Jak ciężko trzeba być potłuczonym na umyśle, by z Grunwaldu robić coś w rodzaju aktu założycielskiego Unii Europejskiej!
I. W oparach euro – bełkotu.
Jeżeli ktoś potrzebuje dowodów na intelektualne wyjałowienie powodowane polityczną euro – poprawnością, to oficjałka z okazji obchodów 600 – lecia bitwy grunwaldzkiej dostarczyła ich wręcz w nadmiarze. Takiego zalewu, z przeproszeniem, rzewnych pierdół, dawno nie słyszałem. Zresztą, oddajmy głos uczestnikom „Apelu prezydenckiego”.
Bronisław Komorowski:
„- Pamiętamy o wspólnej przeszłości, także o trudnych momentach w historii naszych narodów, ale też myślimy o teraźniejszości w ramach Unii Europejskiej i snujemy wspólne plany na przyszłość.”
Prezydent Litwy, pani Daria Grybauskaite wspomniała wprawdzie o potrzebie jedności regionu:
„- Zwycięstwo to przypomina nam, jak wiele można osiągnąć, gdy jesteśmy razem, nie tylko Polacy i Litwini, mam na myśli wszystkich, którzy przed sześciuset laty pomogli nam na drodze do zwycięstwa.”
Ale zaraz „euro - poprawnie” dodała:
„- Chciałabym, żeby te obchody inspirowały nas wszystkich, obyśmy dążyli do szczytnych celów ważnych dla naszych państw, naszych narodów i dla całej Europy.”
Dla Wielkiego Mistrza, biskupa Brunona Plattera, Grunwald jest z kolei przykładem
„pozytywnego rozliczenia wspólnej przeszłości, pokonania antagonizmów i symbolem woli pojednania, pokoju i porozumienia między narodami”.
Zupełnie odjechał Jerzy Buzek:
„- To było zwycięstwo ludów tej części Europy; możemy być dumni, że to pod Grunwaldem rozpoczęła się wielka epoka europejskiego humanizmu” (!!!-GG)
II. Pożegnanie z polityką historyczną.
Tak oto uczestnicy obchodów pogrążyli się w słodkich odmętach euro – skretynienia. Doprawdy, zastanawiam się jak ciężko trzeba być potłuczonym na umyśle, by z Grunwaldu robić niemal coś w rodzaju aktu założycielskiego, czy kamienia węgielnego Unii Europejskiej!
Zostawmy na boku słowa Wielkiego Mistrza, dla którego wspomnienie przyczyn konfliktu mogło być niezręczne. Ale to co wygadywali Buzek z Komorowskim... Przecież, jeżeli mamy już szukać w grunwaldzkiej wiktorii jakiegoś nawiązania do współczesności, czy nauk do wyciągnięcia, to narzucają się dwie podstawowe kwestie:
1) Tylko współdziałanie państw w ramach naszego regionu jest gwarantem sukcesu, realizacji politycznych celów i zyskania prestiżu na arenie międzynarodowej.
2) Brak konsekwencji, chwiejność i załatwianie spraw „na pół gwizdka” może mieć tragiczne następstwa w przyszłości. W naszej historii mieliśmy Zakon Krzyżacki kilkukrotnie „na widelcu” i nigdy nie załatwiliśmy tematu do końca. Ta niekonsekwencja okrutnie się na nas zemściła.
Sześćsetlecie bitwy pod Grunwaldem było idealną okazją, na miarę 1 Września, do przypomnienia się światu w ramach polityki historycznej uprawianej wszak przez wszystkich dookoła. Wszystkich, tylko nie nas. Zamiast tego, urządzono głupkowaty spektakl pod hasłem - „po co wracać do dawnych waśni i mówić o sprzecznych interesach, lepiej pokażmy jak teraz cudownie się kochamy”. Od czasu do czasu nie jest to złe. Obawiam się jednak, że jest to cała treść polityki zagranicznej obecnego rządu i nowo wybranego prezydenta - nie tylko od święta.
Ale, czego oczekiwać od elit, które politykę wschodnią zmierzającą do konsolidacji regionu wokół wspólnych celów traktują jako nieodpowiedzialne awanturnictwo, politykę historyczną jako niebezpieczną bogoojczyźnianą farsę mogącą poróżnić nas z możnymi patronami, zaś ideę „polityki jagiellońskiej” wyrugowały z debaty publicznej jako szkodliwą fantasmagorię? Mająca ją zastąpić „polityka piastowska” to wydmuszka – puste, pijarowskie hasełko przykrywające bierność, tudzież wyrzeczenie się jakichkolwiek aspiracji poza byciem lubianym i „postpolitycznie” poklepywanym po ramieniu.
Tak więc – kochajmy się. I ciszej nad trumną polityki historycznej – lepiej nie budzić demonów polskiego patriotyzmu...
Gadający Grzyb
pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz