Elity niemieckie kierują się interesem narodowym. Elity polskie kierują się interesem własnym.
Tyle się ostatnio działo, że w tej chwili mało kto już pamięta, iż całkiem niedawno, zanim media przeorała sprawa Polańskiego i afera hazardowa, jednym z wiodącym tematów były niemieckie wybory do Bundestagu, które odbyły się 27.09.2009.
Elity niemieckie.
Mediodajnie donosiły o kolejnych drganiach sondażowych słupków, komentatorzy komentowali i snuli prognozy na przyszłość… Tymczasem, z polskiego punktu widzenia, to czy za Odrą rządzić będzie lewica, czy tzw. centroprawica, jest doskonale obojętne, bowiem strategiczne cele państwa niemieckiego są od dłuższego czasu niezmienne. Tamtejsze elity polityczne, przekazują je sobie niczym pałeczkę w sztafecie, niezależnie od rządzącej opcji.
Cele te sprowadzają się do dwóch punktów:
1) Strategiczny sojusz z Rosją przypieczętowany położeniem rury bałtyckiej;
2) Dążenie do podporządkowania sobie Unii Europejskiej i uczynienie z niej poręcznego narzędzia umacniania politycznej hegemonii, szczególnie w odniesieniu do Polski i innych krajów naszego regionu. Służy temu m.in. nacisk na zakończenie procesu ratyfikacyjnego tzw. traktatu lizbońskiego, przy jednoczesnym zagwarantowaniu sobie dowolności w przyjmowaniu unijnych regulacji (vide - przyjęta niedawno ustawa o pierwszeństwie prawa krajowego, w przypadku konfliktu z prawem unijnym).
Powtórzę – cele te są niezmienne, niezależnie od tego, czy rządzi SPD, czy też CDU/CSU w sojuszu z FDP. W tej materii obie frakcje mogą się między sobą różnić co najwyżej rodzajem medialnych grymasów. Dała temu jasno wyraz Angela Merkel, która wbrew naiwnym nadziejom niektórych komentatorów nie zerwała z prorosyjskim kursem G. Schroedera i z pełną determinacją dąży do wybudowania gazociągu bałtyckiego, mając gdzieś zastrzeżenia krajów (zwanych kurtuazyjnie „partnerami”), które inwestycja ta pomija, tudzież ekonomiczną opłacalność projektu, o „solidarności energetycznej” nie wspominając.
Krótko mówiąc, elity niemieckie kierują się długofalowym interesem swojego państwa, niezależnie od partyjnej przynależności, tudzież afiliacji ideowych.
Elity (?) nadwiślańskie.
Tymczasem, nasze, z przeproszeniem, „elity” polityczno – medialne śledziły z wypiekami wewnątrzniemiecki wyścig o władzę, jakby ewentualne przetasowanie na tamtejszej scenie politycznej rzeczywiście coś w sytuacji Polski zmieniało.
Teraz będę złośliwy.
Wybory do Bundestagu zmieniają bowiem wiele, tyle że nie w sytuacji Polski jako takiej, ile w sytuacji wspomnianych wyżej nadwiślańskich pseudoelit. Zmienia się bowiem główny rozdawca dóbr, którymi nasi eliciarze są żywotnie zainteresowani: grantów, wyjazdów zagranicznych, kursokonferencji organizowanych w miłych zakątkach globu, dotacji na przeróżne „europejskie” inicjatywy, apanaży w fundacjach itp. W takiej sytuacji przestaje dziwić pasja z jaką śledzono wyborczy kołowrót za naszą zachodnią granicą. Warto bowiem wiedzieć, kto przez następne kilka lat będzie trzymał kasę i kto będzie dysponentem rozlicznych faworów. Pod czyj gust warto zacząć śpiewać, gdzie antyszambrować, do kogo się umizgiwać i komu się podlizać.
No bo, bądźmy szczerzy, co ambitnemu eliciarzowi ma do zaoferowania taka Polska? Gnicie na prowincjonalnym uniwersytecie, wycieranie sejmowych korytarzy, permanentne poczucie wstydu z powodu swej polskości, ciemnogrodu, antysemityzmu, religianckiej zaściankowości…
Dla naszych „elit” polskość wiąże się z obciachem. Jest kłopotliwym balastem obciążonym najgorszymi stereotypami, w które to stereotypy, wyobcowane ze społecznej tkanki eliciarstwo święcie wierzy, upatrując w nich przeszkodę na świetlanej drodze modernizacji. Skoro zaś „z tym narodem nic nie da się zrobić”, należy „ten kraj” modernizować m i m o narodu, poczynając oczywiście od samych siebie. Owej terapii z polskich kompleksów, służyć mają, rzecz jasna, wymienione wyżej dobra, którymi hojnie szafuje dłoń niemieckiego sponsora.
Jednakowoż, owa dłoń rozdająca miłe sercu zaszczyty za pośrednictwem rozmaitych agend i fundacji, bądź też via Bruksela, nie jest ślepa i wymaga podstawowej lojalności, wyrażającej się m.in. w kosmopolitycznym zrozumieniu nieuniknionych procesów „integracji”, którym to „zrozumieniem” nasze elity wykazują się nad wyraz chętnie i ochoczo się mu poddają, przepoczwarzając się z zakompleksionych gąsienic, żerujących na polskiej kapuście, w piękne europejskie motyle spijające nektar z euro - niemieckich kwiatów. Ta autotresura jest na tyle zaawansowana, że „młody wykształcony itd.” nie zauważa, iż „integracja”, jakoś tak się składa, pracuje przede wszystkim na rzecz Niemiec, a przeciw mniejszym graczom, same zaś Niemcy bynajmniej nie poddają się jej bezwarunkowo, czego wyrazem jest wspomniana wcześniej, przyjęta przez Bundestag ustawa.
Zakończenie.
Podsumowując - elity niemieckie kierują się interesem narodowym, zaś wysoka pozycja społeczna i płynące z niej profity są zapłatą za skuteczną pracę dla dobra kraju. Elity polskie (?) kierują się interesem własnym, zaś status i korzyści są rodzajem jurgieltu otrzymywanego z obcych rąk za wyrzeczenie się polskiej racji stanu. Zresztą, spora część osiągnęła już takie stadium intelektualnej deprawacji, że nawet nie zdaje sobie sprawy w czym uczestniczy.
Stopień urobienia mózgownic naszych mądralińskich znakomicie ukazała Katarzyna, cytując w swej notce (www.niepoprawni.pl/blog/181/trwa-wojna-szalenstwa-z-rozsadkiem-kto-ja-wygra) opinie uczestników wrześniowego I Ogólnopolskiego Kongresu Politologii.
„Polski nie będzie. A to, jak szybko zniknie ona z mapy świata, zależy od stopnia zrozumienia procesu integracji.”
Doprawdy, z takimi „zintegrowanymi” duchowo i intelektualnie elitami, możemy mieć pewność, że nasza Rzeczpospolita rychło również „zintegruje się” na amen. A naród będzie przecierał w zdumieniu oczy, nijak nie mogąc dojść kto, kiedy i dlaczego nas tak urządził.
Gadający Grzyb
P.S. Podziękowania dla Katarzyny za notkę „Trwa wojna szaleństwa z rozsądkiem” - kto ją wygra?”. www.niepoprawni.pl/blog/181/trwa-wojna-szalenstwa-z-rozsadkiem-kto-ja-wygra
pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz