Czy do uzależnienia od Rosji prócz ropy i gazu dołożymy też energię elektryczną?
Kiedy w listopadzie 2010 roku płodziłem notkę „Pstryczek-elektryczek”, w której opisywałem wstępne przymiarki naszego nie-rządu do importowania energii elektrycznej z Obwodu Kaliningradzkiego, czułem w kościach, że do tematu przyjdzie jeszcze wrócić. No i proszę – minęło pół roku i przez łamy mediodajni przemknęły notki informujące, że sprawa jest już praktycznie przyklepana. Oznacza to pogłębienie uzależnienia energetycznego od Rosji i marginalizację alternatywnych rozwiązań czekającego nas w najbliższych latach niedoboru energii elektrycznej.
Ot, kolejny powód, dla którego obecna kamaryla powinna stanąć przed Trybunałem Stanu.
I. Budujemy mosty...
Ale po kolei. Otóż w listopadzie ubiegłego roku do prasy wyciekła informacja o rozpoczętych pracach analitycznych nad budową mostu energetycznego z Kaliningradu, którym popłynąłby do Polski prąd z budowanej Bałtyckiej Elektrowni Jądrowej. Pierwsze ustalenia zapadły najprawdopodobniej podczas rozmów wicepremierów Waldemara Pawlaka i Igora Sieczina przy okazji podpisywania kontraktu gazowego. Uruchomienie rosyjskiej elektrowni planowane jest na 2016 rok (drugi blok ma ruszyć w 2018). Most byłby wspólnym przedsięwzięciem operatorów Inter RAO (Rosja) i PSE Operator (Polska). Jego budowa pochłonęłaby kilkaset milionów złotych, do której to sumy należy dołożyć jeszcze inwestycje infrastrukturalne po polskiej stronie, przy czym koszt 1 km nowej linii oscylowałby w okolicach miliona euro i byłby to już wyłączny wydatek polskiego operatora.
Jednocześnie warto zwrócić uwagę, że do takiego projektu najprawdopodobniej nie dołoży się Unia Europejska, preferująca budowę połączeń energetycznych pomiędzy krajami wspólnoty. Warto w tym miejscu przypomnieć, że pierwotnie planowany był most energetyczny Alytus-Ełk, którym mieliśmy sprowadzać prąd z litewskiej elektrowni Visaginas mającej powstać w miejsce zamkniętej Ignaliny. Dodajmy, że taka polsko-litewska inwestycja miała wszelkie dane po temu, by uzyskać finansowe wsparcie Unii.
Dla Rosjan takie rozwiązanie było bardzo niewygodne, stawiało bowiem pod znakiem zapytania opłacalność Bałtyckiej Elektrowni Jądrowej budowanej głównie z myślą o eksporcie energii – do krajów bałtyckich, Polski i Białorusi. Rozpoczęła więc intensywny lobbing, mający wyeliminować Visaginas z gry i właśnie widzimy pierwsze konkretne skutki. O moście energetycznym z Litwą zrobiło się cicho, natomiast kilka dni temu szef Polskiej Grupy Energetycznej, Tomasz Zadroga, stwierdził że „Polska będzie kupować prąd od Rosjan”. Dodam, że jest to kwestia najbliższej przyszłości – rosyjski prąd popłynie bowiem do Polski, gdy tylko ruszy kaliningradzka elektrownia – czyli już za 5 lat. W tej chwili trwają negocjacje.
II. Tempo!
Zwróćmy uwagę na oszałamiające tempo: pierwsze rozmowy między Pawlakiem a Sieczinem odbyły się przy okazji podpisania umowy gazowej z Rosją (29.10.2010). O pracach analitycznych nad mostem energetycznym dowiedzieliśmy się w listopadzie 2010 przy czym prezes PSE Operator Henryk Majchrzak twierdził, że prace potrwają około roku, zaś cytowana przez „Rzeczpospolitą” wypowiedź („Byłoby grzechem zaniedbania, gdybyśmy nie wykonali analiz tej linii” ) sugerowała, że nic nie jest przesądzone - taka analiza "na wszelki wypadek"... Tymczasem już w lutym 2011 dowiadujemy się , że między Inter RAO a PGE i PSE Operator toczone są rozmowy odnośnie importu rosyjskiego prądu – padają wstępne liczby: 1000 MW, czyli ok. 8% rocznego zapotrzebowania Polski. Teraz prezes PGE przyznaje, że te rozmowy to już regularne negocjacje a kwestia importu jest przesądzona. Przypomnijmy, że prace studyjne nad mostem zakończą się dopiero jesienią, a już zapadła polityczna decyzja o imporcie (PSE Operator podlega Ministrowi Gospodarki, czyli W. Pawlakowi, temu samemu, który rozmawiał z Sieczinem i „negocjował” kontrakt gazowy). Jedyna korekta realizowanego z żelazną konsekwencją scenariusza to zamiana polskiej końcówki mostu z Olsztyna na Elbląg.
Osobną kwestią jest pośpiech z jakim Rosjanie realizują swoją atomową inwestycję przy naszej granicy – powstaje uzasadniona obawa, czy wybudowana w takim tempie elektrownia będzie w pełni bezpieczna zważywszy na przysłowiowy rosyjski „bardak”...
III. Prognozy, obawy...
Teraz pozwolę sobie na kilka spekulacji. Otóż podejrzewam, że o finale negocjacji dowiemy się jak zwykle, gdy będzie już za późno, prorządowe media nie drążą bowiem sprawy, zadowalając się krótkimi notkami w rubrykach gospodarczych. Powtarza się tu scenariusz z negocjacji gazowych – temat o kapitalnym znaczeniu dla Polski spychany jest na daleki plan i wypłynie zapewne dopiero wtedy, gdy wszystko będzie już postanowione. Ta opieszałość dotyczy również opozycji – przypominam, że „w temacie” gazowym PiS ocknął się tuż przed finałem rozmów, podobnie może być z kwestią importu energii elektrycznej – tymczasem trzeba krzyczeć teraz, bo za kilka miesięcy może być już za późno.
Kolejna obawa, którą pragnę się na zakończenie podzielić, dotyczy skali importu – sądzę, że podobnie jak w przypadku gazu Rosja zechce nas napchać swoim prądem po gardło, tak by ostatecznie wyeliminować z gry litewską Visaginę, a może nawet nasz Żarnowiec. Innymi słowy, może to być znacznie więcej niż 1000 MW i 8% naszego zapotrzebowania o którym na razie mowa, zaś Rosja zechce zapewne osiągnąć status wyłącznego eksportera na naszym rynku. Jak to przełoży się na ceny energii? Przypominam, że gaz z Rosji miał być „tani” a jeśli w negocjacjach maczają palce „specjaliści” od Pawlaka...
I wreszcie – czy naprawdę nie jesteśmy w stanie poczekać czterech-sześciu lat dłużej, do zakończenia budowy elektrowni w Visaginas (rok 2020) i w Żarnowcu (rok 2022), a póki co sprowadzać brakujący prąd z innych kierunków, albo zainwestować chociażby w modernizację połączenia z ukraińską elektrownią „Chmielnicki”? A co z mającymi ponoć powstać elektrowniami gazowymi?
W paru notkach (np. TU i TU) wysnułem „spiskową” teorię, że Rosja zapragnie odbić sobie na innych polach to co utraciła przy okazji negocjacji gazowych na skutek wmieszania się w ostatniej chwili Komisji Europejskiej. Import prądu z Kaliningradu wygląda na część tej „rekompensaty”, zaś Kreml uzyska kolejne narzędzie nacisku – do groźby zakręcenia gazowego kurka dojdzie atomowy „pstryczek-elektryczek”.
Gadający Grzyb
ilustracja: „Rzeczpospolita”
Bardzo ciekawie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń