Motto: „Demokracja jest dla nas i tych, którzy z nami się zgadzają.”
Ci, którzy łudzili się, że po wygranej Bronisława Komorowskiego proklamowana ustami Andrzeja Wajdy „wojna domowa” stopniowo wygaśnie, byli w wałęsowskim „mylnym błędzie”. Otóż, zgodnie z ponadczasową stalinowską logiką głoszącą, że walka klas zaostrza się w miarę postępów komunizmu, ogłoszona onegdaj w Łazienkach „walka o wszystko” zatacza coraz szersze kręgi, sprawiając, że Polska zaczyna ewoluować w kierunku jakiegoś kuriozalnego, para-ustrojowego tworu, gdzie za fasadą demokratycznych procedur wykluwa się coś, co pozwalam sobie określić mianem oświeconego (neo)totalitaryzmu.
Przyjrzyjmy się symptomom, które sprowokowały mnie do postawienia powyższej, radykalnej diagnozy.
I. Ideologia „demokratycznego totalitaryzmu”.
Każdy totalitaryzm potrzebuje ideologii – również ten formujący się na naszych oczach. Tą ideologią oficjalnie pozostaje demokracja i obrona tejże przed zagrożeniami. Demokratyczny totem, wokół którego grupują się dzisiejsi neototalitaryści jest rytualnie okadzany liberalną, „oświeconą” frazeologią o postępie, wolności (a jakże!) i modernizacji hamowanych przez Jarosława Kaczyńskiego i podjudzaną przezeń fanatyczna tłuszczę. Tyle, że rozumienie i interpretacja demokracji i liberalizmu są w ujęciu ideologów cokolwiek, hm, specyficzne...
Niezłą wykładnię dał dwukrotnie prof. Marcin Król: raz opowiadając się przeciw wolności słowa (2009 - Król o blogosferze przy okazji sprawy Kataryny), niedawno zaś postulując niekonstytucyjną rozprawę z Jarosławem Kaczyńskim, który śmiał wypowiadać się na tematy polityczne poza budynkiem parlamentu (polecam tu tekst Kataryny). Profesorowi Królowi basuje wiecznie rozedrgany światopoglądowo Cezary Michalski w „Krytyce Politycznej”, gdzie przyrównuje III RP do Weimaru i postuluje, by Kaczyńskiego „zniszczyć politycznie do końca” sprzymierzając się w tym celu „nawet z Tuskiem, nawet z Palikotem, nawet z Napieralskim, nawet z Leszkiem Millerem…”. Wcześniej podobne odgłosy wydawał z siebie „dialektyczny liberał” prof. Radosław Markowski odnośnie „Gazety Polskiej”.
Demokracja jest dla nas i dla tych, którzy z nami się zgadzają. Ot, taki totalitaryzm demokratyczny...
II. Wróg i pielęgnowane poczucie zagrożenia.
Kolejnym elementem niezbędnym do funkcjonowania totalitaryzmu jest majaczący na horyzoncie wróg. Budowanie poczucia zagrożenia umacnia bowiem wspólnotę i czyni ją bezwolną wobec coraz dzikszych zapędów władzy. Tym, czym byli Żydzi u Hitlera, trockiści u Stalina, tym dla obecnych „bogów demokracji” jest Jarosław Kaczyński i szeroko rozumiane „pisowskie” zaplecze: 25-30 procentowy elektorat „Polski ciemnej” gotowy zapędzić wszystkich do kruchty... Strach przed zdemonizowanym „Kaczorem” i „duszną atmosferą IV RP” ma utrzymywać w ryzach środowiska, które z różnych względów postawiły na Tuska, Komorowskiego i Platformę – od najróżniejszych grup interesu z kastą urzędniczą na czele, po wielkomiejską „klasę aspirującą”.
Tenże strach ma dusić w zarodku niewygodne pytania. Mechanizm opisał już Orwell: świnie w Folwarku Zwierzęcym ucinały dyskusje sakramentalnym: „chyba nie chcecie powrotu pana Kaczyń... ee, to jest, Jonesa?”
A gdy już, zgodnie z postulatem Cezarego Michalskiego, Jarosław Kaczyński zostanie „zniszczony politycznie do końca” , będzie robił za Goldsteina z „Roku 1984”.
III. Społeczna eugenika.
Cóż to byłby za totalitaryzm bez zbrodniczych eksperymentów? Mamy i to. Na naszych oczach bowiem wdraża się coś, co określam mianem „społecznej eugeniki”. Proceder ów zwany jest również „przemysłem pogardy”, „nienawiści”, a eufemistycznie - „dyskursem wykluczenia”. Dotyka to nie tylko Jarosława Kaczyńskiego i jego obozu. Przemysł pogardy wymierzony jest w całe grupy społeczne: nieprzydatne, ba - wręcz szkodliwe z punktu widzenia establishmentu.
Grupy te należy zepchnąć do ciemnego kąta i sflekować. Do niedawna „flekowano” je werbalnie, propagandowo i odcinano od inwestycji tzw. „Polskę B”, by przypadkiem zanadto nie wyrosła. Dziś owo flekowanie przybiera formy dosłowne: kopnięty w klatkę piersiową obrońca krzyża umiera niedługo później na zawał, dwóch innych zamknięto w psychuszkach. Na to nakłada się ostentacyjna bierność policji i straży miejskiej wobec aktów łamania prawa podczas zajść pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu i równie ostentacyjna „niemożność” zidentyfikowania przez prokuraturę kolesi od lepienia puszek. Sięganie w nieformalnej rozprawie „władzy” z niewygodnym „elementem” po społeczne męty (Zbigniew S., ps. „Niemiec”) też jakby skądś znane...
Przekaz jasny: nie fikaj, bo się dofikasz.
Wedle władców IIIRP rozzuchwalone po katastrofie smoleńskiej ciemne „bydło” należy spędzić z powrotem do zagród i nauczyć moresu, następnie zaś poczekać aż wymrze. Potomstwo natomiast trzeba niereformowalnemu „bydłu” odebrać i ukształtować na lojalną wyborczą masę – im mniej kumającą, tym lepiej. Minister Hall od anty-edukacji i postępowe „siostrzyce”od antyrodzinnego ustawodawstwa pracują nad tym w pocie czoła, kontynuując trud poprzedników. Już teraz, po 20 latach, doczekaliśmy się „pokolenia Marii Peszek”, które w razie wojny będzie „spierdalać jak najdalej” a to dopiero początki. Społeczna eugenika święci triumfy.
IV. Zawłaszczanie przez „odpolitycznianie”.
W ostatnim dwudziestoleciu nikt nie miał takiej władzy jaką ma dziś PO. Nikt, nawet postkomuniści, nie wykazywał się też tak dalece posuniętym brakiem skrupułów w zawłaszczaniu państwa. Proceder ten obejmuje nie tylko aparat administracyjny (to robił każdy), lecz również formalnie niezależne instytucje, które „odpolitycznia” się na tyle skutecznie, że jakoś tak same z siebie wiedzą, jak swą „niezależność” praktykować ku ukontentowaniu władzy, że wspomnę przykład „rozgrzanej sędziny” z czasów kampanii prezydenckiej, czy przytoczoną wcześniej oślepłą na jedno oko „odpolitycznioną” prokuraturę od puszkowego krucyfiksu. Tak... - „właściwa” niezależność okazana we właściwej chwili – bezcenna.
Instytucje, które wykazują się niezależnością „niewłaściwą” jak IPN, poddaje się – tak, zgadliście - „odpolitycznieniu”.
Niebywałym w swej bezczelności „skokiem” było przejęcie, niemal natychmiast po katastrofie smoleńskiej stanowisk „prezydenckich”; podpisywanie przez Bronisława Komorowskiego ustaw, które Prezydent Lech Kaczyński miał zawetować bądź skierować do Trybunału Konstytucyjnego, wycofywanie z Trybunału tych ustaw, które przekazał poprzednik...
Zresztą, dla rozluźnienia - http://www.youtube.com/watch?v=JsIEFzGHyS4
V. Aparat propagandowo – medialny.
Oświeconemu (neo)totalitaryzmowi potrzebny jest zwarty aparat propagandowo – medialny uprawiający idące „po linii” „dziennikarstwo kontr-faktyczne”, które onegdaj opisywałem jako robione obok faktów, a gdy trzeba - wbrew faktom. Jak działa to w praktyce, mogliśmy ostatnio (10.10.2010) zaobserwować na przykładzie występu Katarzyny Kolędy-Zaleskiej w „Faktach” TVN, kiedy to najpierw „zrelacjonowała” słowa JK, które nie padły („wolni Polacy” stali się „prawdziwymi Polakami”), następnie zaś odpowiednie autorytety (profesorowie Michał Głowiński, Marcin Król plus Stefan Chwin - literat) odtańczyły werbalny taniec rytualnego oburzenia.
Celem dziennikarstwa kontr-faktycznego jest spełniający pozory pluralizmu, ale w istocie w pełni kontrolowalny oligopol opinii przekazujący rozpisany na wiele głosów jednolity przekaz. Warunkiem koniecznym dla skuteczności tak rozumianego „pluralizmu” jest absolutna dominacja w przestrzeni publicznej, stąd nacisk, by nie poprzestawać na „przyjaciołach” ze stacji komercyjnych i „odpolitycznić” media państwowe, co też się dzieje – jeszcze w tym miesiącu mają zniknąć „Misja Specjalna” i „Bronisław Wildstein przedstawia”, zaś do „Wiadomości” wkrótce powrócić ma Lisica... Rozpoczęły się też przymiarki do spacyfikowania „Rzeczpospolitej”.
Efektem są media putinowskie w wersji light - „konstruktywne” wobec władzy i pilnie patrzące na ręce... opozycji. Rzecz niebywała w krajach demokratycznych za to jak najbardziej zgodna z logiką (neo)totalitaryzmu.
VI. Sojusz „niewidzialnej ręki” z „bogami demokracji”.
Komu opisywany totalitaryzm ma służyć? Czyją władzę, pozycję utrzymywać? Otóż, ten „oświecony (neo)totalitaryzm” jest o tyle wyjątkowy, że nie pozostaje w służbie jakiegoś jednego „furerka”, czy innego „słoneczka ludzkości”. Służyć ma, generalnie rzecz ujmując, wszystkim tym, którzy czerpią korzyści z obecnego stanu rzeczy. Tym, którzy z na pół upadłej, postkolonialno – kartoflanej republiki zwanej Polską uczynili sobie żerowisko i bardzo nie chcą aby ten stan uległ zmianie.
„Konsumentem” obecnego systemu jest gminny biznesmen z partyjno–esbeckimi korzeniami (tudzież jego potomstwo), który ze zblatowanym wójtem, sędzią, naczelnikiem skarbówki, a czasem i księdzem proboszczem pije wódkę i rżnie te same dziwki, ustalając przy okazji jakimi metodami wykończyć nie mającego „pleców” przedsiębiorcę, który nie pośpieszył z odpowiednimi gratyfikacjami do stosownych osób. Na podobnej zasadzie, tylko w skali „makro” funkcjonują oligarchiczne szczyty z różnymi „doktorami Janami”, generałami razwiedki i ich polityczną reprezentacją. Zwijcie to jak chcecie - „układem”, „szarą siecią” samoregulujących się powiązań, „niewidzialna ręką”... nie nazwa jest tu istotna, lecz zjawisko i mechanizmy.
Że co proszę? Że przecież było tak od zarania III Rzeczypospolitej? No to teraz będzie, kurwa, bardziej.
Firmują to wszystko własnymi twarzami „bogowie demokracji”, liderzy opinii - Michniki, Króle, Kuczyńscy, Bartoszewscy... legion. Onegdaj pisałem o nich tak:
„Bogowie demokracji każdy zamach na ich osobistą pozycję kwalifikują jako zamach na demokrację jako taką. (...)
Formacja duchowo – intelektualna (...) uważa siebie za zbiorową personifikację demokracji, stąpającą po niegodnym, nadwiślańskim łez padole. A zatem, każda próba podważenia ich pozycji musi równać się godzeniu w demokratyczne imponderabilia.”
Tę pozycję, zarówno „niewidzialnej ręki” jak i „łże elit” próbował podważyć Jarosław Kaczyński, którego opozycyjna formacja oscyluje dziś między 25. a 30% poparcia. Najedli się przez niego strachu, którego długo nie zapomną. Dlatego muszą tę konkretną opozycję zdławić wszelkimi sposobami.
***
Oświecony, „demokratyczny” neototalitaryzm zaprowadzany jest wśród dziękczynnych pień stada parnasiarzy i radosnych ryków leminżerii, w głębokiej trosce o ocalenie demokracji przed kaczystowskim ciemnogrodem z pochodniami. Przybiera postać pełzającego, rozłożonego w czasie ale morderczo konsekwentnego zamachu stanu. Do pełnego powodzenia brakuje już tylko jednego: politycznego zniszczenia Jarosława Kaczyńskiego i dezintegracji jego zaplecza, a następnie stworzenia jakiejś koncesjonowanej opozycji „zagospodarowującej” niezadowolonych – jak Samoobrona za czasów Leszka Millera.
A ludzie? Ludzie będą, przy zachowaniu wszelkich demokratycznych procedur, głosowali jak trzeba.
Gadający Grzyb
P.S. Inspiracją dla niniejszego tekstu była mini-dyskusja pod tekstem Kataryny „Marcina Króla problemy z demokracją”. Danz stwierdził, że „IIIRP przeistacza się w system faszystowski”, z kolei Jan Bogatko optował za „Nowym Oświeceniem”. Ja zaproponowałem wówczas termin „Faszyzm Oświecony”, ale po namyśle stwierdziłem, że termin jest zbyt wąski, stąd tytułowy „Oświecony (neo)totalitaryzm”. To była krótka ale intensywna (i inspirująca!) wymiana myśli... :)
Niemniej, choćby trudności z nazwaniem tego „czegoś”: dziwacznego para-ustrojowego tworu, który wykluwa się na naszych oczach, świadczą że dla Polski „ciekawe czasy” są regułą, nie wyjątkiem, niestety...
Linki:
http://niepoprawni.pl/blog/287/kosmopolita
http://niepoprawni.pl/blog/287/wojna-domowa
http://niepoprawni.pl/blog/287/dziennikarstwo-kontr-faktyczne
http://niepoprawni.pl/blog/287/bogowie-demokracji
http://niepoprawni.pl/blog/2370/prof-markowski-zastosujmy-praktyki-cenzorskie
http://niepoprawni.pl/blog/39/marcina-krola-problemy-z-demokracja
http://www.krytykapolityczna.pl/CezaryMichalski/Wielkapochwalacytatu/menuid-291.html
http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/150508,krol-internet-to-nie-smietnik.html
http://www.youtube.com/watch?v=JsIEFzGHyS4
http://wyborcza.pl/1,107886,8232433,Prof__Markowski_o__apos_aferze_krzyzowej_apos____Mozemy.html
http://www.wpolityce.pl/view/2707/Widz_oglupiany_potrojnie__Rysuje_Zawistowski.html
pierwotna publikacja:www.niepoprawni.pl
moim zdaniem idea fixe dobra, tylko zamieszanie do tego Kaczyńskich oraz zwolenników PiS trąci pewną poprawnością. Przecież jedna i druga strona funkcjonuje w tym samym paradygmacie - zarówno światopoglądowym jak i ustrojowo-ekonomicznym. Bardzo prosto to jest udowodnić. Tyle, że PiS dąży jedynie do wymiany kadr na "swoich", a tak to wszystko w najwyższym porządku.
OdpowiedzUsuńZ demokracją bowiem jest tak, że ona prowadzi do socjalizmu. A jaka może być konsekwencja tego ostatniego. Jasne, że musi się skończyć na totalitaryzmie. Jeżeli ktoś nie wierzy, niech trochę poczyta sobie o krajach skandynawskich i o tym, jakie się tam pomysły próbuje realizować. Ewentualnie zastanowi się, czy istniał inny totalitaryzm niż socjalistyczny i jak mocno socjalistyczne były totalitaryzmy?
Trzeba się również zastanowić w jakim my żyjemy obecnie systemie. Z punktu widzenia jednego czy dwóch stuleci, to funkcjonujemy w państwie totalnym.
pozdrawiam
Również w ramach paradygmatu demokratycznego można zmienić wiele na lepsze. Nie trzeba od razu zaczynać od totalnej rewolucji zmieniającej np. ustrój państwa, bo to wprawdzie bardzo fajnie brzmi, ale politycznie jest nie do zrealizowania. Ugrupowania tego typu kończą na kilku procentach poparcia i mogą co najwyżej chodzić dumne i blade, że to one mają rację. Może mają, może nie. Kogo to obchodzi?
OdpowiedzUsuńpozdr.
G.G.