niedziela, 21 maja 2017

TUSLA – Jugendamt po irlandzku

Mamy tu iście kafkowską atmosferę. Samotna jednostka, pozbawiona oparcia, szamocząca się w trybach wrogiej machiny sądowo-urzędniczej.


I. Zły dotyk

Rzadko zdarza mi się pisać teksty „interwencyjne”, ale o przypadku, który za chwilę opiszę, zwyczajnie nie można milczeć. Pamiętają Państwo zapewne debatę, która przetoczyła się przez media o działalności niemieckich Jugendamtów, zabierających pod byle pretekstem dzieci polskim rodzinom, prawda? Głośno było również o podobnej aktywności opieki socjalnej w Norwegii, zaś na naszym podwórku skandal wywołały orzeczenia sądów pozbawiające praw rodzicielskich z powodu kilku fruwających w kuchni muszek owocówek. Teraz okazuje się, że tego typu proceder funkcjonuje także w Irlandii. Schemat identyczny – odebranie dziecka bez powodu, a następnie rozpaczliwa szarpanina osamotnionego rodzica, pozostającego bez szans w konfrontacji z biurokratyczno-sądową machiną.

O historii pani Danuty dowiedziałem się od mojego irlandzkiego znajomego, który osobiście zaangażował się w sprawę i wciąż próbuje poruszyć niebo i ziemię. Rzecz wygląda następująco. Pani Danuta związała się z Irlandczykiem – człowiekiem po rozwodzie, którego syn z poprzedniego małżeństwa popełnił samobójstwo. Wkrótce okazało się, że partner ma skłonności do nadużywania alkoholu i agresji. Gdy pani Danuta zaszła w ciążę, jego siostra poradziła, by wyjechała do Polski urodzić dziecko. Niestety, nasza bohaterka nie skorzystała z tej porady – chłopczyk urodził się w Irlandii nabywając tym samym podwójne, irlandzko-polskie obywatelstwo, co będzie miało swoje konsekwencje na dalszym etapie wydarzeń. Koniec końców, nie mogąc znieść pijaństwa i przemocy, uciekła wraz z dzieckiem – ojciec zachował jednak prawo do widzeń z synem.

Prawdziwa gehenna zaczęła się od roku 2011, kiedy to chłopiec zaczął zdradzać objawy panicznego lęku przed kolejnymi widzeniami. Płacz, bóle głowy, brzucha, wymioty, moczenie się, myśli samobójcze – słowem, klasyczne objawy traumy i maltretowania. Okazało się, że w trakcie spotkań ojciec wykorzystywał dziecko seksualnie – podobnych czynów dopuszczał się również wobec dziecka przyjaciółki pani Danuty. Obie kobiety złożyły zawiadomienie na policję (Garda Síochána). Wszczęto dochodzenie, prawo do widzeń zostało wstrzymane... i wtedy zaczęły się dziać zadziwiające rzeczy.


II. Walka o dziecko

Najpierw irlandzka policja zaprzeczyła, jakoby przyjaciółka pani Danuty składała jakiekolwiek zeznania, następnie nie przyjęła zeznań od innego świadka. Pani Danucie odmówiono informacji o sygnaturze sprawy, nie otrzymała również żadnych dokumentów potwierdzających przekazanie postępowania prokuraturze. Co gorsza, po czterech miesiącach ojciec sobie tylko wiadomym sposobem odzyskał prawo do widzeń z synem. W międzyczasie do sprawy wmieszała się Agencja ds. Dzieci i Rodziny (TUSLA), stając jednoznacznie po stronie ojca. Wedle Agencji nie było przeciwwskazań do kontynuowania spotkań – pracownicy stwierdzili, bez żadnych merytorycznych podstaw, że... matka przekazała synowi własne traumy z dzieciństwa, zaś negatywne objawy psychosomatyczne są efektem... chronicznych zaparć u dziecka. Zignorowano opinie powołanych specjalistów – zarówno polskich, jak i irlandzkiego profesora psychiatrii, wedle których dziecko zdradza wszelkie symptomy osoby molestowanej seksualnie.

Skandaliczne twierdzenia pracowników socjalnych podzielił Sąd Okręgowy w Dublinie. W trakcie rozprawy sędzia obcesowo obsztorcował polskiego lekarza pediatrę wskazującego na ewidentne objawy molestowania, podważając jego kompetencje. Tu słowo wyjaśnienia odnośnie irlandzkiej procedury – tego typu sprawy „dla dobra dziecka” odbywają się „in camera” (z wyłączeniem jawności), zaś za złamanie tej reguły i upublicznienie informacji procesowych grozi odpowiedzialność karna, z więzieniem włącznie – stąd też w niniejszym artykule ze względu na bezpieczeństwo pani Danuty nie padają żadne nazwiska. W praktyce reguła „in camera” stwarza możliwość daleko idących nadużyć, dając sędziemu absolutną, uznaniową władzę nad postępowaniem i oceną materiału dowodowego z wyłączeniem jakiejkolwiek społecznej kontroli. Ostatecznie sąd odrzucając przedstawione opinie specjalistów, przychylił się do stanowiska TUSLA i postanowił o rocznym oddaniu syna do rodziny zastępczej, zarzucając matce konfabulowanie i „wyuczenie” syna opowieści o molestowaniu. Policja w asyście przedstawicielki TUSLA zabrała syna prosto ze szkoły - wszystko zaś w akompaniamencie pokrzykiwań na chłopca pracownicy socjalnej, by „przestał płakać”.


III. W kafkowskiej matni

Kolejnym bulwersującym aspektem wydarzeń jest brak jakiejkolwiek instytucjonalnej pomocy dla pani Danuty. Przyznani z urzędu prawnicy (łącznie przewinęło się ich bodaj dziewięciu) lekceważyli sprawę, nie podejmując żadnych działań – wszelkie zgromadzone dowody, opinie itd. są efektem samodzielnych starań bohaterki tekstu. Więcej – wszyscy de facto sabotowali walkę o dziecko, doradzając jej, by nie podważała „ustaleń” TUSLA. Prawnik wynajęty przez stowarzyszenie „pomagające” osobom w podobnej sytuacji, które za opłatą sporządziło dokumenty pozwalające odwołać się do wyższej instancji (High Court), najpierw nie stawiał się na rozprawy, później zaś zażądał 7 tys. euro honorarium, odmawiając wydania akt sprawy. Inni np. żądali 20-30 tys. euro sugerując, by poprosiła o wsparcie finansowe polskie władze, lub – to kolejny przypadek – doradzali wycofanie sprawy z High Court i podporządkowanie się TUSLA – a więc w istocie zaniechanie starań o odzyskanie syna.

Żaden z prawników nie podniósł wątku kryminalnego – czyli molestowania. Żaden również nie zgłosił sprawy do Ombudsmana Gardy (organu przyjmującego zażalenia na działalność policji). Wszyscy stanęli również po stronie TUSLA, próbującej wymusić na pani Danucie zgodę na tzw. „supervision order” - czyli ciągłe kontrole i najścia opieki społecznej oraz przyzwolenie na wizyty chłopca u ojca-pedofila. Co więcej, TUSLA przedstawiła w sądzie przypuszczalnie sfałszowany raport środowiskowy – wersja z 2016 r. znacząco różni się od tej z roku 2011. Podniesienie na rozprawie przez panią Danutę owych niezgodności miało wg niej być główną przyczyną odebrania jej dziecka – podważyła bowiem rzetelność rządowej agencji. Zblatowany z TUSLA sąd oczywiście nad machlojkami urzędników przeszedł do porządku dziennego. I kolejna rzecz – część sądowych decyzji zapadła, gdy sprawa była już w wyższej instancji, co jest drastycznym przykładem bezprawia.

Mamy tu iście kafkowską atmosferę. Samotna jednostka, pozbawiona oparcia, nie orientująca się w zawiłościach irlandzkiego systemu prawnego, wykorzystywana finansowo przez kolejnych adwokatów, traktowana jak osoba drugiej kategorii, szamocząca się w trybach wrogiej machiny sądowo-urzędniczej. A w tle dramat dziecka oddanego ojcu-zboczeńcowi, którego pierwszy syn zginął samobójczą śmiercią.

Nie popisały się również nasze służby dyplomatyczne, zwyczajnie umywając ręce i zostawiając panią Danutę (a przede wszystkim – dziecko) na pastwę losu. W konsulacie poradzono jej, by zbierała na swą sprawę datki w polskich kościołach (!). Nie udzielono jej żadnej porady prawnej, nie podjęto żadnych działań. Listy do ministra Ziobro i premier Beaty Szydło pozostały bez odpowiedzi. Interwencja u bawiących akurat z wizytą w Irlandii posłów ‘Kukiz'15’ Wojciecha Bakuna i Pawła Szramki z zespołu parlamentarnego „Dobro dziecka jako cel najwyższy” nic nie przyniosła, poza ogólnikową odpowiedzią, że „robią co mogą”, a sprawa jest skomplikowana ze względu na podwójne obywatelstwo chłopca.

Na początku lutego 2017 r. poinformowano panią Danutę, że od kwietnia dziecko znajdzie się pod „opieką” ojca, jej zaś będą przysługiwały widzenia raz na 6 tygodni. Tymczasem ojciec dziecka wytoczył matce sprawę o zakaz zbliżania się do jego domu...


*

PS. Wspomnianemu na wstępie znajomemu udało się zaangażować TVP1, która bodaj jako jedyna nie zbagatelizowała sprawy i nakręciła o losach pani Danuty reportaż pt. „Kocham cię jak Irlandię”, który widzowie mogli obejrzeć 11 maja w programie „Obserwator”.


Gadający Grzyb


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 20 (19-25.05.2017)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz