niedziela, 31 maja 2015

Młodzi, wykształceni, wk...ni

Nastąpiło społeczne przebudzenie i jest to w znacznej mierze zasługa dwóch osób – Andrzeja Dudy i Pawła Kukiza.

I. Młody kontra piernik

Gdy piszę ten tekst, znane są jedynie wstępne wyniki wyborów wskazujące na zwycięstwo Andrzeja Dudy. Niezależnie jednak od ostatecznych danych (pamiętam rok 2010, kiedy szliśmy spać z prezydentem Kaczyńskim, a obudziliśmy się z Komorowskim), już teraz można powiedzieć jedno: nastąpiło społeczne przebudzenie i jest to w znacznej mierze zasługa dwóch osób – Andrzeja Dudy i Pawła Kukiza. Na spotkania tych kandydatów nie trzeba było zganiać partyjno-urzędniczego aktywu, ludzie przychodzili sami, obaj kandydaci utrafili w jakieś zapotrzebowanie, choć każdy z nich w nieco innym segmencie elektoratu. Wystarczy porównać sobie pełne życia obrazki ze spotkań Dudy z drętwymi „oficjałkami” Komorowskiego, podczas których za „tłum” robili działacze PO i uzależniony od obecnego układu lokalny aparat urzędniczy. Trwało to dłużej niż sądziłem, ale najwyraźniej Polacy wreszcie zaczęli mieć dość rządów aroganckiej i do cna skorumpowanej kliki trzęsącej od ośmiu lat naszym krajem. Nie dało się dłużej ukrywać kosztów ciepłej wody w kranie: obelżywie niskich płac, pracy odartej z godności na umowach śmieciowych, bezrobocia – szczególnie wśród młodych ludzi, podniesienia wieku emerytalnego, zdzierstwa banków, goryczy emigracji, braku życiowych perspektyw, widma głodowych emerytur, wszechmocnych sitw, państwa zaprojektowanego jako żerowisko dla kolesi, „wygaszania” kolejnych obszarów polskiej państwowości... długo by wymieniać.

Muszę tu uderzyć się w piersi. Nie doceniłem Dudy, Kukiza również. Gdy dowiedziałem się, kto będzie kandydatem PiS-u, stwierdziłem, że mamy oto przepis na kolejną wyborczą katastrofę opozycji – czyli „żelazny elektorat” i do widzenia. Andrzeja Dudę kojarzyłem jedynie z kilku wypowiedzi w filmie „Mgła” wyprodukowanym przez „Gazetę Polską” i stąd wiedziałem, że był współpracownikiem śp. Lecha Kaczyńskiego. A ilu Polaków obejrzało ten film? Prócz wspomnianego filmu, był dla mnie i dla zdecydowanej większości wyborców kimś kompletnie anonimowym. Moją frustrację pogłębiała niemrawa z początku kampania, co w połączeniu z pozostającymi wówczas w świeżej pamięci wyborami samorządowymi i wystudzoną reakcją PiS-u na fałszerstwa, nie napawało optymizmem.

Aż wreszcie przyszedł moment pamiętnej konwencji – a potem było już tylko lepiej. Duda zaczął konsekwentnie piąć się w górę, okazało się, że potrafi przemawiać, nawiązywać partnerski kontakt z wyborcami i ze swą młodością, dynamiką, stanowi wyraziste przeciwieństwo spierniczałego „wujka Bronka” wraz z jego dworem.

 

II. Internet rządzi!

Warto zwrócić uwagę, że nareszcie doszło do realnego przełamania monopolu propagandowego obozu władzy. Opozycyjne media okrzepły, ich głos stał się słyszalny, lecz samo to nie byłoby wystarczające, gdyby nie internet. W dorosłe życie wkroczyło pokolenie wychowane w otoczeniu współczesnych technologii, dla którego telewizja nie jest wyrocznią, lecz jednym z wielu dostępnych źródeł informacji i opinii – wcale nie najważniejszym. To pokolenie portali społecznościowych, memów, You Tube, szukające aktywnie w sieci interesujących ich treści – czyli żywe zaprzeczenie biernego siedzenia przed telewizorem. Ludzie ci są w stanie natychmiast skonfrontować to co słyszą w „zaprzyjaźnionych stacjach” z żywym, interaktywnym przekazem internetu. Przekazem, co ważne, który mogą sami współtworzyć. To stosunkowo nowe w naszej politycznej rzeczywistości medium znakomicie wykorzystał sztab Andrzeja Dudy, w przeciwieństwie do ekipy Komorowskiego, która okazała się wręcz zaskakująco nieporadna i niekomunikatywna w wirtualnej przestrzeni.

Paradoksalnie, na korzyść opozycji zagrało długoletnie sekowanie jej i odcinanie od medialnego mainstreamu. Owo wypchnięcie zaowocowało przeniesieniem przekazu do internetu i zagospodarowaniem tej niszy. Blogosfera, nieskrępowana wymiana poglądów, tworzenie kontaktów i więzi społecznościowych – to wszystko nie wzięło się znikąd, jest efektem wieloletniej pracy, inwencji, pomysłowości. Setki, jeśli nie tysiące inicjatyw tworzonych zazwyczaj nieodpłatnie, z potrzeby serca, przyniosły wreszcie efekt. To dzięki nim właśnie mógł zaistnieć fenomen Ruchu Kontroli Wyborów – ta wielka, oddolna mobilizacja, która z pewnością jeszcze nie raz zaprocentuje w przyszłości. Dotychczasowa nisza stała się równoprawnym partnerem społecznego i politycznego dyskursu.

To wszystko zostało przez obóz Komorowskiego, zapatrzony w potęgę oddziaływania oddanego mu telewizyjnego oligopolu, kompletnie zlekceważone. Kojarzony ze stetryczałymi „moherami” PiS okazał się bardziej innowacyjny, niż epatująca swą „nowoczesnością” Platforma. Symptomatyczne są tu badania wedle których program Tomasza Lisa – sztandarowy produkt telewizyjnego agit-propu – ogląda w większości widownia powyżej 50 lat (w tym ponad 60 lat ma 46% z tej grupy), z miast do 50 tys mieszkańców i wsi (w tym ze wsi – 37%), składająca się w 55% z emerytów, w 48% z osób z wykształceniem podstawowym i w 32% ze średnim. Grupa komercyjna 16-49 lat, to zaledwie 13,58% widowni Lisa. Wypisz-wymaluj, odbiorcy, których w propagandzie przypisywano PiS-owi i mediom ojca Tadeusza Rydzyka.

 

III. Młodzi, wykształceni, wk...ni

No dobrze, zauważy ktoś, ale jeszcze nie tak dawno „młodzi z fejsbuka” stanowili trzon watah urządzających sabaty pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu. Powiem tak – minęło kilka lat i tym młodym zdążyła dać po dupie twarda rzeczywistość. Może jeszcze nie zagłosowali na pisowskiego Dudę, ale już na Kukiza – owszem. I prawdopodobnie dla wielu z nich Duda stał się kandydatem drugiego wyboru. Okazało się w międzyczasie, że wszystkie wymienione na początku artykułu efekty rządów PO boleśnie odbijają się na ich różnorakich aspiracjach i samo symboliczne zaliczenie do „młodych, wykształconych z dużych miast” nie wytrzymuje konfrontacji z realiami funkcjonowania w warunkach „szklanego sufitu”.

Używając terminologii Michnika, „gówniarze” się wk...li i pokazali wała establishmentowi III RP oraz jej mediom - stąd wściekłość i przerażenie takich ludzi jak oberredaktor z Czerskiej, profesorowie Czapiński, Marcin Król i innych – dożywotnich, jak zapewne sądzili - autorytetów. Poczuli, że coś wymyka im się z rąk, że ich głosy zwielokrotnione przez reżimowe mediodajnie przestały być czynnikiem decydującym o masowych nastrojach.

Kampania pokazała też głęboką, strukturalną patologię III RP. Otóż transformacyjny podział na „nachapanych” i „wydymanych”, jak to niegdyś określił Ziemkiewicz, reprodukuje się po 25 latach już w drugim pokoleniu - stąd taka masa sfrustrowanych „radykałów”, których akademik Czapiński najchętniej wyrzuciłby na emigrację, by nie psuli mu dobrego samopoczucia, a jego „Diagnozom społecznym” nie odbierali wiarygodności. Prezydentem i patronem takiej oto „wolności” pragnie (lub pragnął, w zależności od werdyktu przy urnach) być Komorowski.

Z powyższego wypływają ciekawe wnioski w perspektywie wyborów parlamentarnych. Ponieważ „wydymanych” jest o wiele więcej niż „nachapanych”, to jesienne wybory wygra ta siła polityczna, która skuteczniej odwoła się do tego właśnie elektoratu. Z naturalnych względów sięgnięcie po tych wyborców przyjdzie łatwiej opozycji, niż układowi rządzącemu. Rząd bowiem nie ma dla nich żadnej wiarygodnej oferty poza emigracją, która, jak stwierdziła pani Komorowska, jest „szansą”. Wypowiedź ta jest zresztą świetnym przykładem na odklejenie od rzeczywistości sytych, wiecznie zadowolonych z siebie elit. Mówiąc „Seksmisją”, obóz beneficjentów III RP „abstrahuje od punktu odniesienia” - miast porównywać się z cywilizowanym światem wraca wspomnieniami do epoki w której wyjazd na saksy był nieopisanym szczęściem, a nie jak dzisiaj – smutną koniecznością. No to my, mogą odpowiedzieć młodzi ludzie - taką „szansę” serdecznie chromolimy, choć niewykluczone, że zmuszeni okolicznościami, będziemy musieli z niej skorzystać. Już teraz większość maturzystów deklaruje, że rozważa opuszczenie kraju po ukończeniu szkoły.

Poza wszystkim, kampania może stać się ożywczym powiewem dla PiS, który od pewnego momentu sprawiał wrażenie cokolwiek skapcaniałego wskutek długotrwałego siedzenia w opozycyjnych ławach. „Opodatkowanie” parlamentarzystów na kampanię Dudy, połączone z dyscyplinującą rozmową Kaczyńskiego z posłami i terenowymi baronami, w której zapowiedział, że jeśli w poszczególnych regionach Duda nie osiągnie zadowalającego wyniku, to mogą pożegnać się z miejscami na listach wyborczych, zdaje się być zwiastunem ożywienia w funkcjonowaniu największej siły opozycyjnej. Co ciekawe, mamy tu do czynienia z przynajmniej częściowym spełnieniem postulatów prof. Andrzeja Nowaka zawartych w słynnym liście na konwencję prezydencką, za który pisowski aparat i co bardziej krewcy zagończycy gotowi byli pana profesora ukrzyżować. Tak więc, pewien społeczny przełom – podkreślę jeszcze raz początkową tezę – nastąpił. Wiatr odmienił kierunek. Trzeba tylko nastawić żagle i nie zmarnować pomyślnej aury.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Zapraszam na „Pod-Grzybki” -------> http://www.warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/1743-pod-grzybki-5

Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 20 (27.05-02.06.2015)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz