Jedyną różnicą między naszymi ober-narodowcami a lewactwem jest tradycjonalizm. We wszystkich pozostałych kwestiach mogliby śmiało podać sobie ręce.
I. Lewak i ober-narodowiec w jednym stali domu...
Jest coś, co nieodmiennie wyprowadza z równowagi pewien specyficzny rodzaj „ober-narodowców”, którzy probierzem prawicowości i patriotyzmu uczynili kliniczne żydożerstwo. Tym czymś jest zestawienie głoszonych przez nich haseł z retoryką charakterystyczną dla współczesnego i historycznego lewactwa. Można powiedzieć, że oba nurty światopoglądowe doszły do takiej skrajności, że koniec końców zeszły się z drugiej strony.
Podobne są nawet stroje maskujące zakładane przez naszych milusińskich by uniknąć łatki antysemityzmu. Lewica operuje pojęciem „antyizraelizmu”, zaś środowiska narodowe deklarują swój sprzeciw wobec „ideologii syjonistycznej”, następnie zaś i jedni i drudzy wrzucają do tych worków wszelkie antysemickie stereotypy znane od czasów Karola Marksa (żydożercze dziecię rabina), czy „Protokołów Mędrców Syjonu”. Tu uwaga porządkująca - znam różnicę pojęciową między „Żydem” pisanym z wielkiej, a „żydem” pisanym z małej litery. W tekście, żeby nie mieszać, będę pisał „Żyd” w znaczeniu osoby narodowości żydowskiej – tak wyznania mojżeszowego, jak i bezwyznaniowej.
II. Protokół zbieżności
A oto skrócony katalog podobieństw.
1) Wrogi stosunek do Izraela.
Naszych misiów z lewicy i z prawicy łączy obsesyjnie nienawistny stosunek do Izraela. Dla jednych i drugich jest to państwo ludobójcze, bandyckie, terrorystyczne, pozostające głównym zagrożeniem dla światowego pokoju. A że jest to kraj boksujący w permanentnym okrążeniu, otoczony wrogim arabskim żywiołem, który to żywioł po załatwieniu wiążącego islamskie siły Izraela rzuci się do gardeł Zachodowi w imię światowego kalifatu? To nieistotne, grunt, że robią kuku Żydom. Ten „antyizraelizm” pozostaje wiecznie żywym pokłosiem Zimnej Wojny – nienawiść do sprzymierzonego z USA Izraela stanowi swoistą pochodną wspieranego z Kremla antyamerykanizmu.
2) Antyamerykanizm.
Dla lewaków i „ober-narodowców” USA to diabeł wcielony: imperialiści, wyzyskiwacze, rozsadnik militaryzmu, matecznik spekulantów, kapitalizmu korporacyjnego i generalnie źródło wszelkiego zła. Na dodatek, powiadają, Ameryką rządzą Żydzi, stąd z upodobaniem stosowana nazwa „USrael”. Czym byłby świat, bez Ameryki i jej decydującego wkładu w rozgromienie sowietów, którego elementem było w globalnej rozgrywce poparcie dla Izraela? Ależ to właśnie główna wina Stanów, wina niewybaczalna.
Co ciekawe, tak lewacy, jak i „ober-narodowcy” zgodnie nienawidzą Republikanów, o wiele łagodniej traktując Demokratów. Czyli: Ameryka być zła, ale jeżeli już musi istnieć, to niech przynajmniej będzie słaba gospodarczo, bardziej „socjalna”, mniej patriotyczna i religijna, a także bardziej „konstruktywna” wobec Rosji i świata arabskiego...
3) Sympatia dla islamskiego terroryzmu.
Wysadzający się w autobusie pełnym niewinnych cywilów, podkładający bomby w metrze czy rozpieprzający się samolotem o wieżowiec fanatycy mogą liczyć na usprawiedliwienie i sympatię zarówno ze strony lewaków w arafatkach jak i naszych „prawicowców”. W ich optyce są to wolnościowi bojownicy przeciw amerykańsko-syjonistycznemu imperializmowi, pokrzywdzone ofiary procesów dziejowych, powstańcy uderzający w swych oprawców. Furda islamistyczna ideologia światowego jihadu, furda niewinne ofiary.
Przy okazji, obserwujemy tu interesujące sprzeczności narracyjne: raz bowiem nasi arabofile mówią o słusznej walce swych ulubieńców, by za moment, niemal na jednym oddechu, gardłować o spiskach CIA i Mossadu stojących za zamachami. Raz twierdzą, że terroryzm to imperialistyczna/syjonistyczna propaganda, by za moment twierdzić że terroryści są tak naprawdę na żołdzie Żydów i Amerykanów, a na koniec na wyprzódki bronić zindoktrynowanego popaprańca z bombą za pazuchą. I nic im się tu nie kłóci. Na koniec wreszcie – uzależniają stosunek do arabskiej „wiosny ludów” od tego, czy ruchawki wymierzone są w satrapów przyjaznych Ameryce i utrzymujących poprawne stosunki z Izraelem („zły” Mubarak, „dobre” Bractwo Muzułmańskie), czy przeciwnie („dobry” Kadafi - „źli” opłacani przez Zachód powstańcy).
4) Prorosyjskość.
U lewactwa obciążenie wręcz genetyczne, sięgające do Woltera i czasów Oświecenia, współcześnie wywodzące się z kremlowskiego sponsoringu i agentury z okresu Zimnej Wojny. Każe to przemilczać bandycki charakter rosyjskiego państwa, ludobójstwo w Czeczenii, czy wyrozumiale podchodzić do najazdu na Gruzję, tym bardziej, że Saakaszwili w odbiorze lewaków jest marionetką amerykańskich „imperialistów” i – dodają nasi narodowcy – Izraela. Tę prorosyjskość połączoną z silną żydofobią i nieufnością do „przeżartego judaizmem” Zachodu wyraźnie widać u naszych „ober-narodowców”.
Jeśli prześledzić ich przekaz, to okazuje się, że zawsze biorą stronę Kremla, nie wyłączając katastrofy smoleńskiej do której mieli doprowadzić „USrael” i Żydzi. NATO? Stany Zjednoczone nas „zwasalizują”. Tarcza antyrakietowa? Rozdrażnimy niepotrzebnie Rosję... Polityka jagiellońska? Wkraczamy w rosyjską strefę wpływów, pogrzebiemy szanse na współpracę. Dysydenci? A kto za nimi stoi – czy aby nie „USrael”? Na podobnej zasadzie „ober-narodowcy” każdorazowo angażują się w obronę przyjaznych Kremlowi i antyzachodnich reżimów, zaś każde działanie niewygodne dla Rosji określają mianem „awanturnictwa”.
Swoją drogą, to nawet logiczne – jeśli zważyć, że ci „patrioci” nie są politycznymi prawnukami Dmowskiego, na którego tak często lubią się powoływać, lecz spadkobiercami zwasalizowanego przez komunę PAX-u i „narodowych komunistów” z postmoczarowskiego ZP„Grunwald” - to nic dziwnego, że wskazywać zagrożeń płynących ze wschodu nie lzia...
5) Alterglobalizm.
Kolejne poletko na którym lewactwo i nasi „ober-narodowcy” orzą ramię w ramię. Kryzysowi winni są drapieżni, żydowscy spekulanci, którzy chcą z jakichś powodów zniszczyć świat w którym całkiem zyskownie funkcjonują. Wszystkim rządzi międzynarodówka spekulantów i „banksterów”. Gospodarka światowa pozostaje w rękach międzynarodowych korporacji, wyzyskiwaczy, których macki sięgają wszędzie. Kto tak diagnozuje rzeczywistość – alterglobalistyczni zadymiarze, czy nasza wielce narodowa „prawica”? Jedni i drudzy. Powiedzieć im, że kryzysowi winne są nieodpowiedzialne rządy zadłużające kraje ponad miarę, w imię „dojutrkowej” polityki utrzymywania „państwa dobrobytu” na które Zachodu już dawno nie stać, oraz nieodpowiedzialni i zdziecinniali wyborcy przekonani, że wszystko im się należy – to wygłosić herezję. Kłóci się to bowiem z wizerunkiem nosatego „bankstera” na workach ze złotem rodem bodaj z XIX-wiecznych jeszcze karykatur.
Świat od zawsze jest polem ścierania się różnych układów, sitw, koterii starających się wyrwać dla siebie kawał ścierwa. Jednak te spekulacyjne hieny nie chapnęły by ani grosika, gdyby rządy wybrane przez ogłupiałe od dobrobytu społeczeństwa nie uciekały przed kryzysem w kolejne pożyczki, nie dotowały ze strachu o własne tyłki padających instytucji finansowych i nie zasypywały wirtualnym pieniądzem krachu, co nawiasem mówiąc, guzik pomaga.
Ale proszę to wytłumaczyć gościom w arafatkach lub zapiętym pod szyję narodowcom – oni mają założone okulary z żydowskim „banksterem” i nie zdziwiłbym się, gdyby w końcu umówili się w jakimś Davos na wspólną zadymę.
III. Narodowo-lewacki uścisk dłoni
Niejeden „ober-narodowiec” zachłyśnie się oburzeniem: to podobieństwa pozorne, my wywodzimy nasze przekonania z całkiem innych źródeł! Po pierwsze - w praktyce jest to bez znaczenia; po drugie zaś – ta różnica w źródłach przekonań jak się przyjrzeć, okazuje się mocno problematyczna, co opisałem onegdaj w notce „Na czerwonym rowerku”, proszę sprawdzić.
Podsumowując, jak się dobrze przyjrzeć, to jedyną różnicą między naszymi ober-narodowcami a lewactwem jest podejście do zagadnień obyczajowo-religijnych. Tu nasi „narodowcy” są tradycjonalistami w przeciwieństwie do postępackich lewaków. Ale to jest jedyna różnica. We wszystkich pozostałych kwestiach przedstawiciele na pozór tak odległych obozów mogliby śmiało podać sobie ręce.
Gadający Grzyb
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz