Prof. Kleiber o rządzie fachowców „nic nie wie”. Ale czy koniecznie musi „wiedzieć” zawczasu takie rzeczy?
I. Co musi „wiedzieć” profesor Kleiber?
Weekend minął pod znakiem medialnej „wrzutki” Palikota dotyczącej konstruktywnego wotum nieufności wobec rządu Tuska i powołania „apolitycznego gabinetu fachowców” pod przewodnictwem prof. Michała Kleibera. Wprawdzie, wg „Rzeczpospolitej” sam profesor twierdzi, iż nic na ten temat „nie wie” i „nikt z nim nie rozmawiał”, ale bądźmy szczerzy – czy może stanowić to jakąkolwiek przeszkodę? Czy pan Kleiber, mimo tego iż jest profesorem, musi „wiedzieć” wszystko? Naturalnie, że nie musi. Zatem na tym etapie z pewnością uznano, że wiedza o tym, iż będzie „apolitycznym premierem” nie jest mu do niczego potrzebna. No bo po co panu profesorowi Kleiberowi „wiedzieć” zawczasu takie rzeczy? O tym, że będzie „apolitycznym premierem” pan profesor „dowie się” we właściwym momencie. I wtedy, naturalnie, ktoś kompetentny w kreowaniu „gabinetu apolitycznych fachowców” z panem profesorem „porozmawia”. Jak sądzę, uczynią to te same osoby i „czynniki”, które onegdaj zakomunikowały premierowi Tuskowi, iż jednak nie będzie kandydował na urząd prezydenta RP, tylko pozostanie na powierzonym mu odcinku politycznego zderzaka i strażnika interesów Obozu Beneficjentów i Utrwalaczy III RP oraz sprawującej nad Polską nadzór właścicielski Niewidzialnej Ręki.
To znaczy, wszystko zapewne przebiegłoby w ten sposób, gdyby Palikot w pogoni za chwilą rozgłosu nie chlapnął tego, co pewnie usłyszał na jakiejś naradzie. Albo – to inna ewentualność - jego patron, generał Dukaczewski, w chwili niepojętego roztargnienia „głośno myślał” w obecności swego podopiecznego rozpatrując różne warianty awaryjne, zaś Palikot rozumiejąc powinność swej służby zaraz poleciał z tym balonem próbnym do mediów.
II. Rezerwy kadrowe
Swoją drogą, to nic nowego, pamiętamy bowiem już podobny „apolityczny gabinet” pod przewodnictwem pana profesora Belki, kiedy to po kryzysie wywołanym aferą Rywina i kompromitacji rządu Millera, „razwiedka” musiała przejść na „sterowanie ręczne”, jak opisuje tamtą sytuację redaktor Michalkiewicz. W obu tych rządach profesor Kleiber pełnił funkcję ministra zajmującego się różnymi naukowymi historiami, następnie zaś został zagospodarowany przez Kancelarię Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, tak więc pan profesor jako „apolityczny fachowiec” został już sprawdzony w warunkach bojowych i to na kilku frontach, naturalne zatem iż trafił do szerokiej rezerwy kadrowej zasobów ludzkich III RP.
Takie rezerwy to cenna rzecz, albowiem wiadomo, że to „kadry decydują o wszystkim”, którą to stalinowską spiżową mądrość sprawująca właścicielski nadzór Niewidzialna Ręka przyswoiła sobie gruntownie i stosuje z powodzeniem od ponad dwóch dekad. Nic więc dziwnego, że warto mieć zawsze w zapasie jakiś „rząd apolitycznych fachowców”, który można objawić światu na stosownym etapie, na przykład gdy polityczne zderzaki osłaniające interesy Obozu Beneficjentów i Utrwalaczy III RP strzaskają się na amen, niczym gabinet Leszka Millera, który poległ na skutek frakcyjnych utarczek polityczno-biznesowych „elit”, którą to wojenkę znamy jako „aferę Rywina”.
Obecnie zarysowują się podobne warunki na skutek sprawy Amber Gold, która dziwnym trafem, w przeciwieństwie do afery hazardowej, okazuje się być jakoś „niezamiatywalna” i tylko możemy się domyślać jakie buldogi żrą się przy tej okazji pod dywanem. Jeśli powstanie komisja sejmowa, a nie jest to wykluczone, ba – nie jest wykluczone nawet to, że będzie miała potencjał równy tej rywinowskiej, bo akurat komuś będzie zależało, by nie stosowano w niej manewrów „na Sekułę”, to rząd Tuska może skończyć tak jak rząd Millera i stąd uaktywniona właśnie troska o to, by mieć wariant awaryjny w postaci rządu Belki-bis z premierem Kleiberem na szpicy.
III. Ryzykowny manewr
Co ciekawe, sam profesor Kleiber w zasadzie nie mówi „nie”, ma jedynie zastrzeżenia co do formy w jakiej został „wysunięty z ramienia” przez Penisorękiego, no i zgłasza zapotrzebowanie na stabilną, sejmową większość. Tak więc nic nie jest jeszcze przesądzone, albowiem, jeśli zajdzie paląca potrzeba, to taką większość zorganizuje się w trymiga, jakiż to problem? Wyodrębni się z PO frakcje „konserwatystów” i „liberałów”, przeprowadzi „odnowę” - co zostało z powodzeniem przetestowane w 2004 roku przy okazji „rozłamu” w SLD, na skutek czego z Sojuszu wypączkowała SDPL - i „większość” będzie jak ta lala.
Niemniej, taki manewr obciążony jest pewnym ryzykiem, pamiętamy bowiem, iż nawet rząd Belki nie zapobiegł podwójnemu zwycięstwu wyborczemu PiS w 2005 roku, które zapoczątkowało dwulecie wspominane przez elity III RP po dziś dzień z ciarkami na plecach. Dlatego też wymyślono sprytny trick, by w poparcie dla rządu Kleibera wmanewrować właśnie Prawo i Sprawiedliwość, dzięki czemu będzie można obarczyć Jarosława Kaczyńskiego wraz z jego partią wszelkimi spodziewanymi plagami, które mają spaść na Polskę w przewidywalnej przyszłości, a część z nich już zaczyna dawać się we znaki, tylko medialny matrix chwilowo jeszcze ich nie pokazuje w myśl zasady „co z oczu, to z serca”. No, ale gdyby PiS dał się jednak w poparcie dla „konstruktywnego wotum” jednak wmanewrować, to zaczną pokazywać – wajcha zostanie przestawiona, spokojna głowa.
Pozostaje nadzieja, że Jarosław Kaczyński jest za cwanym politycznym wróblem, by dał się posadzić na tak nieświeże końskie g... i PiS pozostanie jednak przy pomyśle własnego votum nieufności połączonego z jesienną „ofensywą legislacyjną”, które to inicjatywy (nie wróżę im zresztą powodzenia, ale o tym innym razem) konkurencja stara się zawczasu utrącić i zdezawuować wrzutkami pokroju „afery” z wydatkami na ochronę prezesa, czy omawianym tu „balonem próbnym” z Kleiberem właśnie.
IV. Nie ten etap
No, ale coś mi mówi, że póki co sprawa z „apolitycznym gabinetem” - przynajmniej na razie - rozejdzie się po kościach. Konkretnie, to nie „coś”, ale „ktoś” to mówi, mianowicie sama diwa salonowej publicystyki, czyli Janina Paradowska na swym blogu, który warto śledzić, jeśli chce się wiedzieć jaka linia obowiązuje na danym etapie. Otóż, na etapie obecnym obowiązuje linia taka, iż ten cały „rząd fachowców” jest – uwaga! - propozycją „niepoważną” i „dziwacznie zakręconą”. Dziw nad dziwy, zważywszy na to, iż „rząd fachowców”, „apolitycznych” oczywiście, jest od zawsze fetyszem nad którym intelektualnie brandzlują się salonowe elity III RP, permanentnie zbrzydzone „polskim piekłem” i „brudną polityką”. Tymczasem, okazuje się, że jednak nie, sytuacja nie dojrzała, zaś potrzebą dnia dzisiejszego jest, by Palikot zaangażował się w pomoc ujaranej babci – Korze i jej równie ujaranej suczce Ramonie.
A zatem wygląda na to, że polityczny zderzak w postaci rządu Tuska nie strzaskał się jeszcze na amen i na etap kiedy to nagle „apolityczny gabinet fachowców” z „chodzącym w aureoli niespełnionego premiera” (określenie Paradowskiej) Michałem Kleiberem okaże się nagle pomysłem odpowiedzialnym, poważnym, konstruktywnym i propaństwowym, przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz