czwartek, 14 kwietnia 2011

Szympans w klatce


Wypowiedź Adama Michnika dla „Komsomolskiej Prawdy” kojarzy mi się z rozwścieczonym lecz bezsilnym szympansem, któremu zostało już tylko ciskanie w zwiedzających odchodami.



I. Gdy „legendzie” puszczają hamulce.


Miałem programowo nie pisać osobnych notek o Adamie Michniku, jaki bowiem niegdysiejszy Oberredaktor jest, każdy widzi. Tym razem jednak nie wytrzymałem, bowiem wypowiedź dla „Komsomolskiej Prawdy”, którą nagłośnił portal „wPolityce.pl” to wyjątkowe świadectwo duchowo-intelektualnej degrengolady. Wyjątkowe choćby dlatego, że Michnik w swych wypowiedziach na użytek krajowy, wewnętrzny, z różnych powodów wykazuje pewną powściągliwość. Hamulce puszczają mu dopiero przy wypowiedziach udzielanych mediom zagranicznym, kiedy to w błogim przeświadczeniu, że w Polsce nikt ich nie przeczyta, a nawet jeśli przeczyta to zmilczy, w nieskrępowany sposób daje upust temu, co tak naprawdę gra mu w duszy.


Zacytujmy ów wykwit intelektu „legendy światowego dziennikarstwa, działacza publicznego i jednego z założycieli Solidarności", jak przedstawia „Komsomolskaja Prawda” omawianego tu osobnika. Podaję za „wPolityce.pl” w tłumaczeniu Maksyma Gołosia:



„Oczywiście część naszego społeczeństwa jest chora na rusofobię i ksenofobię. Cóż, wolność jest dla wszystkich, dla zdolnych/mądrych, głupców i dla swołoczy (swołocz - wg SJP: pogardliwie o osobie postępującej nieuczciwie lub podle albo o ludziach budzących odrazę swoim zachowaniem lub wyglądem – przyp. M.G.) Są idioci, którzy twierdzą, że niepodległej Polski nie ma, a jest niemiecko-rosyjski projekt. To ludzie z ogrodu zoologicznego i szaleńczym kompleksem antyrosyjskim." (wytłuszczenia moje – GG)



II. Od KOR-u do „NIE".


Warto zwrócić uwagę na dodatkowe okoliczności towarzyszące temu nieprzytomnemu bluzgowi, mającemu dowodzić, że ci którzy nie kupują rosyjskiej wersji katastrofy smoleńskiej to rusofobiczna swołocz, natomiast osoby zatroskane o postępującą pod rządami PO utratę podmiotowości Polski na arenie międzynarodowej są zakompleksionymi egzemplarzami rodem z ogrodu zoologicznego (czyli, mówiąc wprost – zwierzętami, chyba że Oberredaktor chciał obrazić personel jakiegoś ZOO).


Okoliczność pierwsza. „Komsomolskaja Prawda” jest tabloidem, czyli prasopodobnym tworem, którym Adam Michnik – istny arystokrata ducha - na krajowym podwórku wielce się brzydzi. Więcej – jest najbardziej poczytną rosyjską gazetą, zatem w tamtejszych realiach musi być kontrolowana przez Kreml i prezentować punkt widzenia putinowskiego reżimu. Taki bojownik o wolność słowa, jak Adam Michnik musi to wiedzieć, chyba że wódka wychlana z Urbanem wyżarła mu do reszty mózgownicę (przepraszam za styl, ale wchodzę mimowolnie w poetykę „legendy światowego dziennikarstwa”). Pamiętam, sam czytałem relację na portalu „Gazety”, jak Michnik chwalił się, że na jakiejś imprezie Klubu Wałdajskiego zadał samemu Putinowi pytanie o stan praw człowieka w Rosji.


Ale to wszystko nieważne, jeśli idzie o dokopanie na zagranicznym forum znienawidzonej „swołoczy” (jak pięknie to współbrzmi z pamiętnym „bydłem” Bartoszewskiego, prawda?).


Okoliczność druga. Dla „Komsomolskiej Prawdy” wypowiedzieli się również Bartłomiej Sienkiewicz (dość umiarkowany) i redaktor Gadzinowski – były poseł SLD i współpracownik urbanowego „NIE”. Wypowiedź Michnika zdecydowanie bliższa jest Gadzinowskiemu, sądzę że Urban – kolega od kieliszka – mógłby ją spokojnie u siebie wydrukować. Nie odstawałaby ani od linii redakcyjnej ani od poziomu uszatego tygodnika. Jak to ujął celnie Kuki w komentarzu do notki Andrzeja Tatkowskiego „Ja, swołocz i idiota”: „Od biuletynu informacyjnego KSS KOR do "NIE" Urbana. AM znalazł się dokładnie w tym samym miejscu, co Gadzinowski.”


III. Michnik jak ZSRR.


Skoro już jesteśmy przy notce Andrzeja Tatkowskiego, to przytoczę nieco zmodyfikowany komentarz, który wtedy „na gorąco” zamieściłem. Otóż, wiedziony niezdrową ciekawością zajrzałem na portal „Wyborczej" i okazuje się, że „GW" jakoś tym wiekopomnym wywiadem swego pryncypała się nie chwali . Dziwne, wstydzą się obiektywnych i wyważonych opinii własnego Naczelnego?


Jest za to kabotyński list w którym Michnik solidaryzuje się z Andrzejem Poczobutem, białoruskim opozycyjnym dziennikarzem więzionym przez reżim Łukaszenki. Wisi również proudly szumny apel o jego uwolnienie.


Michnik zachowuje się jak ZSRR w czasach Zimnej Wojny, kiedy to Sowieci wspierali „demokrację" na zgniłym Zachodzie, finansując pacyfistów, zielonych i różnych „działaczy na rzecz praw człowieka” mających rozsadzić wraży „zapad” od wewnątrz, u siebie zaś wsadzając dysydentów do łagrów i psychuszek.


Podobnie Michnik - wojuje o wolność słowa na orbanowskich Węgrzech, gdzie zalęgli się, ani chybi, pisowcy „głupcy” i „swołocz” rodem z „ogrodu zoologicznego”. Walczy też o demokratyczne swobody na Białorusi, a w Polsce ściga polemistów procesami... z analogicznych niemal paragrafów! (Poczobut został oskarżony o znieważenie Łukaszenki, u nas Michnik via „Agora”... pozywa swych adwersarzy o zniesławienie!). Niegdyś zaś rzekł do Krzysztofa Leskiego coś takiego: „Krzysiu, jeśli ty chcesz tu robić wolną gazetę, to po moim trupie". Do Roberta Tekielego wysyczał natomiast jeszcze w latach ‘80 swoje słynne: „zniszczę cię, nie istniejesz”.


IV. Bezsilność i frustracja.


Ten pyszny jak sam diabeł Saruman (że tak bezczelnie zaszyję analogią autorstwa Ziemkiewicza) czuje jednak, że jego czas się kończy, że wpływy maleją – i to nawet we własnej gazecie, gdzie jest już tylko de facto „honorowym naczelnym”, który nie może nawet wywalić jakiegoś tam Domosławskiego za zbyt wnikliwą biografię Kapuścińskiego (aczkolwiek pisaną ze słusznych pozycji). Nie może również zablokować nagrody Dziennikarza Roku dla tegoż i musi poprzestać na bezsilnym piekleniu się z telebimu. Ziemkiewicz pisał w tym kontekście o tolkienowskim Sharkey’u, ja dodałbym jeszcze Czarnoksiężnika z Krainy OZ, któremu kolejne Dorotki zaglądają bezczelnie za kotarę.


Upadek Michnika ma również konsekwencje społeczno-polityczne. Mohery podnoszą swe kołtuny, PiS nie poszedł w rozsypkę i wciąż stanowi realną siłę polityczną. Wszystko wbrew życzeniom i zaleceniom Światłego Adama, co znając jego legendarną próżność, odbiera jako osobistą obrazę. Do tego Donald nie wykazuje należytej czołobitności, traktując Salon jako narzędzie, które nie ma wyboru jak tylko wspierać go ze strachu przed Kaczyńskim.


Co zostaje Michnikowi? Zostaje mu pajacowanie u Wojewódzkiego, tudzież wyładowywanie swej bezsilności i frustracji na zagranicznych, niechby i rosyjskich, putinowskich, tabloidalnych, forach. Gdzie te lata potęgi, gdy jedno słowo, jeden grymas, dezaprobujące skrzywienie warg, zwalniało Wildsteina z pracy w „Rzeczpospolitej’? Na dodatek tę potęgę potargał własnymi rękami, decydując się na ujawnienie afery Rywina z potencjału której najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy. Sam wypuścił demony i świadomość tego nie może być dla niegdysiejszego Sarumana (Oz-a?) przyjemna.


Na zakończenie powrócę jeszcze do tej nieszczęsnej metafory z ZOO. Mnie osobiście z ogrodem zoologicznym kojarzy się wypowiedź Adama Michnika właśnie. Konkretnie – z tyleż rozwścieczonym, co bezsilnym szympansem, któremu zostało już tylko ciskanie w zwiedzających odchodami.


Gadający Grzyb

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz