Nagle okazało się, że policja może zabezpieczać wydarzenie w nieinwazyjny sposób, a prowokatorom można tego dnia dać wolne.
I. Media chcą zadym!
A więc stało się – 11 listopada znów wyległy na ulice polskich miast demony patriotyzmu, przy czym, tradycyjnie, najliczniej stawiły się w Warszawie demonstrując swój bestialski nacjonalizm. Tak to przynajmniej wyglądało w przekazie medialnego mainstreamu, którego relacje sprowadzały się do gorączkowego wyczekiwania, kiedy wreszcie rozpoczną się zadymy. To oczekiwanie było wręcz namacalne – idą i nic... „marsz wciąż przebiega bez zakłóceń” - no, co jest? Race? Kilka petard i okrzyków? Jakieś transparenty? To nie jest news! My tutaj, w studio, chcemy pełnokrwistej burdy, demolki, kilkuset aresztowanych i kostki brukowej fruwającej w powietrzu! A tymczasem – czoło pochodu wchodzi już na błonia przy Stadionie Narodowym – i nadal nic. No nie, tak nie może być. Nikt niczego nie spalił, nikogo nie pobito, nawet nie rozwalono żadnej wiaty przystanku? Jak rany - od czego w końcu jest ta policja?
Trzeba jednak przyznać, że telewizyjne redaktorstwo wraz zaproszonymi „ekspertami” i „komentatorami” (tymi samymi co zwykle) wychodziło ze skóry, by udramatyzować wydarzenie. Przede wszystkim, unikano jak ognia nazwy „Marsz Niepodległości” - np. w TVN24 na żółtym pasku obowiązywała forma „marsz narodowców”. Kolejnym zabiegiem było omawianie w histerycznym tonie haseł z transparentów i wznoszonych okrzyków, tudzież przewodniego motywu Marszu: „Polska dla Polaków, Polacy dla Polski” (na ogół pomijając drugi człon). Dowiedzieliśmy się zatem o erupcji nacjonalizmu, ksenofobii, islamofobii, szowinizmu – wszystko w tonie, którego nie powstydziłby się narrator „Zapisków oficera Armii Czerwonej”, młodszy lejtnant Miszka Zubow, perorujący o „zezwierzęconych faszystach”.
I w tym momencie winien jestem telewizorniom wyrazy wdzięczności. Nie ma to bowiem jak werbalna panika skonfrontowana z żywym obrazem przedstawiającym płynącą ulicami biało-czerwoną ludzką rzekę. Jeśli dodać do tego informację policji, że tegoroczny Marsz Niepodległości był najliczniejszy w całej swej dotychczasowej historii i śmiało można mówić o stu tysiącach uczestników, a przedstawicielka warszawskiego Ratusza dociskana na okoliczność domniemanych „incydentów” była w stanie wydusić z siebie jedynie, że rzucono z Mostu Poniatowskiego kilka rac na Wisłostradę - to trudno o lepszą reklamę. Na dodatek, uporczywe mówienie o „marszu narodowców” (choć wiadomo, że w wydarzeniu biorą udział uczestnicy poczuwający się do najróżniejszych patriotycznych opcji) może skutkować jedynie tym, że telewidz dojdzie do wniosku – może ci narodowcy nie są jednak tacy straszni?
Generalnie, medialny mainstream „przegrzał” temat dokładnie na takiej samej zasadzie, jak przegrzał podczas kampanii wyborczej motyw straszenia PiS-em, Kaczyńskim i IVRP – z wiadomym efektem. Dobrze to wróży na przyszłość.
II. Idzie nowe?
Spokojny przebieg tegorocznego Marszu Niepodległości jest najlepszym dowodem, czyją „zasługą” były zadymy z poprzednich lat. Nagle okazało się, że policja może zabezpieczać wydarzenie w nieinwazyjny sposób, a prowokatorom można tego dnia dać wolne. Oto jak w ciągu kilkunastu dni od wyborów może się zmienić klimat i mądrość etapu. Swoją drogą – nie wątpię, że gdyby termin wyborów przypadał na okres po Święcie Niepodległości, to mielibyśmy na Marszu największe zamieszki z dotychczasowych.
Jeśli chodzi o polityczny kontekst Marszu – dobrym ruchem było wystosowanie zaproszenia do prezydenta Andrzeja Dudy, choć oczywiście wiadomo było z góry, że prezydent go nie przyjmie. Trudno, by zapomniał o dotychczasowych nieprzytomnych wrzaskach wsadzających PiS do jednego worka z „bandą czworga”, czy okrzykach typu „PiS-PO, jedno zło”. O ubiegłorocznym wygwizdaniu kombatanta AK po tym, jak zapowiedział, że będzie głosował na PiS aż żal wspominać, bo takie stężenie zacietrzewionego buractwa zwyczajnie zapiera dech. Z drugiej strony – różne „niezależne” i „niepokorne” media w tym roku dały sobie spokój z zapisywaniem narodowców do „ruskiej agentury” i „V kolumny Putina”. List prezydenta Dudy wystosowany do uczestników Marszu to również swoisty symbol nowych czasów. Zawsze jest to jakaś odmiana rokująca nadzieję chociażby na przyjazną neutralność obu odłamów polskiej prawicy.
Nigdy nie ukrywałem, że moim marzeniem jest sojusz „dwóch płuc polskiego patriotyzmu” - wywodzących się zarówno z tradycji endeckiej jak i piłsudczykowskiej - czemu dawałem wyraz w szeregu tekstów publikowanych zarówno w blogosferze, jak i na łamach „Polski Niepodległej”. Dlatego też potępieńcze swary ostatnich lat wywoływały u mnie nieodmiennie skrajną irytację. Współpraca szeroko rozumianego obozu patriotyczno-niepodległościowego jest warunkiem niezbędnym do prawdziwej odbudowy Polski. Kilka lat temu, zanim jeszcze nastąpił rozbrat, a w Marszu Niepodległości uczestniczyli również politycy PiS, czy Kluby „Gazety Polskiej”, ktoś stwierdził, że dziś Dmowski i Piłsudski staliby po tej samej stronie barykady. Proszę Państwa – ta diagnoza wciąż jest aktualna, nic się nie zmieniło. Może obie strony przyjdą w końcu do opamiętania, a gesty poczynione przy okazji Marszu A.D.2015 zostaną zapamiętane jako początek zakopywania toporków? Może... W każdym razie, warto tę linię kontynuować – czy będzie nadmiernym „chciejstwem” z mojej strony nadzieja, że prezydent Andrzej Duda mógłby być tu pośrednikiem przy wypracowywaniu jakiegoś porozumienia?
III. Przebudzenie „demonów”
Biorąc pod uwagę ostatnie kilka miesięcy, wyniki wyborów, przebieg Marszu Niepodległości, warto zadać pytanie – czy mamy do czynienia z narodowym przebudzeniem, co wieszczą już niektórzy komentatorzy? Albo z drugiej strony – czy „demony polskiego patriotyzmu” rozszalały się na dobre, przyprawiając o drgawki redaktora Miecugowa i jemu podobnych? Hmm, aż tak optymistyczny bym nie był. Sądzę, że mamy raczej do czynienia z pewnym procesem, czymś w rodzaju stopniowego wybudzania ze śpiączki. Proces postępuje dość konsekwentnie, dobrze prognozuje na przyszłość, ale droga jeszcze daleka. Póki co, można zaobserwować uodpornianie się organizmu na propagandową truciznę. Polacy w coraz większej liczbie odrzucają zarówno „pedagogikę wstydu”, jak i „pedagogikę strachu”, czego dowodem było fiasko wyborczej nagonki uprawianej przez reżimowe mediodajnie i zepchnięcie do defensywy Obozu Beneficjentów i Utrwalaczy III RP.
Kolejnym krokiem powinno być wyzbycie się kompleksu niższości – do niedawna bowiem bardzo skutecznie zarządzano zbiorowymi emocjami społeczeństwa, podtykając mu pod oczy co złego lub dobrego napisano o nas w zagranicznej, zwłaszcza niemieckiej, prasie. Za co nas poklepano po pleckach, a za co pryncypialnie obsztorcowano. Mam nadzieję, że stopniowo do masowej świadomości przedziera się fakt, iż traktuje się nas niczym tubylców z kolonii, dyscyplinowanych na dodatek często przez wynajętych do tej roboty tutejszych, dziennikarskich folksdojczów.
Ciekawym lusterkiem jest polskojęzyczny serwis „Deutsche Welle” zamieszczający m.in. przedruki i streszczenia z niemieckich mediów, kolportowane następnie w nadwiślańskich gadzinówkach. Oto próbka dotycząca Marszu Niepodległości: „Polska w szale nacjonalizmu” („Der Tagesspiegel”), „Święto niepodległości: Radykalizm staje się w Polsce głównym nurtem” (zeit.de), „Polska Polakom” („Frankfurter Rundschau”), „Dziesiątki tysięcy żądają »Polski dla Polaków«” („Die Welt”), „Polscy nacjonaliści demonstrują przeciwko cudzoziemcom” („Deutsche Welle”), „Polska prawica maszeruje przeciwko UE i islamowi” („Berliner Zeitung”), „Wrogie wobec cudzoziemców protesty w Warszawie” (tagesschau.de).
Wiecie co? Czytam to jazgotanie i zacieram ręce, ba – wręcz pragnę, by cytowano je możliwie najszerzej i w najbardziej napastliwej formie. Sądzę bowiem, że efekt będzie identyczny jak w przypadku straszenia „IV RP”: przegrzanie tematu i koniec końców – odrzucenie przez Polaków w geście zniecierpliwienia tego, co o nas sądzą różni „wielcy bracia”. Tak, tak – jeszcze może się okazać, że niemieccy treserzy mimowolnie wykonali dla przebudzenia „demonów patriotyzmu” kawał dobrej roboty.
*
Na zakończenie – w niedawnym tekście dla siostrzanej „Warszawskiej Gazety” zgłosiłem trzy postulaty dotyczące mediów, gospodarki i służb specjalnych, których spełnienie będzie dla mnie symbolicznym dowodem na determinację nowej ekipy w rozprawieniu się z III RP. Są to: zaprzestanie „dokarmiania” prywatnych mediów publicznymi pieniędzmi, uchwalenie ustawy o „frankowiczach” i odtajnienie aneksu do raportu o rozwiązaniu WSI. Zapowiedziałem też, że odtąd (wzorem katońskiego „Ceterum censeo Carthaginem esse delendam” ) każdy swój tekst będę kończył przypomnieniem o tych sprawach – dopóki nie zostaną załatwione. Taki mój permanentny, obywatelski monit. Zaczynam od dziś.
Tak więc:
- kiedy wprowadzony zostanie zakaz zamieszczania przez podmioty publiczne reklam i ogłoszeń w prywatnych mediach?
- kiedy nastąpi przewalutowanie kredytów frankowych?
- kiedy zostanie odtajniony aneks do raportu ws. rozwiązania WSI?
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Na podobny temat:
http://blog-n-roll.pl/pl/narodowy-dzie%C5%84-prowokatora
Zapraszam na „Pod-Grzybki” -------> http://www.warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/2834-pod-grzybki
Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 45 (18-24.11.2015)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz