Prof. Król wzywa do jakiejś formy demokratycznego bezprawia w którym władza może niszczyć arbitralnie wskazanych „wrogów” wszelkimi metodami.
I. Polowanie na wrogów ludu
Mało kto już pamięta kuriozalny felieton prof. Marcina Króla opublikowany we „Wprost” wkrótce po Marszu Niepodległości, w listopadzie 2012 roku. A szkoda, bo w tymże tekście jeden z głównych intelektualnych luminarzy salonowszczyzny sformułował postulat, który od dłuższego już czasu jest przez obecny reżim konsekwentnie wdrażany. Oto, jak się domyślam, przerażony widokiem dziesiątek tysięcy „faszystów” na ulicach Warszawy profesor zażądał, by „wrogów demokracji” eliminować z życia publicznego, jeśli zajdzie taka konieczność – również metodami pozaprawnymi. Wychodząc od konstytucyjnego sformułowania „demokratyczne państwo prawa” Marcin Król ogłosił prymat demokracji nad prawem – czyli władza publiczna winna przestrzegać prawa tylko o tyle, o ile. Oddajmy zresztą mu głos: „Demokracja (…) nie może dopuszczać wrogów demokracji do życia publicznego”; „(…) Więc czasem prawo musi zostać na boku. Trzeba odważyć się podjąć taką decyzję”; no i puenta: „Wzywam władze państwa polskiego do zdecydowanej i twardej reakcji, nawet jeżeli nie będzie ona zgodna z prawem. Wzywam jako mieszkaniec demokratycznego kraju” (wszystkie wytłuszczenia i skróty moje - PL).
Któż w tym ujęciu jest wrogiem demokracji? Ano wszyscy nazwani tak przez samozwańcze gremia „autorytetów” i rząd – na identycznej zasadzie jak „wrogami ludu”, bądź „faszystami” zostawali ci, których na danym etapie wskazywała kom-partia. Innymi słowy, prof. Król wzywa do jakiejś formy demokratycznego bezprawia w którym władza może niszczyć arbitralnie wskazanych „wrogów” wszelkimi metodami – niczym bolszewicy odrzucający „burżuazyjne przesądy” i głoszący, iż „moralne jest to, co służy rewolucji”. Warto przy tym zwrócić uwagę na popełniany moim zdaniem z pełną premedytacją błąd myślowy – otóż prof. Król i jemu podobni utożsamiają konkretną post-magdalenkową formę ustrojowo-prawną, jaką przybrała III RP z demokracją jako taką. Ten sprytny zabieg pozwala im wykluczać poza nawias debaty, oraz jak się okazuje – również stawiać poza prawem i skazywać na dowolne szykany i represje – każdego kontestującego obecny porządek. Nie podoba ci się republika okrągłego stołu – jesteś faszystą, proste.
Myślenie tego typu jest zresztą powszechne wśród okrągłostołowych elit, że przywołam chociażby pamiętny tekst Waldemara Kuczyńskiego „Życzę jak najgorzej” napisany po zaprzysiężeniu rządu Jarosława Kaczyńskiego. Dziadek Waldemar pisał: „Życzę porażek na wszystkich frontach, bo każde zwycięstwo tego Układu to porażka Polski i zagrożenie dla wolności. Życzę także porażek gospodarczych, choć za to płacą ludzie. Ale tylko one mogą wstrząsnąć bazą wyborczą tej wstecznej władzy i uniemożliwić dalsze hodowanie Chwasta zwanego IV RP”. Takie podejście wynika z najgłębszego przeświadczenia, że dobro Polski jest tożsame z dobrem formacji określanej przeze mnie mianem obozu beneficjentów i utrwalaczy III RP. I znowu – sprzeciwiasz się społeczno-politycznemu status quo, znaczy jesteś wrogiem Polski. Jak za komuny – jeśli nie akceptujesz PRL-u i przewodniej roli Partii, jesteś zdrajcą.
II. Wyjęci spod prawa
Powyższy szkic obrazujący sposób myślenia popleczników rządu uzmysławia nam jaka ideologiczna nadbudowa towarzyszy poczynaniom reżimu. Skoro nie ma demokracji dla wrogów demokracji, to władza automatycznie rozgrzeszona jest ze wszelkich posunięć jakie uzna za stosowne przedsięwziąć przeciw „elementom wywrotowym”, czyli w praktyce – przeciw każdemu, kogo uzna za swego przeciwnika, wszystko to zaś pod pełną osłoną i z błogosławieństwem ideologiczno-medialnych środków masowego rażenia. Jeżeli do utrzymania władzy niezbędne jest sfałszowanie wyborów, to wolno je sfałszować. Jeżeli niezbędna jest działalność „seryjnego samobójcy” - niech zabija. Kiedy należy rozpędzić siłą antyrządową manifestację – nie krępujmy się. Jeśli zajdzie konieczność zastosowania policyjno-sądowych szykan wobec niewygodnych elementów - „rozgrzane sądy” również są w pełnej gotowości i na posterunku.
Podam przykład z ostatnich dni. Jak pamiętamy, 20 listopada odbyła się pod PKW manifestacja w proteście przeciw fałszerstwom wyborczym. W jej efekcie doszło do okupacji sali konferencyjnej przez kilkunastu uczestników usuniętych następnie siłą przez policję. Zatrzymano łącznie 12 osób, w tym czworo dziennikarzy – Jana Pawlickiego z TV Republika, Tomasza Gzella z PAP, Hannę Dobrowolską z portalu Solidarni2010.pl oraz Witolda Zielińskiego – realizatora dźwięku i reportera Niepoprawnego Radia PL. O ile dwóch pierwszych dość szybko uniewinniono, o tyle sprawy Hanny Dobrowolskiej i Witolda Zielińskiego toczą się do dziś. Hannie Dobrowolskiej sąd odmówił statusu dziennikarza argumentując, iż... nie pozostaje w stosunku pracy z żadną redakcją, oddalając tym samym jej zażalenie na bezpodstawne zatrzymanie. To, że pani Hanna jest redaktor naczelną portalu dla którego relacjonowała wydarzenia i członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, nie miało dla sądu znaczenia. O dziennikarstwie obywatelskim, polegającym na wolontariacie sąd najwyraźniej nie słyszał. Z kolei Witolda Zielińskiego sąd uznał wprawdzie za pełniącego obowiązki dziennikarza, lecz odrzucił jego zażalenie, gdyż ten „nie podporządkował się” poleceniu policji, by opuścić salę.
Mamy zatem trzy różne orzeczenia, choć okoliczności zatrzymania wszystkich wymienionych osób były identyczne. Dodajmy jeszcze, iż art.7 p.5 Prawa Prasowego głosi, iż „dziennikarzem jest osoba zajmująca się redagowaniem, tworzeniem lub przygotowywaniem materiałów prasowych, pozostająca w stosunku pracy z redakcją albo zajmująca się taką działalnością na rzecz i z upoważnienia redakcji” (wytł. moje). Sąd nie dość, że wybiórczo potraktował ustawę, to jeszcze narzucił skrajnie drastyczną interpretację jakiej nie powstydziłby się komunistyczny wymiar sprawiedliwości z czasów, gdy obowiązujące dziś prawo prasowe uchwalano – a było to w 1984 roku (!). Nadmienić należy ponadto, że red. Dobrowolską przetrzymywano godzinami na zmianę w bądź lodowato wyziębionym, bądź rozgrzanym do kilkudziesięciu stopni radiowozie, co omal nie skończyło się dla niej tragicznie i podpada wręcz pod zarzut tortur, Witkowi Zielińskiemu natomiast skasowano w komisariacie na Wilczej kartę pamięci na której utrwalony był zapis z przebiegu wydarzeń w PKW, co kwalifikuje się do zarzutu niszczenia dowodów. Wszystko to razem wzięte oznacza jedno – można dowolnie kneblować media i szykanować dziennikarzy. Zawsze znajdzie się sąd gotowy nadać bezprawnemu procederowi pozór praworządności.
Czyż to nie piękne zadośćuczynienie cytowanemu na wstępie żądaniu prof. Króla, by władze reagowały „twardo i zdecydowanie”, nawet „jeśli nie będzie to zgodne z prawem”? W ten oto sposób powraca tylnymi drzwiami instytucja wyjętych spod prawa.
III. Demokratyczne bezprawie
Oczywiście, opisany tu przypadek nie jest żadnym wyjątkiem. Co roku przekonują się o tym uczestnicy i organizatorzy Marszu Niepodległości – miałem okazję opisywać zarówno na blogu, jak i na tych łamach sprawę Sebastiana Wasiaka, zatrzymanego i aresztowanego na długie miesiące „za niewinność”. Dowiedzieli się o tym również protestujący we Wrocławiu przeciw fetowaniu na tamtejszym uniwersytecie majora KBW Zygmunta Baumana, którym na dodatek sąd zaserwował umoralniającą perorę godną popisów prokuratora Andrieja Wyszyńskiego. Wie o tym doskonale i to od lat Grzegorz Braun sekowany kolejnymi procesami (nota bene – również zatrzymany w PKW, ma proces razem z Hanną Dobrowolską). Długo by wyliczać. Ale cóż – skoro jeden z oberautorytetów spiżowymi słowy stwierdza, że władza nie powinna się z „wrogami demokracji” obcyndalać i „czasem prawo musi zostać na boku”, to się nie obcyndala i prawo traktuje wyłącznie w kategoriach utylitarnych – jako narzędzie utrzymywania władzy.
Wróćmy jeszcze na chwilę do Marcina Króla, któremu przed ponad dwoma laty widok Marszu Niepodległości tak potwornie skwasił mózgownicę. Kto wedle niego winien zostać postawiony poza demokratyczną wspólnotą? Cytat: „Poza demokracją stawia się na przykład reanimowany na trzy dni Artur Zawisza, kiedy mówi o kanclerz Niemiec „Führer Merkel” w radiowej Jedynce, ale i dziennikarz, który mu nie zwraca uwagi, że tak nie wolno”. Przepraszam za te ciągłe cytaty, ale nie potrafię sobie odmówić. Zwróćmy uwagę, że wedle prof. Króla nie wolno nawet słownie godzić w sojusze (tu – sojusz polsko-niemiecki), a nawet więcej – winny jest również dziennikarz, który nie zachował rewolucyjnej czujności i nie napiętnował odstępcy. No i już zupełnie na koniec: „Coraz częściej słyszę o Trybunale Stanu dla Kaczyńskiego et consortes. Jednak czy aby na pewno? Czy to dość?” . Spokojna głowa, panie profesorze, wszystko jest na właściwej drodze, by, jak to ujął w „Towarzyszu Szmaciaku” Janusz Szpotański: „I tak socjalizm w kraju naszym osiągnął wyższe stadium – faszyzm”.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Na podobny temat:
http://podgrzybem.blogspot.com/2009/10/bogowie-demokracji.html
Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 3 (73) 26.01-01.02.2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz