Obawiam się, że po odejściu Jana Pawła II wracają czasy opisane przez Józefa Mackiewicza w pamiętnym „Watykanie w cieniu Czerwonej Gwiazdy”
I. Głosowanie „bez skreśleń”
Jak zapewne Państwo wiedzą, uchwałę o podpisaniu Wspólnego Orędzia do narodów polskiego i rosyjskiego, Konferencja Episkopatu Polski przyjęła jednogłośnie – zero przeciw, nikt nawet nie wstrzymał się od głosu. Czyżby wszyscy hierarchowie byli takimi entuzjastami hecy „pojednania” do której dojdzie za kilka dni? Nie sądzę, ta jednomyślność musi mieć jakieś drugie dno. Gryzłem się tym jakiś czas, aż przypomniałem sobie, że gdzieś wyczytałem (przepraszam, już nie pamiętam gdzie konkretnie), iż inicjatywa abp. Michalika cieszy się ogromnym poparciem w Watykanie – kibicuje jej ponoć sam Benedykt XVI. Jeśli tak jest w rzeczywistości, wyjaśniałoby to zarówno zastanawiającą aklamację Episkopatu, jak i determinację w przepychaniu „pojednania” kolanem, wbrew wszystkiemu, ze zdrowym rozsądkiem na czele.
I tutaj zaświtała mi bluźniercza myśl. Otóż, Niemcy od dłuższego czasu zacieśniają strategiczne partnerstwo z Rosją - na wszystkich możliwych polach. Benedykt XVI jest Niemcem. Czyżby postanowił „ekumenicznie” wspomóc „vaterland” dokładając cegiełkę pojednania religijnego? Hm, może nie aż tak wprost – pamiętajmy, że papież, jak każdy przywódca, ma grono współpracowników, z których każdy byłby rad nakręcić politykę zagraniczną Watykanu wedle swego zegarka. Niemniej, zważywszy iż rosyjska Cerkiew pod rządami Cyryla I (agenta KGB ps. „Michajłow”) jest w zasadzie religijno-ideologiczną przybudówką Kremla i „demokratury” Putina, taki gest otworzyłby nowe perspektywy na linii Watykan-Moskwa. Tym bardziej, iż jawić się to może jako kontynuacja starań Jana Pawła II - by słowa o dwóch płucach Europy: zachodnim i wschodnim oblekły się w konkret. Na to mogą nakładać się jakieś zadry w sumieniu Benedykta związane z niemiecką odpowiedzialnością za II Wojnę Światową, tudzież epizodem w Hitlerjugend i związana z tym potrzeba ekspiacji wobec Rosjan.
Nie zapominajmy również o całej historii zabiegów strony polskiej, których zwieńczeniem będzie „Orędzie”, rozpoczętych tuż po wizycie Putina w Polsce 2009 roku, a zintensyfikowanych po Smoleńsku. W owych zabiegach nader czynnym uczestnikiem był z ramienia Sikorskiego esbecki agent „Orsom” - Tomasz Turowski, wyznaczony do kontaktów z rosyjskim kościołem prawosławnym. Niewykluczone, iż Watykan zwietrzył tu szansę - mógł sprząc swe zakulisowe wysiłki z dyplomacją polskiego rządu i wysłać do naszego episkopatu czytelny sygnał, jakie ma w związku z tym oczekiwania od polskich biskupów. Czyżby tu tkwiła przyczyna tego jednomyślnego „głosowania bez skreśleń" Konferencji Episkopatu Polski? W takim ujęciu, polsko–rosyjskie „orędzie" pełniłoby rolę balonu próbnego/doświadczalnego poligonu przed dalszymi krokami zbliżenia Watykanu z Moskwą. I wszystko to jest bardzo elegancko wykonywane rękami polskiego Kościoła.
II. Arcyboleśnie proste pojednanie
To oczywiście tylko taka moja hipoteza, z konieczności bardziej oparta na dedukcji, niż faktograficznych podstawach, bowiem poruszamy się tutaj w sferze cienia, domysłów, przypuszczeń – polityka informacyjna Kościoła jest tradycyjnie nad wyraz oszczędna. Jednak, o ile rekonstruuję trafnie polityczną rozgrywkę, która się odbywa gdzieś za kotarą, to nagle wywiad abp. Michalika dla KAI z radykalnym odcięciem się od kwestii Smoleńska i cielęcymi zachwytami nad patriarchą Cyrylem zaczyna jawić się w nowym świetle. Jeśli z Watykanu przyszło polecenie „jednać się!”, to Smoleńsk faktycznie mógł tu stanowić nie lada problem, zatem przeniesienie tej tragedii na półkę z „symbolami” staje się zrozumiałe.
W ogóle, gdy wywiad abp. Michalika oskrobać z tej całej okrągłej, „biskupiej mowy”, to jego przesłanie robi się, mówiąc klasykiem, „arcyboleśnie proste”. Z jakichś względów, o których postronni nie muszą wiedzieć, obraliśmy twardy kurs na „pojednanie” z Cerkwią (a więc i z Moskwą) i nic nie zawróci nas z tej drogi – ani skandal wokół Smoleńska i śledztwa, ani czekistowskie uwikłania tamtejszej hierarchii. Zaś każdy głos krytyki, czy choćby umiarkowanego sceptycyzmu zostanie napiętnowany jako oszołomstwo.
Jak zaraz dało się zauważyć, postawa taka spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem dwóch na pozór odległych od siebie środowisk – salonowszczyzny z przewodnią rolą „Gazety Wyborczej”, oraz mniej wpływowej, ale niezmiennie prorosyjskiej i panslawistycznej „endokomuny”. Ostatni raz tak zgodne współbrzmienie miało miejsce chyba przy okazji sprawy ingresu bp Wielgusa (TW „Grey”). Oba towarzystwa nie mogą wprost wyjść z zachwytu, jaki to druzgoczący cios abp. Michalik zadał PiS-owi, Macierewiczowi i „sekcie smoleńskiej” - no, skoro tak, to zrozumiałe, że katolicko-cerkiewne „pojednanie” z miejsca stało się ich konikiem i jutrzenką świetlanej przyszłości.
Jeszcze jedno zwróciło moją uwagę – mianowicie, w kontekście „Orędzia” nie przywołuje się (a jeśli już, to marginalnie) postaci Jana Pawła II, który niemal do kresu swych dni starał się o jakąś formę zbliżenia z rosyjskim prawosławiem, a niemożność udania się z pielgrzymką do Rosji była dlań niezwykle bolesna. W wywiadzie dla KAI abp. Michalik wspomina o Papieżu tylko w kontekście... wspólnych elementów nauczania JP II i Cyryla-„Michajłowa”. Przypuszczam, iż to pominięcie jest świadome – czekistowskiej Cerkwi i jej kremlowskiemu zwierzchnikowi trudno byłoby przełknąć „pojednanie” pod auspicjami jednego z duchowych i politycznych pogromców komunizmu – wszak ONI upadek Sowietów odbierają w kategoriach upokorzenia imperialnej „Wielkiej Rosji”.
Jednakże, może to i lepiej. Odnoszę wrażenie, że Papież nie przeszedłby tak gładko do porządku dziennego zarówno nad historycznym, jak i smoleńskim kontekstem czekającego nas wydarzenia („pojednanie nie może być mniej głębokie niż sam rozłam. Tęsknota za pojednaniem i ono samo będą w takiej mierze pełne i skuteczne, w jakiej zdołają uleczyć ową pierwotną ranę, będącą źródłem wszystkich innych, czyli grzech” - Adhortacja Apostolska „Reconciliatio et Paenitentia”).
III. Watykan znów „w cieniu Czerwonej Gwiazdy”?
W takich chwilach widać jak bardzo brakuje postaci formatu Jana Pawła II, czy prymasa Wyszyńskiego z ich doświadczeniem lat komunizmu i uwrażliwieniem na Sowiety (czy, jak obecnie, reżim czekistów). Oni mieli bowiem w sobie ten wewnętrzny kompas, który mówił im do jakiej granicy można ustąpić, kiedy zaś powiedzieć twardo „non possumus”. Ludzie Zachodu tego wyczucia nie mają, bo brak im osobistej praktyki funkcjonowania pod ruskim butem i knutem. I nawet bycie wieloletnim współpracownikiem Jana Pawła II nie wystarcza. Im Rosja zawsze będzie się jawiła jako może trochę groźny i egzotyczny kraj, w którym jednakże też żyją „dobrzy ludzie”. I do głowy im nie przyjdzie zapytać jak to jest, że ci „dobrzy ludzie”, nie zważając na własne upodlenie, gotowi są wielbić i popierać najbardziej krwawych tyranów, byle owi satrapowie czynili Rosję "wielką".
Ale, jeśli chodzi o ludzi Zachodu można tę ignorancję do pewnego stopnia zrozumieć. Nie można natomiast podejść z pobłażaniem do sytuacji, w której podobne stanowisko zaczynają prezentować nasi hierarchowie – krew z krwi i kość z kości polskiego narodu, którym tego czym jest Rosja pod rządami towarzyszy czekistów nie trzeba tłumaczyć. I o to mam pretensję do abp. Michalika i reszty Episkopatu – że poszli bezrefleksyjnie na lep „pojednania”, lub równie bezrefleksyjnie wzięli się za wypełnianie oczekiwań Watykanu w tej materii, nie próbując skorygować tej linii – nawet jeśli oznaczałoby to wejście w zwarcie z wpływowymi kurialistami, lub samym papieżem. Taki prymas Wyszyński nie wahał się, gdy było trzeba, wchodzić w konflikt z abp. Casarolim i naprostowywać politykę Watykanu wobec komuny, nawet gdy oznaczało to zmarszczenie brwi u Pawła VI.
Brakuje dziś takich postaci, odnoszę bowiem wrażenie, iż Stolica Apostolska wraca w koleiny swej dawnej polityki wschodniej z lat 60- i 70-, z całym bagażem złudzeń, naiwności, błędnych kalkulacji i – moskiewskiej agentury. Przecież chyba nie sądzimy, że ruskie aktywa osobowe w Watykanie zniknęły wraz z upadkiem ZSRS? Obawiam się, że po odejściu Jana Pawła II wracają czasy opisane przez Józefa Mackiewicza w pamiętnym „Watykanie w cieniu Czerwonej Gwiazdy” (do posłuchania w kolejnych audycjach Niepoprawnego Radia PL i w formie audiobooka - http://watykan-w-cieniu.4shared.com/ ). Może to mieć dla nas rozliczne negatywne konsekwencje – na przykład, gdy Cerkiew na polecenie Kremla uzna za stosowne wszcząć w Polsce jakąś waśń, grając prawosławną mniejszością, tudzież szantażując nas zerwaniem „dialogu” i „drogi pojednania” – na analogicznej zasadzie, jak Niemcy grają Ruchem Autonomii Śląska – marginalną organizacją, która w jakiś tajemniczy sposób zyskała znaczenie zupełnie nieproporcjonalne do swego społecznego zaplecza. Kremlowscy szachiści mają takie zagrania w małym palcu.
Podsumowując, cienko to widzę. Nawet jeśli w „Orędziu” nie znajdzie się nic szczególnego, to rozliczne konsekwencje tego aktu mogą w przyszłości grać na naszą niekorzyść. Przede wszystkim zaś obawiam się sprowadzenia Polski i polskiego Kościoła do roli poligonu doświadczalnego watykańskiego ekumenizmu. Między innymi dlatego, że to my poniesiemy wszelkie związane z taką funkcją koszta – jak to już było niegdyś z „przedmurzem chrześcijaństwa” - natomiast ewentualne korzyści są nader iluzoryczne.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Na podobny temat: http://niepoprawni.pl/blog/287/pojednanie-z-zywa-cerkwia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz