piątek, 10 września 2010

O postępach walki klasowej na dziennikarskim froncie.


W walce z pisowskim odchyleniem W.S.D. im. Melchiora Wańkowicza powołała pod broń „media–jugend”.

No proszę. Wystarczy wyjechać na tydzień w góry i odciąć się od wszelkich mediów z internetem na czele, by po powrocie skonstatować, że proklamowane jakiś czas temu dożynanie watah nabrało nowej dynamiki.

I. Inicjacja dziennikarskiego narybku.

1) Media–jugend pod broń!

Zgodnie ze stalinowską zasadą, głoszącą, iż walka klasowa zaostrza się w miarę postępów komunizmu, do walki z pisowską zarazą przystąpiła prywatna uczelnia, konkretnie - Wyższa Szkoła Dziennikarska imienia - o ironio! - Melchiora Wańkowicza w Warszawie, gdzie „ręcyma” studenckiej leminżerii sporządzono coś na kształt listy proskrypcyjnej.

Oddzielono na niej ziarno od plew, zdrowy element od reakcji, czyli – wykładowców „pisowskich” od - no właśnie - jakich? „Konstruktywnie” nastawionych do obecnej rzeczywistości? Bo przecież nie (a fe!) proreżimowych? Tacy wszak byli jedynie za czasów szalejącego kaczyzmu i, jak widać, tej stugłowej hydrze wciąż odrastają nowe łby, które zatroskani o przyszłość naszej żurnalistyki różni światli ludzie wciąż są zmuszeni w pocie czoła obcinać. A że, biedacy, sami już nie dają rady, musieli powołać pod broń „media–jugend”, czyli żakowską brać. A co, niech się młodzi wprawiają, niech stal hartuje się w walce, niech adepci mający wkrótce zapełnić newsroomy rozlicznych mediodajni posmakują pisowskiej krwi.

2) Orwellowskie brytany.


Tego rodzaju zabieg inicjacyjny jest zazwyczaj bardzo skuteczny. Dzieciom w Afryce tamtejsi watażkowie dają do ręki broń i każą zabić kogoś ze swych bliskich. Od tej pory taki zgwałcony mentalnie „żołnierz” jest już ich. Odległa analogia? Zbyt drastyczna? Za daleko idąca? Być może, ale mechanizm ten sam. Wątpię zresztą, czy studenci biorący udział w uczelnianych „rozmowach” zdawali sobie z tego sprawę. Do tego potrzeba minimum wiedzy, samoświadomości, podmiotowości, dystansu i innych takich. Jak pokazuje doświadczenie zadym pod smoleńskim krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, wymienione wyżej cechy „młodym wykształconym” (czy też raczej - „młodym, kształcącym się”) są z gruntu obce, wolą widzieć siebie w roli bojowników na jedynie słusznym polit – ideologicznym froncie „Polski jasnej” przeciw „Polsce ciemnej”, w czym zresztą utwierdzają ich swą postawą starsi koledzy po fachu. Akceptowalne dziennikarstwo to takie, jakie my robimy. Każde inne jest „pisowskie”! I tą prawdą winni nasiąkać dziennikarscy neo–komsomolcy.

Zaraz, zaraz – zapyta ktoś. Gdzie „media–jugend” a gdzie „neo–komsomolcy”? Ano, oba określenia są uprawnione, jako że w obu mutacjach marksizmu: brunatnej i czerwonej, młodzież kształtowano według podobnych wzorców i do podobnych celów – orwellowskich brytanów władzy i ustroju.

3) Zawodowa śmierć z rąk hunwejbinów.


Zresztą, podam inny, bliższy przykład, który – idę o zakład – również studenckim hunwejbinom nic nie powie, bo o tym ich w szkołach nie uczono, a samemu dowiedzieć się nie chciało. Podobny mechanizm śmierci zawodowej praktykowano w PRyLu, w pierwszym okresie komuny, kiedy to Partia mobilizując studencki „aktyw” w czerwonych krawatach pozbywała się z uczelni „reakcyjnych” profesorów. Taki Leszek Kołakowski, zanim na starość nieco sporządniał, walnie przyczynił się do odsunięcia prof. Tatarkiewicza od wykładów... Obrzucanie czym popadło wykładowców na zachodnich uniwersytetach za czasów kontrkulturowej rewolty niesławnego roku 1968 to kolejny fragment tego samego obrazka.

W tym kontekście jak niewinna igraszka, tudzież ironia historii, wygląda potraktowanie jajkami przez członków Ligi Republikańskiej marksistowskiego profesora Jerzego Wiatra, kiedy ten jako minister edukacji narodowej gościł na Uniwersytecie Jagiellońskim.

II. Kto jest „pisowcem”, czyli „obiektywistyczne odchylenie”.

1) Pisówa Jankowska.

Na paradoks zakrawa fakt, że ofiarą nagonki na „pisowców” padła legenda radiowego reportażu – pani Janina Jankowska. O sprawie pisała na swym blogu, pojawiło się wiele komentarzy, ja zatem ograniczę się do kilku spostrzeżeń.

Otóż, imputowanie pani Jankowskiej „pisowskiego odchylenia” jako żywo przypomina stalinowskie „czystkowe” zarzuty szpiegostwa na rzecz Urugwaju czy Alaski. Cała sytuacja jest oznaką tego, iż Wielka Czystka, nazwana przez złotoustego Sikorskiego Radosława (z nieuprawnioną sienkiewiczowszczyzną) „dożynaniem watah”, wkracza w fazę w której „pisowcem” czy wręcz „pisuarem”, niezależnie od poglądów, jest każdy kto nie wykazuje należytego entuzjazmu wobec obecnej władzy i nie odmawia głównej partii opozycyjnej prawa do istnienia i krytyki poczynań rządu.

2) Ach, te etapy...


Wprawdzie ta sama Janina Jankowska jako przewodnicząca Komisji Etyki Polskiego Radia gromiła Jerzego Targalskiego za czyszczenie tegoż Radia z „gomułkowsko – gierkowskich złogów” i wówczas była nader chętnie cytowana przez mediodajnie, ale cóż – to był inny etap...

Na obecnym etapie właściwe jest czyszczenie wszystkiego, czego tylko można sięgnąć, ze złogów „pisowskich” (kogo obecnie uważa się za „pisowca” – patrz wyżej), co ogarnął swym rozumem Stefan Bratkowski, prezes Fundacji Centrum Prasowe dla Europy Środkowo-Wschodniej, która to fundacja jest założycielem Wyższej Szkoły Dziennikarskiej imienia (znów – o ironio!) Melchiora Wańkowicza. Fundacja ta powstała w 1990 roku. Kto wtedy miał pieniądze? Kto finansuje Fundację obecnie? Próżno szukać na jej stronach tego typu informacji. Jedynie logo „Polityki” w okienku „sponsorzy” może mówić to i owo.

3) Kadry, głupcze!

Na taką kuźnię dziennikarskich kadr należy baczyć, ba – łypać czujnym okiem, albowiem „kadry decydują o wszystkim” i akurat ta leninowska prawda, niezależnie od „etapu”, się nie zmienia. Procesu kształcenia kadr nie wolno zatruwać wrażymi odchyleniami skrytymi pod płaszczykiem „nauczania warsztatu”, tudzież innymi „obiektywistycznymi” fanaberiami. Bo z takim „obiektywizmem”, to wicie-rozumicie, nigdy nic nie wiadomo. Raz przejedzie się taka Jankowska, jak należy, po Targalskim, a innym razem przypieprzy się do naszych... I komu to służy? Tak w ogólnym rozrachunku? Pisowcom! Zatem, obiektywistyczne odchylenie jest zarazem odchyleniem pro-pisowskim, ot co!

Trzeba tylko jeszcze spotkać się i uzgodnić sprawę ze studentami... To inteligentni ludzie. Spontaniczni. I tak jakoś, spontanicznie, sami z siebie wiedzą z której strony ich przyszły chlebuś powszedni zostanie posmarowany... a z której nie... Co dowodzi samo przez się ich inteligencji...

***

Nie wiem, czy zwolnią Janinę Jankowską i czy kogoś prócz niej. Jak podaje portal w polityce.pl delikwentów do odstrzału jest jeszcze co najmniej troje (pisarka Joanna Siedlecka, Rafał Smoczyński – współzałożyciel „Frondy” i krytyk literacki Andrzej Biernacki). Zresztą, nie o nich tu chodzi, jeno o zjawisko, które postarałem się, mniej lub bardziej udolnie, zobrazować. Wiem jedno:

W fenomenalnej „Rozmowie w kartoflarni” Janusz Szpotański włożył w usta Gnoma następujący passus:

„A kto nie będzie Gomułki kochał,

ten będzie w lochu jęczał i szlochał!”


„Szpot” jest ponadczasowy. Mentalność rozmaitych „gnomów” również.

Gadający Grzyb

pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz