poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Strach rocznicowy


Czego się boją? A, to już oni sami wiedzą najlepiej. My też wiemy, my też...



I. Lęk przed Wolnymi Polakami.


Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że obchody pierwszej rocznicy Katastrofy Smoleńskiej przebiegły dla mainstreamu IIIRP w atmosferze strachu, jaki zazwyczaj ogarnia to towarzystwo w obliczu oznak jednoczenia się grup społecznych, które w założeniu miały być skazane na marginalizację i powolne wymarcie gdzieś w cieniu kruchty.


Strach ten może nie był aż tak dojmujący i tak gęsty jak przed rokiem, gdy nieprzebrane tłumy na Krakowskim Przedmieściu i podczas wawelskiego pochówku Pary Prezydenckiej przyprawiły naszych „bogów demokracji” o stan przedzawałowy, ale też na przestrzeni minionych miesięcy zrobiono chyba wszystko, by obezwładnić „demony polskiego patriotyzmu”. Na kilka dni przed Rocznicą pisałem o triumfie dezinformacyjno-dezintegracyjnej operacji, której efektem jest społeczny podział, sprawiający że część Polaków, jak mi to wykrzyczała pewna osoba, „rzyga Smoleńskiem”. Nie wycofuję się z tych słów, dziś jednak skupię się na establishmentowym lęku przed tymi, dla których patriotyzm jest równie naturalny jak powietrze (i jak powietrze na co dzień niezauważany, bo wszak nie myślimy bez przerwy by oddychać), a których Katastrofa wybudziła z letargu i którzy przed chwilą mieli okazję aby powtórnie się policzyć.


Rymkiewiczowscy „Wolni Polacy” nie są jeszcze społeczną większością, ale okazali się na tyle liczni, by w obawie przed nimi „elity” poczuły na karkach znajomy, zimny powiew.


II. „Test tablicy”.


Strach, jak wiadomo, powoduje przypływ adrenaliny i albo zmusza do działania, albo przeciwnie – paraliżuje i wprawia w katatoniczny bezwład. Mistrzami w sprawdzaniu takich reakcji są Rosjanie, czego dali dowód przeprowadzając akcję, która od tej pory będzie nosiła miano „testu tablicy”. Oczywiście, kremlowscy czekiści zdawali sobie sprawę z oddźwięku społecznego, jaki wywoła podmienienie tablicy pamiątkowej na Siewiernym i po raz kolejny powiedzieli „sprawdzam” polskim władzom – jak zniosą tę prowokację w konfrontacji tyleż z Kremlem, co z własnymi, oburzonymi obywatelami.


Test ów pokazał raz jeszcze, po raporcie Anodiny, że strach i adrenalina działa na obecne polskie władze paraliżująco. Premier Donald Rusk (przepraszam, miało być „Tusk”) programowo, jak zwykle w momencie kryzysowym, skulił się w sobie i schował w mysiej dziurze. Najbardziej spektakularna okazała się jednak rejterada prezydenta Komorowskiego, który pod byle pretekstem wycofał się ze złożenia kwiatów przy wawelskim sarkofagu Lecha i Marii Kaczyńskich.


I jeszcze zagadka: co robił w tym czasie permanentnie niewidoczny wicepremier Waldemar Pawlak z koalicyjnego PSL-u?


III. Przemoc symboliczna.


Natomiast przykładem wywołanej strachem „adrenaliny pozytywnej”, tej zmuszającej do działania, była rocznicowa reakcja Hanny Gronkiewicz-Waltz. Postawienie szpaleru barierek przed Pałacem Prezydenckim, tak by uniemożliwić bezpośrednio zapalanie zniczy i składanie kwiatów na przylegającym do Pałacu trotuarze, jest twardą kontynuacją przemocy symbolicznej, którą pani prezydent Warszawy konsekwentnie stosuje od miesięcy w publicznej przestrzeni Krakowskiego Przedmieścia.


Słynne „zadeptywanie pamięci” w wydaniu HG-W zaczęło się bowiem zaraz po oficjalnym zakończeniu Żałoby Narodowej, kiedy to służby miejskie błyskawicznie, z niespotykaną sprawnością, uprzątnęły wszelkie ślady – nawet zakrzepłą stearynę. Kto pamięta zablokowaną śniegiem Warszawę podczas ostatniej zimy i skonfrontuje to z hiperaktywnością „porządkową” w sprawie zniczy, ten wie, gdzie leżą priorytety obecnych rządców naszej Stolicy.


W „rocznicowym” przypadku wspomniana symboliczna przemoc - te barierki i policja - miały mówić: tu gromadzą się nieobliczalni ekstremiści, wrogowie, siły antyustrojowe, przed którymi trzeba chronić państwowe gmachy.


Zawsze ktoś ten komunikat kupi. Bywalcy od gaszenia petów na karkach modlących się kobiet, odlewania się na znicze, lżenia i kopania, niewątpliwie poczuli się usatysfakcjonowani.


IV. Delegitymizacja pamięci.


Ta swoista delegitymizacja pamięci, uprawiana z iście małpią złośliwością, na podobieństwo szympansa ciskającego odchodami, zyskała wsparcie w niezawodnych, zawsze wiernych, mediodajniach. „Gazeta Wyborcza” wykazała refleks, komunikując na swym portalu piórami publicystów, jaki powinien być właściwy odbiór społeczny Rocznicy.


Oto nagłówki:


1. „To niedoróbka, a nie rosyjski policzek” - Waldemar Kuczyński w sprawie „testu tablicowego” doradza komentatorom „kilka kropel waleriany”, które przydałyby się jemu samemu;


2. „Tablica smoleńska. Kto kogo upokorzył?” - tu rosyjskiej kradzieży tablicy winni są polscy prowokatorzy od Zuzanny Kurtyki i stowarzyszenia „Katyń 2010”, zaś Rosja... okazała się zbyt taktowna! (autor - Wacław Radziwinowicz, korespondent „GW” w Moskwie).


3. „Kaczyński przyprawia mnie o ciarki” (Aleksandra Szyłło) – tytuł mówi sam za siebie;


4. „Antyżałoba” (Katarzyna Wiśniewska) - przegląd prasy pod właściwym kątem;


5. „Polskie wrzaski pod ‘ruską ambasadą’” (Grzegorz Sroczyński) – no bo, jak tak można, prawda?;


6. „Cyrk patriotyczny dał kolejny spektakl” - ironiczne zrównanie „patriotycznego wzmożenia” w Polsce z... Żyrinowskim. (Grzegorz Sroczyński).


Było tego więcej.


Każdy z tych tekstów wart jest osobnej notki analitycznej, przedstawiającej podszyte lękiem intelektualne idiosynkrazje, fobie, wreszcie – płynącą z podświadomego poczucia wyobcowania z narodowej wspólnoty - złą wolę, skorelowaną z całkiem przyziemnym lękiem przed utratą pozycji Środowiska, z którym to Środowiskiem powyżsi wyrobnicy pióra bezpowrotnie się związali.


Podobny ton przewijał się w „bieżących” komentarzach mediów elektronicznych. Bo Jarosław Kaczyński powiedział. A tłum mu odpowiadał. Zaś „elita” zapraszanych przed kamery i mikrofony dziennikarzy, psychologów społecznych, polityków i reszty tej mętowni, którą znamy od lat, się smuci. Pochylają miedziane czoła nad Polską i boleją nad politycznym rozdarciem. Dziennikarki (zwróćmy uwagę – do komentowania obchodów oddelegowano głównie kobiety, które na poziomie biologicznym i kulturowym kojarzą się z empatią) również boleją nad eliciarskim zboleniem. A do „Loży Prasowej” w TVN24 zaproszono, khe khe, „dziennikarza” Władimira Kirjanowa – dyżurnego rzecznika prasowego reżimu Putina na polskim odcinku.


V. Czego się boją?


Podsumowując, operacja dezintegracyjno-dezinformacyjna prokurowana na żywym organizmie polskiego narodu nie zakończyła się. Będzie trwać non-stop, taka jest bowiem racja bytu „beneficjentów IIIRP”. Pierwsza Rocznica Katastrofy Smoleńskiej była jedynie mocniejszym znakiem przestankowym, który uwypuklił na moment prawdziwy motyw – strach, strach, po trzykroć strach.


Strach, zmuszający do podległości wobec silniejszego i deptania tych, którzy temu silniejszemu mówią NIE.


Strach, każący przyjąć cywilizacyjne reguły zmongolizowanego bizantynizmu.


Na koniec, trzeba w odniesieniu do opisanych powyżej osób i bytów medialnych zadać pytanie: czego się boją?


A, to już oni sami wiedzą najlepiej.


My też wiemy, my też...


Gadający Grzyb

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz