poniedziałek, 12 października 2009

Bogowie demokracji.


Antykaczyzm bierze się z przeświadczenia, że dobro Polski jest tożsame z dobrem jej postokrągłostołowych elit.

„Rzeczpospolita” uznała w zeszłym tygodniu za stosowne udzielić głosu (pozostaje dla mnie zagadką, po co) Waldemarowi Kuczyńskiemu, która to postać od dłuższego czasu pełni zaszczytną funkcję Stefana Niesiołowskiego polskiej publicystyki.

Generalnie, pan W.K. nie pisze nic nowego: jego tekst to standardowa porcja drwin i histerycznych wrzasków wymierzonych w Kaczyńskiego, CBA, „tropicieli układu” (który to „układ”, oczywiście, nie istnieje – są tylko pojedyncze przypadki korupcji) itd. Całość zaś podporządkowana jest tezie, że CBA to taka partyjna spec - służba Kaczyńskich, którą należy rozwiązać, względnie poddać „detoksykacji”. A że CBA zostało powołane również dzięki głosom Platformy? O tym Waldemar Kuczyński w swym tekście nie wspomina.

Zresztą, kto ciekaw, niech czyta (link pod tekstem), ja przyznam się, nie mam siły odkłamywać tego paranoidalnego rozumowania, zdanie po zdaniu.

Zaciekawiło mnie co innego. Pewien charakterystyczny rys mentalny, wspólny całej ponadpartyjnej formacji piewców i utrwalaczy III RP. Postaram się zatem, mówiąc górnolotnie, wniknąć nieco w stan dusz i umysłów rzeczonego środowiska, posiłkując się przykładem tyleż prominentnego niegdyś, co reprezentatywnego przedstawiciela. Wystarczy zajrzeć do bloga tego pana. Materiału poglądowego pod dostatkiem. kuczyn.com/category/uncategorized/

Antykaczyzm uber alles.

Dla osób pokroju Kuczyńskiego celem nadrzędnym jest pogrążenie PiSu i braci Kaczyńskich. Cel ten szlachetny uświęca wszelkie przedsięwzięte środki. Ważniejszy jest od dobra Polski (doktorno.boo.pl/content/waldemar-kuczynski-zycze-polsce-jak-najgorzej). Wedle tego myślenia, czołowi politycy, pełniący rolę chłopców na posyłki różnych szemranych grup interesu są mniejszym złem i zagrożeniem, niż Kaczyńscy. Niech już będzie ta korupcja, skoro inaczej się nie da, byle PiS nie wrócił nigdy do władzy, bo wtedy niechybnie zaprowadzi jakąś krwawą dyktaturę („Kaczyzm”) i obali demokrację. To, że systemowo skorumpowana demokracja jest fasadową fikcją, w której ustawy pisze się pod zapotrzebowanie trefnych „biznesmenów”, antykaczysty Kuczyńskiego jakoś nie razi. Przeciwnie – ujawnianie faktów typu aferalnego jest wielce szkodliwe, działać może bowiem na korzyść PiSu.

Zatem, wedle naszkicowanej powyżej logiki, również instytucja wywlekająca kompromitujące dane na światło dzienne musi być, naturalną koleją, „partyjna” i „kaczystowska”. Należy ją zatem zburzyć i zaorać, ew. jak łaskawie postuluje W.K., „poddać detoksykacji”. Czym miałaby być owa „detoksykacja”? Ano, zneutralizowaniem CBA jako struktury zdolnej do jakichkolwiek niemiłych z punktu widzenia władzy i jej utrwalaczy działań. Funkcjonariuszom CBA należy zakodować w głowach nadrzędny, świecki dogmat III RP: żadnego „układu” nie ma! Rozumiecie, panowie kaczyści z CBA?! Nie ma i być nie może!

Dlaczego „układu” być nie może? Otóż dlatego, że gdyby przyjąć, iż jest, to znaczyłoby, że do jego powstania walnie przyczyniliśmy się my – szlachetni rycerze Okrągłego Stołu. Jasna sprawa, że w ten sposób mogą myśleć tylko oszołomy, mali zawistnicy i nienawistni opluwacze (albo też nienawistni zawistnicy i mali opluwacze). Tacy, którzy gotowi są budzić luminarzy III RP o piątej nad ranem.

Dobro elit - dobrem Polski.


I tu docieramy po mału do sedna; do samego jądra dusznych urazów pana W.K.

Odnoszę bowiem wrażenie, iż Waldemar Kuczyński jest w swej antykaczystowskiej histerii i impregnacji na fakty najzupełniej szczery, nie kieruje nim jakaś dalekosiężna polityczna kalkulacja. Skąd się zatem bierze to ślepe zacietrzewienie? Moim zdaniem, bierze się ono z głębokiego, wewnętrznego przeświadczenia, że dobro Polski jest tożsame z dobrem jej postokrągłostołowych elit. Zatem, każdy kto na te elity i ich uprzywilejowaną (czy to polityczną, czy biznesową, czy też opiniotwórczą) pozycję dokonuje zamachu, lub usiłuje ją choćby nieco podważyć, siłą rzeczy musi kierować się nienawiścią, chęcią obalenia demokracji, pałać żądzą dokonania zamachu stanu, tudzież rozniecania stosów.

Właśnie to głębokie przeświadczenie, oscylujące na granicy histerycznego szaleństwa, każe panu W.K. pisać to, co pisze. Ilekroć poczuje zagrożenie dla postokrągłostołowego porządku, utożsamianego przezeń z demokracją, w jego głowie rozbrzmiewają bojowe surmy i stary weteran rusza do boju o ocalenie Ojczyzny, którą dla niego jest ów porządek właśnie. Bojowa furia zaś rośnie wprost proporcjonalnie do ilości ujawnianych faktów świadczących, iż miast demokracji mamy kartoflaną republikę ze starannie podzielonymi strefami wpływów.

Nie chodzi o Kaczyńskich.


I wcale nie o Kaczyńskich tu chodzi. Chodzi o zdeptanie każdego, kto ośmieli się podnieść rękę na porządek, który ma panować w Warszawie i jej rozpostartych między Odrą a Bugiem okolicach. Gdyby miast Jarosława czy Lecha Kaczyńskiego objawił się pan Piegłasiewicz z Psiej Wólki, zostałby potraktowany w podobny sposób. Uzurpator wkraczający w rewiry zastrzeżone dla innych. Lepszych.

„Kaczyzm” pełni rolę figury retorycznej, stygmatu, który ma napiętnować każdego, kto wystąpi przeciw ustrojowi zadekretowanemu z grubsza przy Okrągłym Stole (i magdalenkopodobnych okolicach) . To, co ustalono, nazwano demokracją. A każda piegłasiewiczowska ręka podniesiona na ów ustrój, trawestując klasyków (że tak ożenię Sienkiewicza z Cyrankiewiczem), zostanie odcięta. No bo co, nagle jakiś motłoch wymyśli sobie innych władców, niż ci namaszczeni i my, Parnasiarze, mamy przystępować do całowania piegłasiewiczowskiej ręki?!

Zerknijcie na prezydencki licznik na stronie W. Kuczyńskiego, a zobaczycie, że nie przesadzam. Prezydenturę Lecha Kaczyńskiego zdaje się on traktować w kategoriach osobistej zniewagi, policzka wymierzonego zarówno jemu, jak i podobnym mu bogom demokracji.

Bogowie demokracji.

Bogowie demokracji każdy zamach na ich osobistą pozycję kwalifikują jako zamach na demokrację jako taką. Bogowie ci współtworzą Panteon, w którym są bóstwa mniejsze i większe, wreszcie, półbogowie oddelegowywani do medialnych filipik, gdy zajdzie taka potrzeba.

Formacja duchowo - intelektualna, której przykładem jest opisywany tu Waldemar Kuczyński, uważa siebie za zbiorową personifikację demokracji, stąpającą po niegodnym, nadwiślańskim łez padole. A zatem, każda próba podważenia ich pozycji musi równać się godzeniu w demokratyczne imponderabilia.

Miłosierni bogowie demokracji, którzy litościwie oświecają czarne serca tubylczego bydła kagankiem swych szlachetnych dusz i umysłów nie wymagają wiele w zamian za swe poświęcenie. Tylko podporządkowania się ich światłym zaleceniom i naukom po rozsądnej dyskusji. Są wszak Parnasiarzami na dobrowolnym, „siłaczkowym” zesłaniu; są tymi, którzy mogliby w Paryżach i Brukselach tego świata oddawać się intelektualno - postępowym wstrząsom dusz w gronie im podobnych, a mimo to bytują z własnej woli między lechickimi śmiertelnikami.

I co ich za to spotyka? Czarna niewdzięczność. Bydło wyje. Zewsząd wypełzają chronicznie niezadowolone watahy. Plują w prometejskie twarze.

Patrząc pod tym kątem, każdy by się wkurwił.

Gadający Grzyb


pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl
PS 1. Tekst W.K. w „Rzepie”:

www.rp.pl/artykul/373904_Kuczynski__CBA____urzad_z_partyjna__tozsamoscia.html

Strona W.K.:

kuczyn.com/witam/

PS 2. Postać Waldemara Kuczyńskiego była przez blogerów opisywana wszechstronnie i wielokrotnie. Oto niektóre notki o W.K na „Niepoprawnych”:

www.niepoprawni.pl/blog/212/waldemar-kuczynski-powtarza-tezy-propagandowe-komunistow-z-poczatku-lat-80-tych

niepoprawni.pl/blog/376/przypadki-waldemara-kuczynskiego

www.niepoprawni.pl/blog/212/waldemar-kuczynski-historia-szalenstwa-cdn

niepoprawni.pl/blog/212/waldemar-kuczynski-8211-bezzebny-brytan-adama-michnika-czy-malo-pojetny-uczen-aleksandra-du

I u Dr No:

doktorno.boo.pl/content/waldemar-kuczynski-zycze-polsce-jak-najgorzej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz