Posłanka „Nowoczesnej”, Joanna Scheuring-Wielgus, najpierw pouczyła z mównicy „pana marszałka” w kwestii poprawnej wymowy jej nazwiska, następnie zaś jęła pilnie rozglądać się po sali plenarnej, by zlokalizować „posła Terleckiego”. Sejmowa gawiedź zanosiła się śmiechem, bowiem Terlecki – ma się rozumieć – siedział tuż za nią, w marszałkowskim fotelu. Bidulka, nie skojarzyła, że „pan marszałek” i „poseł Terlecki” to ta sama osoba. Na plus posłanki należy zapisać, że przynajmniej wie jak się nazywa, a może nawet potrafi się podpisać.
*
Dawnymi czasy na sabatach czarownice oddawały się cieleśnie diabłu, uprzednio całując go w tyłek. I coś w tym guście można było zaobserwować podczas dziennikarskiej sabaty... to jest, debaty w siedzibie „Wyborczej”, tyle że w roli obiektu uwielbienia wystąpili Piotr Kraśko i Karolina Lewicka, ledwie co wyegzorcyzmowani z TVP. Reszta, z grubsza rzecz biorąc, się zgadzała.
*
Zły język Patryka Jakiego ogłosił z sejmowej mównicy, jakoby w mieszkaniu należącym do posła PO Roberta Kropiwnickiego funkcjonował, z przeproszeniem, burdel. Otóż nie, sprawa ma drugie dno – burdel jest jedynie przykrywką dla lokalu konspiracyjnego, w którym Swetru i Kijowski spółkowali... to jest, spiskowali z belgijskim Guyem, jak tu skutecznie zasadzić się i zniewolić premier Beatę Szydło podczas debaty w PE. Niestety, w decydującym momencie Guyowi wszystko zmiękło i do raptu na pani Beacie w siedzibie europarlamentu nie doszło, wskutek czego Guy zaczął się strasznie pieklić i wygrażać piąstką. Tak to już jest, z tymi Guyami.
*
Tratwa ratunkowa o nazwie „Nowoczesna” właśnie się rozłamała - odchodzi z niej 200 działaczy z lokalnych struktur. I tak się właśnie pruje swetru – od dołu. Medialny golfik myśli sobie, że byczo jest, a tu już od spodu ktoś spruwa mu wełenkę na szaliczek.
*
U KODziaków, jak wieść gminna niesie, również narasta ferment w strukturach – a to z powodu narzucanego przez kijowską „warszawkę” autorytarnego drylu, to znów przez niechęć lidera do pokazywania faktur... No i o co ten krzyk? Jakie faktury? Przecież Kijowski jasno powiedział, że wszystko kupuje mu żona.
*
Dr Kazimierz Wóycicki nazwał w Polskim Radiu ks. Isakowicza-Zaleskiego „agentem wpływu” Kremla, co oczywiście skwapliwie przedrukował „Frondelek”. Poszło rzecz jasna o Ukrainę, której ksiądz Tadeusz nie jest, delikatnie mówiąc, entuzjastą. Kimże jest pan Wóycicki? Ano, stypendystą Fundacji Adenauera i uczestnikiem licznych polsko-niemieckich „dialogowych” inicjatyw - czyli modelowym produktem korumpowania polskich elit opiniotwórczych przez niemiecki system stypendialno-grantowy. A że Niemcy właśnie intensywnie poszerzają Mitteleuropę o ukraińską „Lebensraum”, drocząc się przy tym z Putinem o zasięg stref wpływów, to nic dziwnego, że każdy kto gada inaczej niż Berlin przykazał z definicji musi być „ruskim agentem”. W przeciwieństwie do niemieckiej agentury wpływu – ta, jak wiadomo, nie istnieje.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
„Pod-Grzybki” opublikowane w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 5 (03.02-09.02.2016)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz