..czyli o homofobicznych homoseksualistach słów kilka.
I. Zawodowa gejowszczyzna.
Przy okazji niedawnej warszawskiej gej – parady, stanowiącej zwieńczenie „Tygodnia Dumy”, przypomniała mi się notka „Geje kontra homoseksualiści”, którą opublikowałem nieco ponad rok temu. Generalnie, myśl przewodnia sprowadzała się do rozróżnienia pojęć „gej” i „homoseksualista”. Otóż, homoseksualistę, poza wiadomymi preferencjami, cechuje akceptacja ogólnie przyjętych norm społecznych. Oznacza to m.in., że łóżkowe sprawy zostawia za drzwiami sypialni i nie wynosi ich na forum publiczne - nie odczuwa potrzeby epatowania swą seksualnością otoczenia.
Geje natomiast, pod pozorem walki z nietolerancją, arogancko żądają afirmacji swego trybu życia, promując w sferze publicznej swoisty kult homo - rozwiązłości. Cechuje ich przy tym silnie zideologizowana i spolityzowana postawa – można powiedzieć, że czują się swoistą „awangardą postępu”, uzurpując sobie zarazem prawo do reprezentowania wszystkich osób o homoseksualnych skłonnościach, nie bacząc na to, czy tym osobom się to podoba, czy nie. Zawodowi geje, podobnie jak zawodowe feministki, a wcześniej – zawodowi komuniści, czują przemożną potrzebę wyzwolenia społecznej „klasy”, przypisując swój światopogląd wszystkim domniemanym tejże „klasy” przedstawicielom. Bez pytania o zdanie, bo niby po co? Gdy zwyciężymy, to nielewomyślnych homoseksualistów podda się reedukacji w odpowiednim duchu, albo nawet wsadzi do tiurmy za... homofobię!
To trochę tak, jakby „heterycy” byli reprezentowani przez zawodowych ekshibicjonistów, którzy z parkowych zaułków „wycomingoutowali się” do mediorzeczywistości, czyniąc z aktu okazywania bliźnim swych genitaliów kwestię polityczną.
Czy „heterycy” zgodziliby się na dyktat ekshibicjonistów? Nie sądzę.
Czy homoseksualiści muszą się godzić na podobny „gejopoprawnościowy” dyktat? Otóż nie, nie muszą.
I, co więcej, nie godzą się. Tylko, że ich głos jest przez ultrapostępowe mediodajnie starannie wyciszany.
II. Pani redaktor się dziwi.
Paradoksalnie, jako dowód owego przemilczania przytoczę wywiad ze... stołecznego dodatku „Gazety Wyborczej”, która w minionym tygodniu w pełni zasłużyła na miano „Gazety Gejowskiej”. Ów wywiad, opatrzony „prowokacyjnym” tytułem „Geje którzy nie idą na Euro Pride:
1) Po fali propagitki utrzymanej w duchu gejowszczyzny w redakcji uznano, że dla zachowania pozorów obiektywizmu należy odnotować „zdanie odrębne”.
2) W tzw. „branży” opór przeciw „zawodowym reprezentantom” jest na tyle silny, że nie dało się dłużej ignorować głosów homoseksualnych „dołów”.
Tak, czy inaczej, lektura artykułu dostarczyła mi wiele radości. I to nie ze względu na interlokutorów - Michała i Łukasza, którzy mówią sensownie, lecz ze względu na arcypostępową panią redaktor Martę Krzeptowską, której najwyraźniej nie mieści się w zmodernizowanej główce, że homoseksualistom może nie pasować podszyty szantażem dyktat gejowszczyzny. Kolejne pytania pani Marty dowodzą kompletnej bezradności w obliczu nieznanego zjawiska, jakim jest brak jednomyślności „grupy docelowej” w obliczu polit-ideologicznego wyzwania.
Spójrzmy:
Pani redaktor pyta o powody, dla których jej rozmówcy nie wybierają się na paradę. Następnie, nieco zdziwiona, dopytuje, czy to dlatego, że parada jest krzykliwa i kolorowa, by w kolejnych pytaniach desperacko dociskać, że przecież „ludzie walczą w ten sposób o akceptację” i „niecałe środowisko myśli w ten sposób” (pisownia org. - G.G.), na koniec zaś spytać się z troską czy aby panowie nie boją się narażenia znajomym.
Co odpowiadają Łukasz i Michał? Oto garść cytatów:
„(...) Przez takie parady utrwala się negatywny obraz środowiska homoseksualnego(...)” „(...)Ta forma nas odrzuca, powoduje niesmak, a czasem wręcz złość(...)” „(...)Roznegliżowani panowie o wymuskanych torsach i wymalowanych brwiach mają reprezentować nasze interesy?(...)” „(...)Niech pokażą, że są wartościowymi ludźmi, a nie przebierańcami(...)” „(...) Rozmawiać ze społeczeństwem, a nie narzucać tęczowy monolog(...)”
Zresztą, całość wywiadu zamieszczam w post scriptum – polecam.
Symptomatyczne jest narastające zdumienie pani redaktor. Jak to, zdaje się mówić między wierszami – tu kwiat gejowszczyzny demonstruje... no, może mniejsza z tym, co konkretnie demonstruje, ale idea słuszna, a wy - Michale i Łukaszu, się alienujecie? Redaktor Krzeptowska jest w kłopocie: z jednej strony chciałoby się pryncypialnie potępić homofobów, z drugiej zaś – to są jednak przedstawiciele właściwej mniejszości. Na dodatek z kontekstu wynika, że są młodzi, wykształceni i mieszkają w dużym mieście. Nie to, co jakieś zapyziałe, prowincjonalne mohery...
Dysonans poznawczy to istny koszmar. Zwłaszcza dla dziennikarki, która nagle dowiaduje się, że świat nie jest czarno-biały.
Najgorsze (z punktu widzenia oświeconych sił Postępu) jest to, iż zważywszy na mizerną frekwencję Euro Pride, większość osób homoseksualnych zdaje się podzielać postawę Michała i Łukasza.
Od razu zastrzegam - nie kupuję argumentacji, że ci, którzy nie przybyli boją się coming out’u, bo mieliby przechlapane w lokalnych środowiskach. Nie po tym, jak za uporczywe wyzywanie sąsiadów od „pedałów” pewna Wolinianka zarobiła sądowy wyrok.
Cóż, nie wątpię, że z punktu widzenia zawodowych gejów, powyższa para homoseksualistów kwalifikuje się co najmniej do antyhomofobicznej reedukacji. (W myśl hasła: „Homofobia – to się leczy!”). Homofobiczny homoseksualista? To tylko pozorny oksymoron. Do łagrów trafiali wszak m.in. robotnicy, którym nie podobał się zafundowany im przez „przedstawicieli klasy pracującej” raj na Ziemi...
III. Medio - rzetelność.
Tak a propos - zwróćmy uwagę na „rzetelność” mediodajni. W tym samym, weekendowym czasie, miały miejsce dwie imprezy. Na polach grunwaldzkich inscenizacja w 600-lecie bitwy, mimo morderczego upału (w pełnym słońcu temperatura dochodziła do 40 stopni), zgromadziła grubo ponad sto tysięcy osób (byłem, widziałem, poparzeń słonecznych się nabawiłem ;)). Warszawska gej – parada zgromadziła około ośmiu tysięcy uczestników. Co w niedzielę 19 lipca AD 2010 było newsem nr 1? Oczywiście, parada gejowskich aktywistów, zaś o Grunwaldzie wspominano w trzeciej kolejności (po wypadku taterników) z naciskiem na fatalną organizację imprezy (co, niestety, jest prawdą).
Podtekst suflowanej dez-informacji jest jasny: nie pchajcie się na ten cały Grunwald, bo to upał i niemożliwe do rozładowania korki. Lepiej udajcie się na gej – paradę, gdzie jest fajnie, kolorowo, wielkoświatowo, europostępowo i w ogóle. No, może zjawi się jakaś grupka prawicowych ekstremistów (a co – tworzenie atmosfery zagrożenia jest najlepszym gwarantem umacniania jedności polityczno – światopoglądowej), ale dzielna policja już tym wichrzycielom pokaże... Nie to, co pod tym całym Grunwaldem, gdzie drogówka spieprzała ze strachu przed rękoczynami ze strony kierowców...
Jeżeli ktoś potrzebuje przykładu na ideologiczne zaangażowanie mediodajni w służbie ideologii tolerancjonizmu i szerzej – Antycywilizacji Postępu, to zarysowana powyżej, wielce charakterystyczna gradacja „ważności” newsów mówi wszystko.
Gadający Grzyb
pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl
P.S. Wywiad z Michałem i Łukaszem zamieszczono również na lesbijskim portalu kobiety-kobietom.com. Komentarze pokazują, jak obce osobom homoseksualnym są krzykliwe zapędy zawodowej gejowszczyzny.
P.S.2 A oto całość wywiadu:
Marta Krzeptowska: W sobotę wyruszy parada EuroPride. Nie wybieracie się. Dlaczego?
Michał (25 lat) i Łukasz (22 lata), żyją ze sobą i tworzą wspólnie projekty medialne od sześciu lat: - Przez takie parady utrwala się negatywny obraz środowiska homoseksualnego. EuroPride krzyczy: "My istniejemy, niech nas zobaczą!". Dobrze, niech nas zobaczą. Ale nie takich. To prawda, istniejemy. Ale my to nie tęczowy zespół pieśni i tańca. By kogoś tolerować, a potem zaakceptować, najpierw trzeba go poznać. Przez takie poznanie, jakie oferuje parada, chyba mało kto chce brnąć dalej w taką znajomość.
Dlatego, że parada jest krzykliwa i kolorowa?
- Ta forma nas odrzuca, powoduje niesmak, a czasem wręcz złość. Nie dziwi nas, że społeczeństwo reaguje na parady negatywnie i emocjonalnie. Bo pokazują całe środowisko LGTB przez pryzmat seksualności. Roznegliżowani panowie o wymuskanych torsach i wymalowanych brwiach mają reprezentować nasze interesy? Zdecydowanie nie. Bo wtedy ludzie postrzegają nas jako istoty niecywilizowane, które swoją prywatność i intymność wynoszą na ulicę. To tak jakby sto heteroseksualnych par w obscenicznych skórzanych strojach wskoczyło na lawetę i ruszyło w miasto, namiętnie się całując. Uwagę to przykuwa, ale co z tego wynika? Nic. Jak potem można uważać nas za partnerów do rzeczowej dyskusji na temat istotnych dla nas problemów, np. jak zmienić prawo, bym mógł odwiedzić w szpitalu ukochaną osobę czy zabezpieczyć jej status. Trafne jest powiedzenie: "Jak cię widzą, tak cię piszą". A co ludzie widzą na paradzie? Cyrk oraz promujących się polityków. To żenujące. I wypacza obraz homoseksualistów.
Ale ludzie walczą w ten sposób o akceptację.
- Tak, ale najpierw niech pokażą cechy i elementy łączące, a nie skrajne różnice. Niech pokażą, że są wartościowymi ludźmi, a nie przebierańcami. Chodzi o nasze bezpieczeństwo i godność. Czemu mamy być narażeni na wulgaryzmy, rękoczyny, potępianie z ambon, uosabianie geja z pedofilem? Chcemy być traktowani normalnie.
Niecałe środowisko myśli w ten sposób.
- To nasze subiektywne zdanie. To prawda, że parady przekazują zawsze jakieś edukacyjne treści i są dla niektórych bodźcem do myślenia, na uwagę zasługuje pozytywny wydźwięk imprez towarzyszących EuroPride, jak konferencje społeczno-biznesowe oraz spektakle teatralne. Ale społeczeństwo koncentruje się głównie na paradzie. Wtedy efekty są odwrotne do zamierzonych. Jesteśmy ludźmi, kochamy tak samo, tak samo cierpimy, tak samo martwimy się i staramy o ukochaną osobę. Są wśród nas indywidualności, które na paradach są zgrupowane niczym kompania reprezentacyjna, co tworzy nasz obraz.
Nie boicie się, że taką oceną narazicie się znajomym?
- Wiemy o tym i bardziej ze względu na nich niż nas samych nie podajemy nazwisk. Chodzi nam o szersze spojrzenie. Na nasz stosunek do świata i innych osób, na nasze zaangażowanie społeczne i zawodowe. A nie na nasze łóżko, bo to nasza intymność, taka sama jak pani.
Jak więc homoseksualiści powinni walczyć o swoje prawa?
- Rozmawiać ze społeczeństwem, a nie narzucać tęczowy monolog. Pokazać naszą normalność. Wciąż jest wiele dyskryminacji, masa prawnych ograniczeń. Rozmawiajmy na argumenty, nie osaczajmy. Tu nie chodzi o walkę, ale o coś, co nam się najzwyczajniej należy - o ludzkie traktowanie. Mądrych form do tego jest wiele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz