wtorek, 30 czerwca 2009

Kabaret wg Kiepskich.


Ostatnimi czasy (przestrzeń minionych kilku miesięcy) postanowiłem przyjrzeć się nieco kabaretom, których występy serwują nam tele-mediodajnie zarówno publicznego, jak i prywatnego chowu.

Nie dotrwałem do końca występów żadnego z nich. Ręka sama sięgała po pilota, by zmienić kanał na cokolwiek. Mogły być nawet reklamy. Powiem więcej. Z trudem wytrzymywałem do końca pojedynczego skeczu.

Refleksje są zatrważające. Wymienię je w kilku punktach:

1) Małpy w cyrku Monty Pythona.


Z kabaretowych scen serwowane jest nam żenujące małpowanie Monty Pythona, sprowadzające się do przebierania w babskie ciuchy i gadania piskliwymi głosami. Na tym, z grubsza, kończy się finezja. „Humor” robiony jest pod widownię „Świata wg Kiepskich”, który małpuje z kolei, świetny skądinąd serial „Love and Marriage” (znany u nas jako „Świat według Bundych” – co na to John Irwing?). W efekcie, zamiast Monty Pythona, wychodzi nędzna podróbka Benny’ego Hill’a. Tyle, że pozbawiona jego prostackiego, niewyszukanego wdzięku.

2) Między kolonijnym skeczem a oczepinami.

Grepsy utrzymanie są na poziomie i w poetyce skeczy kolonijnych. (gdy w latach ’80 jeździłem na kolonie, obowiązkowo robiło się wieczorki kulturalne, gdzie musieliśmy robić jakieś pokazy „do śmiechu”). Na jednym z wyjazdów nabawiłem się wszy (nie wiem, czy ma to związek z poziomem humorystycznych atrakcji, ale – metafizycznie - wszystko jest możliwe). Ach, byłbym zapomniał - skecze oscylują również wokół maniery oczepinowych „konkursów” na weselach. Kto choć raz był świadkiem, lub, co gorsza, podmiotem owych atrakcji, ten wie, o czym mowa. HA HA. Ale beka.

3) Front Jedności Kabareciarzy.

To, co wyczuwałem na podstawie teleobserwacji, znalazło potwierdzenie w wypowiedzi satyryka Ryszarda Makowskiego w jednej z weekendowych audycji TV Puls, który wyliczał nieformalne zasady obowiązujące w środowisku kabareciarzy. Otóż, przyjęte jest wyśmiewanie się z: - Kaczyńskich, Radia Maryja, „moherów”, Rydzyka.

Innymi słowy, numerus clausus dopuszczalnych tematów. Poza tym, zostaje tylko odlot w totalny absurdalizm, a i to pod warunkiem, iż „prywatnie” opowiesz się po właściwej stronie.

Istnieje zatem (nieformalnie, oczywiście) zjawisko, które można by określić mianem Polit - ideologicznego Frontu Jedności Kabareciarzy.Ostatni raz było tak chyba za Bieruta.

4) Próba rozgryzienia kabareciarskich motywacji.

Kto wie, gdyby ich spytać to, być może, kabareciarze by nam wmawiali, iż pod prostactwem formy, kryje się jakaś bezdenna głębia przekazu. Że tępią „polskie przywary” i komentują rzeczywistość.

Dupa kwas.

Komentują, co najwyżej, fobie zasuflowane im przez codzienne prasówki słusznych tytułów i środowisko, w którym się obracają. Trawestując język speców od pijaru - kontynuują i wzmagają „narrację”, która urodziła się poza nimi i którą bezwolnie nasiąknęli. I, co więcej, szczerze wierzą, iż jest to ich narracja. Oto FJK (Front Jedności Kabareciarzy) w pełnej krasie.

Co gorsza, podobną narracją nasiąknięta jest rozrechotana do bólu brzucha publika.

Ach, może jeszcze wyjechali by nam z Gombrowiczem… tak jak to nieustannie czynią dawne, komunistyczne, artystyczne dziwki, brylujące dziś w Salonie i osłaniające Gombrowiczem własne sk…wienie. Te podstarzałe lafiryndy pełnią dziś funkcję salonowych parnasiarzy i to one nadają ton, tworząc narrację, przetwarzaną następnie na naszych, pożal się Boże, kabaretowych scenach.

A mnie przyszedł do głowy taki oto wierszyk:

Gombrowicz jest dobry na wszystko:

na skurwienie się,

na dupy śliskość.

Gombrowicz już pomógł tak wielu

sukinsyństwo osłonić,

w burdelu…


Rada na zakończenie.

Podsumowując, jeżeli ktoś chciałby odnieść sukces w sztuce kabaretowej, polecam następujące menu:

- mohery na łeb włóż;

- torebki pod pachy;

- piskliwym głosem jedź po najbardziej prymitywnych stereotypach;

- rób scenki obyczajowe – w PRL-u też pozwalano śmiać się z kelnerów;

- jakbyś nie wiedział z czego i z kogo aktualnie wypada się nabijać, sięgnij po „Wyborczą”;

- w razie czyichś pretensji co do przekazu, powołuj się na Gombrowicza. Mało kto go tak naprawdę czyta, więc wyjdziesz na intelektualistę.

I najważniejsze: Miej poczucie Misji – jakbyś właśnie dokonywał absurdalno-obyczajowego przełomu na skalę Monty Pythona.

Rechot publiki i występy w telewizorniach masz zapewnione. Jako bonus – dożywotni status satyryka i z czasem, kto wie, może dochrapiesz się roli rezydenta w TVN-owskim „szkle kontaktowym”…

Gadający Grzyb

http://niepoprawni.pl/blog/287/noworoczna-szopka-grozy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz