Globalnych oligarchów „rynek” nie dotyczy, bo to co widzimy jako „rynek” jest po prostu ich z góry uzgodnioną kreacją.
Jeżeli ktoś z Państwa zastanawiał się kiedyś, niczym bohater „Matrixa”, co z tym światem jest nie tak, to warto zwrócić uwagę na takie nazwiska, jak James Glattfelder, Francois Morin czy Ladislau Dowbor. Ten pierwszy jest naukowcem pracującym na uznawanej za najlepszą w Europie Politechnice Federalnej w Zurychu (ETH) i w 2012 r. opublikował przełomowe badania dotyczące funkcjonowania globalnej sieci korporacji. To wręcz niewiarygodne, że nikt wcześniej nie zajął się tym tematem. W każdym razie, zespół Glattfeldera wyodrębnił ze światowego wykazu zawierającego 37 mln. przedsiębiorstw 43 tys. największych światowych grup kapitałowych i szczegółowo przeanalizował zachodzące między nimi współzależności i różnego rodzaju powiązania w rodzaju krzyżowania się udziałów. Efektem był obraz niesamowitej koncentracji majątku – okazało się, że 80 proc. korporacji jest kontrolowanych przez zaledwie 737 grup, zaś spośród nich aż 40 proc. znajduje się w rękach zaledwie 147 grup kapitałowych, z czego ponad 75 proc. stanowią instytucje finansowe, takie jak wielkie banki, firmy ubezpieczeniowe czy fundusze inwestycyjne. Strukturę tę nazwano „superorganizmem”, a zarządza nią grono kilkuset wielkich udziałowców i „supermanagerów”.
Kolejny krok poczynił francuski ekonomista i wieloletni członek rady Banku Francji – Francois Morin w wydanej w 2015 r. książce „Globalna hydra”. Tam z kolei wziął pod lupę 28 największych banków, takich jak JPMorgan Chase, Bank of America, Citigroup, HSBC, Deutsche Bank, Santander, Goldman Sachs, które określono mianem „systemowo ważnych instytucji finansowych” (SIFI). W ich posiadaniu (dane na 2012 r.) pozostawał majątek o wartości 50 bln. dolarów, przy światowym PKB wynoszącym 73 bln. Nadmieńmy, że ogólnoświatowy dług publiczny wynosił wówczas 49 bln. dolarów, co oznacza, iż zadłużone państwa siedzą w kieszeni właśnie owych „systemowo ważnych instytucji”. W tym kontekście słowa George'a Sorosa, iż „dług rządu jest zasadniczym elementem funkcjonowania rynków finansowych” nabierają całkiem nowego wymiaru. Na tym jednak nie koniec, bowiem SIFI kontrolują również rynek produktów pochodnych, czyli mówiąc wprost – spekulacji. W 2015 r. było to 600 bln. dolarów, czyli ośmiokrotność światowego PKB, a warto dodać, iż owe spekulacje obejmują wszystko – od surowców po żywność.
Co to wszystko oznacza? Ano to, że nie ma wolnego rynku. Nie ma i już – jest tylko fikcja dla naiwnych. Wolny rynek zakłada bowiem równość szans i element konkurencyjności między działającymi na nim podmiotami. Przykładowo, gdyby gospodarka pojedynczego państwa była uzależniona od ponad stu, czy nawet kilkudziesięciu największych przedsiębiorstw, to wówczas od biedy można by mówić, że zachodzi między nimi jakaś rynkowa rywalizacja – ale gdy to samo mamy w skali światowej, to wówczas otrzymujemy oligopol. I tak wygląda dziś światowy system gospodarczy.
Przywoływany na wstępie prof. Ladislau Dowbor (brazylijski ekonomista polskiego pochodzenia z Papieskiego Uniwersytetu Katolickiego Sao Paulo, m.in. konsultant wielu agend ONZ) zwraca uwagę, iż mówienie o rynkowych mechanizmach w odniesieniu do tych gigantów zwyczajnie nie ma sensu. Oni nie konkurują ze sobą – oni ze sobą negocjują, mając przy tym świadomość, że nie warto robić sobie nawzajem krzywdy. Ich „rynek” nie dotyczy, bo to co widzimy jako „rynek” jest po prostu z góry uzgodnioną kreacją. Ta bezwzględna dominacja globalnej oligarchii pieniądza przekłada się też oczywiście na władzę polityczną, choćby z tytułu wspomnianego uzależniania od siebie państw poprzez dług. Innymi słowy, demokracja, czy jakikolwiek inny system rządów (może z wyjątkiem Korei Północnej) działa jedynie o tyle o ile – dopóki nie wejdzie na kurs kolizyjny z międzynarodowymi potentatami. Efektem jest chociażby podporządkowywanie polityk gospodarczych wymaganiom wielkich graczy czy obsadzanie kluczowych stanowisk, takich jak ministrowie finansów bądź szefowie banków centralnych wskazanymi osobami – co opisywane jest eufemizmem, że dane posunięcie (np. cięcia budżetowe) tudzież osoba delegowana do pełnienia istotnej gospodarczo funkcji zostanie „pozytywnie odebrana przez rynki”. Brzmi znajomo, prawda? Tyle, że jak wspomnieliśmy, nie ma żadnych „rynków”. Jest „superorganizm” pod kolegialnym zarządem SIFI.
Ów kolegialny zarząd przybiera całkiem jawną, instytucjonalną formę. Przykładem może być tu Instytut Finansów Międzynarodowych (IIF - Institute of International Finance). Jak pisze cytowany przez Dowbora Morin: „Prezes IIF ma oficjalny, uznany status, uprawniający go do zabierania głosu w imieniu wielkich banków. Można by powiedzieć, że IIF jest parlamentem banków, a jego prezes niemal odgrywa rolę szefa państwa. Należy do grona wielkich decydentów światowych”. Mamy zatem zorganizowany system, oparty na długu i spekulacji - więc w swej istocie pasożytniczy, wampiryczny - obezwładniający, zatruwający i koniec końców zabójczy dla żywiciela, czyli nas wszystkich. Witamy w matrixie.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Felieton opublikowany w tygodniku „Gazeta Finansowa” nr 13 (30.03-12.04.2018)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz