Barbarzyńskie hordy chcą tego samego, co wszyscy najeźdźcy od tysiącleci – naszych majątków i naszych kobiet. I póki co - dostają jedno i drugie.
Gdy przychodzi mi komentować wydarzenia w rodzaju ostatnich zamachów we Francji, towarzyszy mi nieodparte uczucie deja vu – wszystko to już było. Banda muzułmańskich fanatyków urządza masakrę, służby wdrażają „intensywne działania”, wstrząśnięci ludzie gromadzą się paląc znicze i składając kwiaty, a media... media przystępują do ofensywy ideologicznej i robienia publice wody z mózgów, by przypadkiem nikt nie wyciągnął nieodpowiednich wniosków. I tak, po raz kolejny dowiadujemy się, że „przemoc” jest be i należy przeciw niej protestować – ale raczej tak „w ogólności”, że stosowną odpowiedzią powinno być „pogłębienie integracji” i wzmożenie wysiłków na rzecz „asymilowania” obcych kulturowo przybyszów, by nie czuli się „odrzuceni”, nade wszystko zaś – by nie wiązać zamachów z problemem imigrantów, bo to brudna woda na młyn nacjonalistycznej i ksenofobicznej prawicy. Przeczytałem nawet, że dżihadystom właśnie chodzi o to, by „skrajna prawica” doszła do głosu i „podzieliła Europę”.
Owszem, owa „skrajna prawica” jest zagrożeniem – ale dla lewackich durniów i zbrodniarzy, których obłędna polityka obłaskawiania demonów po raz kolejny doprowadziła do krwawej łaźni. Dla tych, którzy zaślepieni kulturową wojną z fundamentami łacińskiej cywilizacji widzą w napływie imigrantów szansę na rozsadzenie podstaw Europy, a w muzułmanach – taktycznych sojuszników w dziele inżynierii społecznej. Tymczasem, jak do tej pory najbardziej tragiczne w skutkach zamachy miały miejsce w kolebkach „multikulturalizmu” - liberalnym i otwartym na oścież Paryżu, nieco wcześniej zaś – Londynie. W miejscach, gdzie muzułmanów dopieszcza się na wszelkie możliwe sposoby, włącznie z rugowaniem chrześcijańskiej symboliki z przestrzeni publicznej, by nie urazić ich delikatnych uczuć. W miastach i krajach, w których zabrania się mówić o Bożym Narodzeniu, a pracownicy państwowych instytucji mają zakaz noszenia krzyżyków. No więc, skoro tak nas się boją – stwierdzili islamiści – to przykręćmy im jeszcze bardziej śrubę, aż do ostatecznego zwycięstwa Proroka.
Swoją drogą, przypomina mi to nieco sytuację w Polsce lat 90-tych, kiedy to różne gangi i mafie siały terror, a jedyną reakcją były groteskowe „marsze milczenia” na widok których rozbezczelniona bandyterka mogła tylko śmiać się w kułak w słusznym skądinąd przekonaniu, że taki wyraz skrajnej bezsilności oznacza de facto przyzwolenie na kolejne pobicia i zabójstwa. Na każdy głos, by zaprzestać cackania się z przestępcami tutejsze elity spod znaku michnikowszczyzny miały tylko do zaoferowania wrzask, że ciemny motłoch żąda „powrotu państwa policyjnego”, a w ogóle to „surowość kary nie odstrasza”. Trzeba było dopiero objęcia teki ministra sprawiedliwości przez Lecha Kaczyńskiego, by rozpocząć mozolne zmiany – a i wtedy mędrcy w rodzaju Krzysztofa Kozłowskiego straszyli, że na ulicach będą grasowały „szwadrony śmierci”. Podobne skojarzenie miałem na widok kretyńskiego marszu po zamachu na „Charlie Hebdo”. Pójdźmy razem z Hollandem i Merkel trzymając się za rączki, to islamiści się wzruszą i przestaną nas zabijać.
Cóż, na miejscu Francuzów podziękowałbym w odpowiednio dobitnych słowach ich byłemu prezydentowi Nicolasowi Sarkozy'emu za rozwalenie Afryki Północnej w pogoni za mocarstwowym mirażem „Unii Śródziemnomorskiej”, Amerykanom za destrukcję Bliskiego Wschodu, koniec końców zaś - „mutter Angeli” za rozgrodzenie Europy i wpuszczenie tutaj hord wypierdków Mahometa. Przybywają do Europy niczym na zielone pastwiska, gdzie będzie się ich karmić i poić – bo też oferowany im „socjal” jest w istocie współczesną formą haraczu, by łaskawie nie urządzali zamieszek, nie demolowali miast i nie palili samochodów. A rajskie hurysy wezmą sobie sami – już biorą, statystyki są nieubłagane – wraz z napływem imigrantów skokowo rośnie liczba gwałtów. Zresztą, przypuszczam, że wizja rozwiązłych Europejek (a z punktu widzenia islamu, wszystkie takie są) również jest jednym z motorów napędowych dla setek tysięcy przybywających tu młodych mężczyzn, którzy za naturalną rzecz przyjmują, że te wszystkie wyzywająco noszące się kobiety są od tego, by ich zaspokajać. Znamienne są tu narzekania jednego z tych przybyszów, że w ośrodku dla uchodźców nie może sobie ulżyć i przez to, cytuję, „bolą go jądra”. Krótko mówiąc, barbarzyńskie hordy chcą tego samego, co wszyscy najeźdźcy od tysiącleci – naszych majątków i naszych kobiet. I póki co - dostają jedno i drugie.
Nie bądźmy głupcami. Nie pozwólmy wplątać się w ten obłęd. Na cokolwiek zgodziła się Ewa Kopacz, należy wyrzucić to do kosza. Mamy sojuszników w Grupie Wyszehradzkiej. Stanowisko przytłaczającej większości Polaków jest jasne: ani jednego imigranta w naszym kraju!
*
-
kiedy wprowadzony zostanie zakaz reklamowania podmiotów publicznych w prywatnych mediach?
-
kiedy nastąpi przewalutowanie kredytów frankowych?
-
kiedy zostanie odtajniony aneks do raportu ws. rozwiązania WSI?
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Zapraszam na „Pod-Grzybki” ------->http://www.warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/2834-pod-grzybki
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 47 (20-26.11.2015)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz