekistowskimi towarzyszami odpowiednio zaproteguje i wyjedna tym samym upragniony „jarłyk”.
Powie ktoś, że to zbyt grube szyderstwo, niemniej zważywszy na młodość niejakiego „Wolskiego” spędzoną w zaszczytnej służbie Informacji Wojskowej w połączeniu umiłowania WSI, któremu wyraz dawał niejednokrotnie p.o.p. Komorowski, zbójeckim prawem blogera będę utrzymywał, że jest coś na rzeczy.
Jako swoistą promesę otrzymania „jarłyku” traktuję „przyjazne gesty” ze strony obecnych Kremlowładców, jak chociażby przekazanie stronie polskiej kilkudziesięciu tomów akt katyńskiego śledztwa, umorzonego szczęśliwie w 2004 roku. Podobne „gesty” mają na celu po prostu uwiarygodnić w oczach polskiego społeczeństwa ekipę Donalda Tuska i p.o.p. Komorowskiego osobiście, a także zalegitymizować ich spolegliwą wobec Rosji politykę.
Przekaz dla tych, którzy „mają uszy do słuchania” jest jasny: jesteście wobec Rosji „konstruktywni” (czytaj – ulegli), to możecie liczyć na „ocieplenie” – ot, choćby w postaci odtajnienia tego i owego. Moskiewskie archiwa są przepastne. Wystarczą na wynagradzanie spolegliwości kolejnymi „gestami” przez wiele dziesięcioleci.
A durne Polaczki niech ćpają nasz gaz i cieszą się z „dobrosąsiedzkich stosunków”. My w tym czasie zrobimy przewrót w Gruzji, zwasalizujemy Ukrainę, w międzyczasie zaś do reszty przykujemy Priwislański Kraj do naszego surowcowego neo - RWPG…
II. Przekaz dla Polaczków, czyli pozdrowienia z Kremla.
Przekaz, powtórzę, jest dla mnie jasny: „jesteście z nami grzeczni, to my okażemy wam „dobrą wolę”. Nie odtajnimy wprawdzie wszystkiego, żeby Polaczkom od nadmiaru carskiej łaski przypadkiem w dupach się nie poprzewracało, ale ot tak, po trochu… Puścimy w telewizji film waszego Andrieja Wajdy. Do kin, oczywiście, nie wejdzie, bo by wam się… patrz wyżej, ale doceńcie to co dajemy.
W zamian oczekujemy niewiele. Ot, zagłosujcie w wolnych i demokratycznych wyborach na tych, co trzeba. Na tych, mianowicie, którym nie postała by w głowach kretyńska myśl, by pchać się niepotrzebnie do Gruzji, czy „wciągać” do wrażych struktur Ukrainę. Na tych, którzy są „pragmatycznie” nastawieni do naszego gazu i nie roją o jakiejś tam „aktywnej polityce wschodniej”. My mamy o wiele aktywniejszą politykę zachodnią i to wystarczy. Po co więcej?
A jeżeli wybierzecie jakichś nieodpowiedzialnych awanturników od wymachiwania szabelką i wtykania nosa do naszego śledztwa, to figę z makiem zobaczycie, a nie katyńskie papiery, zaś nasze śledztwo w sprawie „spadniętego” Tupolewa potrwa tyle, ile uznamy za stosowne. Bo niesłuszny i nieracjonalny wybór priwislańskiej ludności sprawi, ze poczujemy się dotknięci. I rozdrażnieni. Uznamy, że wasza demokracja zmierza w niewłaściwym kierunku.
Zatem po dobroci prosimy – wybierzcie tego, któremu nadajemy nasz jarłyk, dobrze? Jednocześnie kierujemy do priwislańskich tubylców braterskie, kremlowsko – czekistowskie pozdrowienia, a także zapewnienia o nieustającej woli owocnej współpracy i dalszego zacieśniania dobrosąsiedzkich stosunków. Aż do skutku.”
***
Osobiście, jestem ciekaw, gdzie p.o.p. Bronisław Komorowski zostanie ustawiony na kremlowskiej trybunie. Jeżeli będzie stał w miarę blisko Putina i Miedwiediewa, będzie znaczyło to, że misja została wykonana – otrzymał „jarłyk”.
I tylko od nas będzie zależało, czy przyklepiemy ów „jarłyk” naszymi głosami w czerwcowo – lipcowych wyborach.
Gadający Grzyb
pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz