Zwróćmy uwagę, jaki to cudowny samograj: koncerny farmaceutyczne zarabiają dwa razy – raz na specyfikach antykoncepcyjnych, a drugi raz na lekach osłonowych.
Ponieważ dano mi na boku dyskretnie do zrozumienia, że takie moje notki jak ta ostatnia, w której opisuję publiczne targanie się po szczękach naszych prawicowych celebrytów i jasno mówię co o tym sądzę, są jątrzące, sypiące piach w tryby, wkładające kij w szprychy i generalnie robiące wbrew, to dziś dla odmiany napiszę tekst o d... Maryni. Zapamiętam sobie tę lekcję: oni mogą bez krępacji skakać sobie do gardeł, a my – blogerzy i komentatorzy - mamy im kibicować i broń Boże nie dawać wyrazu swemu zniesmaczeniu, bo jak „Wyborcza” opisze zadymę na prawicy, będzie to właśnie nasza wina. Paradne.
Jednocześnie zaznaczam, że niniejszego posta piszę z pozycji laika, który po prostu uważał w szkole na lekcjach biologii. Jeśli jest na sali ekspert, który uzna za stosowne skorygować moje przemyślenia, proszę się nie krępować.
I. Magiczne pigułki
A teraz do „adremu”. Oto ze wszelakich mediodajni jesteśmy atakowani reklamowym kontentem takiej oto treści, skierowanej do pań w wieku rozpłodowym: stosujecie, moje drogie, te piguły od niemania dzieci i to jest generalnie wielce okej, postępowe, słuszne i na czasie. Niestety, tak się niefortunnie składa, iż owe magiczne pigułki pozwalające na bezstresowe bzykanie wedle najnowszych zaleceń „Cosmopolitana”, mają trochę ubocznych skutków. Nie to, żeby było się czym przejmować – ot, jakaś nadżerka błony śluzowej, przybieranie na wadze, wahania nastroju czy obniżenie libido. Zwłaszcza to ostatnie jest dobre: bierzesz specyfik, który ma ci zapewnić komfort figo-fago bez obawy o poczęcie bachora – i faktycznie, tego bachora nie masz, bo po pigułce odechciewa ci się seksu, jak tej lasce z reklamy przedstawiającej wieczór panieński. Zabezpieczenie, rzekłbym, dwustuprocentowe.
Na szczęście, piękne Panie, specjalnie dla Was i Waszego samopoczucia nasz koncern opracował właśnie nową, cudowną pigułkę, którą należy łyknąć razem z tą od niemania dziatek i wszystkie problemy z głowy – znowu będzie Wam się chciało, antykoncepcja nie wyżre Wam intymnych śluzówek, przestaniecie histeryzować bez powodu i tyć jak kaszaloty. Czyż to nie cudowne? Wydacie parę złotych więcej na jakąś asekurellę i będzie gites teges. Zaiste, w szczęśliwych żyjemy czasach.
I pomyśleć, drodzy Czytelnicy, że jeszcze nie tak dawno każdy, kto choćby wspomniał o jakichkolwiek niepożądanych skutkach antykoncepcji był wyszydzany jako tkwiący w mrokach średniowiecza oszołom, moher, co to najchętniej zabroniłby ludziom radosnego chędożenia ilekroć zaswędzi i batożył szczęśliwych kopulantów różańcem. A w najlepszym razie proponował szklankę wody zamiast. Tymczasem – bach, i okazuje się, że to oszołomy miały jednak rację. Jak zawsze zresztą. Natomiast wyzwolone z przesądów kopulantki muszą łykać dodatkowe prochy by teraz już na pewno, ale to na pewno mogły barłożyć się bez zbędnych psychicznych obciążeń. Czyż to nie wspaniałe?
II. Rewolucja seksualna wymaga ofiar
A przecież, tak na zdrowy rozum, wystarczy chwilę pomyśleć. Wszak ta sławiona przez feministki jako narzędzie emancypacji pigułka antykoncepcyjna to potężna farmakologiczna bomba ładowana w organizm, mająca na celu zablokowanie jednej z podstawowych biologicznych funkcji kobiety, jaką jest rozrodczość. Innymi słowy, mamy do czynienia z rodzajem okresowej, farmakologicznej kastracji. To zwyczajnie nie może nie mieć skutków ubocznych – musi odbijać się na najróżniejsze sposoby.
I odbijało się na kolejnych pokoleniach kobiet – Bóg wie, ile z nich umarło na raka piersi, z milczącym błogosławieństwem siostrzyc od genderu i firm farmaceutycznych sypiących milionami na odpowiedni pijar i reklamę. Siostrzyce, finansowane przez przemysł antykoncepcyjno-aborcyjny milczały, gdyż tak naprawdę dobro kobiet miały i mają tam, gdzie Lenin miał dobro robotnika i chłopa. Dla tych antycywilizacyjnych fanatyczek pigułka była przede wszystkim jednym z instrumentów Zmiany - rozwalenia dotychczasowego „patriarchalnego” społecznego porządku, stojącego na drodze budowy Nowego Wspaniałego Świata. A że przy okazji umrze trochę kobiet? Trudno – rewolucja seksualna również wymaga ofiar.
III. Kastracyjny biznes
Co się zmieniło, że od jakiegoś czasu wolno już mówić o niepożądanych skutkach antykoncepcji hormonalnej? Ano, zmieniło się to, że wcześniej koncerny farmaceutyczne nie miały, albo nie chciały inwestować w leki osłonowe. Najpierw bowiem trzeba było oswoić w masowej percepcji ogłupionych społeczeństw Zachodu samą pigułkę. Mówienie o skutkach ubocznych zaraz na starcie byłoby biznesowym samobójstwem. Natomiast obecnie, gdy wyzwolone, lajfstajlowo-feministyczne idiotki z pulpą kolorowych gazet zamiast mózgów nie wyobrażają sobie bez piguły życia, korzystnie jest delikatnie je postraszyć, by wydały dodatkowo trochę kasy na osłonę.
Zwróćmy uwagę, jaki to cudowny samograj: koncerny farmaceutyczne zarabiają dwa razy – raz na specyfikach antykoncepcyjnych, a drugi raz na lekach osłonowych, mających chronić przed niepożądanymi efektami tejże antykoncepcji. Może za chwilę wymyślą leki osłaniające osłonę – wszak kastracyjny biznes musi się kręcić.
Przy okazji, ciekaw jestem, kiedy zaczną nam wciskać preparaty niwelujące ryzyko nabawienia się raka jamy ustnej na skutek seksu oralnego, również zachwalanego przez postępowych, seksualnych indoktrynerów - poczynając od pisemek dla nastolatków, na kolorowych magazynach skończywszy. Jak bowiem kładzie się nam do głów, wzajemne lizanko ma nie tylko ubarwiać erotyczną rutynę sypialni, ale także stanowić seksualny ersatz na wypadek braku „zabezpieczenia” i gwarantować ominięcie negatywnych skutków przygodnych kontaktów z nieznajomymi partnerami.
No i okazuje się, że znowu seksualne oszołomy miały rację zalecając małżeńskie dymanko „po Bożemu”. Tak się bowiem składa, że na narządach płciowych lubi sobie wegetować wirus HPV, który jest zupełnie nieszkodliwy – dopóki nie przeniesie się w ramach francuskich igraszek do jamy ustnej. A gdy już się przeniesie, to gwałtownie rośnie ryzyko raka ślinianek, krtani, języka i co tam jeszcze jest w narażonych okolicach. Na razie o tym cisza, poza coming-outem aktora Michaela Douglasa, który wprost przyznał, że nabawił się nowotworu krtani od seksu oralnego właśnie. No i klops. „Szto dziełat'?” Robić dobrze chłopu przez prezerwatywę? Lizać damskiego lizaka przez celofan? A jak pęknie? Jednym słowem, bezstresowy „lajf” pogrążonych w hedonizmie społeczeństw Zachodu okazuje się być wciąż „brutal” oraz „full of zasadzkas”, co przed farmaceutycznym biznesem otwiera nowe perspektywy. Zażyj preparat na godzinę przed robieniem loda, a dla pewności proponujemy najnowszy lek osłonowy, który sprawi, że nie podziurawisz sobie żołądka. I hulaj dusza!
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz