wtorek, 9 czerwca 2009
Hodowla lemingów.
Jak ukształtować leminga?
Poczytałem sobie co nieco na temat wymogów obowiązujących na aktualnie obowiązującej maturze z języka tubylczego. Okazuje się, iż podstawą zdania egzaminu jest pisanie pod tzw. „klucze" - innymi słowy, pod narzucone odgórnie schematy odpowiedzi. Tylko i wyłącznie z tego - z podporządkowania się owym schematom uczeń jest na egzaminie rozliczany. Wykazywanie jakiejkolwiek inicjatywy, kreatywności, o samodzielności myślenia i wysnuwania własnych wniosków nie wspominając, nie tylko nie pomaga – baa, przeszkadza - odpowiedzi wykraczające poza schemat są bowiem nieistotnym balastem, a wręcz mogą zaszkodzić.
Jak łatwo zauważyć, system ten premiuje uczniów przeciętnych, bez większych ambicji, którzy zakuwszy schematy, przechodzą na ogół maturę bez problemów, z dobrymi ocenami, natomiast uczniowie zdolniejsi, erudycyjnie wybijający się ponad przeciętność i co gorsza, dający temu wyraz na egzaminie - obrywają po głowie.
Dobre intencje...
Za reformą systemu maturalnego stała, jak to często bywa, słuszna idea – „zobiektywizowanie" wyników; do pewnego momentu bowiem prace oceniane były przez nauczycieli z tej samej szkoły, którzy rzecz jasna, byli zainteresowani raczej łagodnym traktowaniem swych podopiecznych, gdyż w przeciwnym razie, wystawili by sobie i swojej placówce edukacyjnej negatywne świadectwo. W efekcie, oceny maturalne z poszczególnych szkół były całkowicie nieprzystawalne (piątka w szkole "X" mogła być równoważna ze słabą czwórką w szkole "Y"). Problem w tym że, standaryzując maturę, wylano dziecko z kąpielą. Od tej pory bowiem szkoła stała się hodowlą lemingów przygotowywanych tylko i wyłącznie do umiejętności rozwiązywania testów zgodnie z narzuconymi schematami.
Oczywiście, nie wybielam poprzedniego systemu. Dziesięciolecia permanentnej negatywnej selekcji do zawodu nauczyciela (marnie opłacanego, działającego w chronicznie niedoinwestowanej szkole) zrobiły swoje. Tyle, że nowy system, miast zaradzić edukacyjnym patologiom, wręcz je utrwala! Przymusowe "równanie w dół", owszem, "standaryzuje", lecz na najniższym możliwym poziomie. Dodajmy jeszcze, bo trzeba - spora grupa nauczycieli idzie w procesie edukacyjnym po najmniejszej linii oporu…
Prawidłowa polszczyzna? A po co to komu....
„Nie myśl, nie wychylaj się, pisz tylko to, czego od ciebie wymagają”. Zresztą, w tym przypadku słowo "pisz" zostało przeze mnie użyte na wyrost. Szkoła bowiem przestała uczyć pisania, rozumianego jako umiejętność formułowania wypowiedzi; wyrażania swoich myśli za pomocą możliwie bogatego słownictwa i stylistyki. Obecnie, ponoć nawet najlepsi uczniowie budują jedynie najprostsze zdania, najeżone błędami, z ubogim słownictwem, bez krzty własnych przemyśleń i formalnego polotu. Dla takich uczniów napisanie eseju na, powiedzmy, dwanaście stron formatu A4 (odręcznie, nie na komputerze) jest dziś barierą nie do pokonania. Szkoła nie przygotowuje ich do tego. Wypracowania są passe, podobnie jak znajomość ortografii.
Zwracają na to uwagę nauczyciele akademiccy, wskazując na dramatyczne obniżenie w ostatnich latach wśród studentów umiejętności władania poprawną polszczyzną w mowie i piśmie. Ja sam, czytając w pracy służbowe maile (osobliwie, te od młodszych kolegów, ale tez, o zgrozo, od przełożonych) wielokrotnie musiałem powstrzymywać chętkę odesłania im korespondencji z podkreślonymi na czerwono "bykami". O wypowiedziach na „wiodących" portalach internetowych szkoda gadać...
Analfabetyzm kulturowy "wykształciuchów"… czyli „papierowa” edukacja.
Dramatycznego obrazu dopełnia żenujący brak oczytania i znajomości historycznego kontekstu dziel literackich. W efekcie, po "egzaminie dojrzałości" w świat wypuszczani są kulturowi analfabeci. "Młodzi, wykształceni", często z "dużego miasta". Wyprani z samodzielnego myślenia. Wyzuci z umiejętności rozumienia, kojarzenia, analizy - słowem pozbawieni intelektualnego ABC. Napompowani niczym nieuzasadnioną dumą ze swej formalnej, „papierowej” edukacji. Słowem - Wykształciuchy.
Doprawdy, w tym kontekście, trudno nie uronić łezki nad pamiętną sceną z "Ferdydurke", gdzie ucznia Gałkiewicza nie zachwycał Słowacki. Dzięki ówczesnej solennej edukacji, Gałkiewicz przynajmniej wiedział, co i kto go nie zachwyca…
Abnegacja historyczna.
Abnegacja historyczna, której początek dala zakłamana historiografia PRL, zaś utrwaliło 20 lat permanentnej anty - polityki historycznej III RP, prowadzonej pod dyktando Parnasiarzy, znajduje teraz twórcze rozwinięcie w pomysłach minister Hall, niemalże rugujących historię z liceów (z tego co słyszałem, historia od II klasy ma być fakultatywna).
Co jakiś czas rozlegają się narzekania, że Polacy „nie kumają" podstawowych historycznych dat i faktów. Nie rozumieją dziejowego kontekstu wydarzeń. Czasem też dają się słyszeć odgłosy zachwytów nad tempem modernizacji świadomości młodego pokolenia, które „wybiera przyszłość”, miast grzebać się w historycznej rupieciarni...
Konsekwencje polityczne.
Czy to jakiś diaboliczny plan, mający na celu ukształtowanie biernego odbiorcy, pozbawionego krytycznego osądu, a przez to bezbronnego wobec suflowanych mu treści i interpretacji? Aż tak, to może nie… To raczej efekt charakterystycznej dla licznych dziedzin naszego życia publicznego partaniny, połączonej z bezkrytycznym zapatrzeniem w różne „modernistyczne" prądy. Efekt dał piorunującą mieszankę – nieco wprawdzie przypadkową, niemniej, wielce wygodną dla każdej siły politycznej, której podstawowym orężem jest operowanie medialnymi błyskotkami (tzw. "pijarem") i modnymi ideowymi gadżetami
Koktajl ten stanowi zarazem zabójczą, pokoleniową broń wymierzoną w formacje opierające swe przesłanie na poczuciu historyczno - kulturowej tożsamości i z tych wartości wywodzących plany polityczne, zarówno co do roli Polski we współczesnym świecie, jak i kierunku przemian wewnętrznych.
Przepis na leminga.
I tak, u młodego pokolenia, które miało szansę stać się odtrutką na pseudo - inteligencję PRL - owskiego chowu, brak obarczenia komuną zastąpiono brakiem obarczenia czymkolwiek. Wiedzą i kulturowo - historyczną świadomością w szczególności. Uczniowie mieli zamiast, rzekomo „zbędnej", encyklopedycznej wiedzy, nabywać konkretnych, przydatnych umiejętności. Tymczasem uczy się ich podporządkowywania „kluczom". Wpajany im jest schematyzm myśli, standaryzacja zachowań i wypowiedzi. Właśnie tak hoduje się lemingi.
Sadzę, iż jesteśmy właśnie świadkami historycznego procesu - oto, na naszych oczach, umiera naród, zmieniając się w masę bezwolnych lemingów - wykorzenionych, bez elementarnej świadomości historyczno - kulturowej. Dodajmy, że umiera, zanim jeszcze zdążył się odrodzić po wykrwawiających (fizycznie, duchowo, tudzież intelektualnie) doświadczeniach dwóch totalitarnych socjalizmów - brunatnego i czerwonego.
Czy będzie nadużyciem, gdy stwierdzę, iż maturalno - edukacyjny schematyzm jest przygotowaniem młodego człowieka do wejścia w dorosłość w charakterze idealnego poddanego „władzy biurokratycznej” – zarówno nadwiślańskiego, jak i brukselskiego chowu?
Zakończenie.
Owszem, wiem, że zmiany cywilizacyjne w dużym stopniu są niezależne, przebiegają własnym torem. Ale, na Boga, dlaczego nasze szkolnictwo miało by te patologie wspomagać i utrwalać, miast zapewniać młodzieży niezbędne kulturowe podglebie, pozwalające na zachowanie tożsamości w pędzącym świecie - tego zrozumieć nie jestem w stanie.
Gadający Grzyb
P.S. Pisałem też trochę na ten temat w "Rozrachunkach z Okrągłym Stolem", zwłaszcza w części IV
pierwotna publikacja 02.06.2009 www.niepoprawni.pl
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz