Na miejscu premiera Morawieckiego, zamiast iść na ustępstwa wziąłbym sondaż Fundacji Pułaskiego pod pachę i pojechałbym na spotkanie z Junckerem i Timmermansem.
I. 1/3 za polexitem
Fundacja im. Kazimierza Pułaskiego (wspólnie z działem badawczym Data Tank firmy Selectivv Mobile House) przeprowadziła w styczniu i marcu br. dość obszerne badanie opinii publicznej pt. „Polityka zagraniczna i bezpieczeństwo zewnętrzne Polski”. Warto podkreślić dużą liczbę respondentów – ankietę przeprowadzono na 50 tys. pełnoletnich użytkowników smartfonów i tabletów, a rezultaty zostały dodatkowo wzbogacone informacjami zbioru Big Data wspomnianej firmy. Zaprezentowane proporcje wśród badanych dotyczące płci, wieku i miejsc zamieszkania wyglądają na dość wyważone, zatem można uznać, że sondaż jest w miarę reprezentatywny i oddaje rzetelnie społeczne nastroje. Prócz pytań o sympatię do poszczególnych państw, ocenę różnych zagrożeń dla Polski czy politykę zagraniczną rządu, uwagę zwracają kwestie związane z naszą obecnością w Unii Europejskiej. Otóż na pytanie „czy Polska powinna wystąpić z Unii Europejskiej” w styczniu pozytywnie odpowiedziało 36,4 proc. (na „nie” było 36 proc.), zaś w marcu odsetek zwolenników „Polexitu” spadł do 29,8 proc. (za pozostaniem w UE było 47,3 proc., 22,8 proc. nie miało zdania). Zmianę tę autorzy raportu wiążą ze złagodzeniem retoryki przez rząd Mateusza Morawieckiego i przyjęciem przez Polskę bardziej ugodowej postawy w relacjach z Brukselą.
Co ciekawe jednak, w kontekście naszego sporu z Komisją Europejską w sprawie praworządności, stanowiska badanych są bardziej zasadnicze i mniej podatne na zmiany. Pytanie brzmiało: „w przypadku nałożenia na Polskę sankcji przez UE za naruszenie zasad praworządności Polska powinna: a) opuścić Unię Europejską; b) zmienić politykę i dostosować się do postulatów Komisji Europejskiej; c) nie podejmować żadnych działań; d) nie mam zdania”. Tu opuszczenie UE zadeklarowało 30,4 proc. w styczniu i 32 proc. w marcu – mamy więc nawet niewielki wzrost eurosceptyków. Z kolei stronnictwo „ugodowe” oczekujące dostosowania się do oczekiwań KE, to 26 proc. w styczniu i 28,5 proc. w marcu. Frakcja „biernych” (nie podejmować żadnych działań) liczyła sobie 20,5 proc. w styczniu i 13,1 proc. w marcu, zaś niezdecydowani obejmują ok. 1/4 ankietowanych.
II. Koniec euroentuzjazmu
Eksperci Fundacji Pułaskiego z powyższego wysnuwają optymistyczny wniosek, że proporcje między zwolennikami a przeciwnikami naszej obecności w UE są w miarę stabilne – toteż, jak można się domyślać, polexit nam nie zagraża. Ja widzę to nieco inaczej. Po pierwsze, po niegdysiejszym, bezkrytycznym euroentuzjazmie Polaków nie pozostało śladu. Zwróćmy uwagę, że „kapitulanci” spod znaku „róbmy co każe Bruksela” już w tej chwili przegrywają z „polexitowcami”. Natomiast postawę „biernych” można odczytywać dwojako: z jednej strony zostajemy w Unii nawet w obliczu sankcji, z drugiej – nie musi to oznaczać podporządkowania się żądaniom eurokratów, tylko podejście „mimo sankcji róbmy dalej swoje, a potem się zobaczy”. Z pewnością zaś z badania nie wyłania się obraz cielęcego zachwytu nad mądrością „zaleceń” różnych Timmermansów. Potwierdzeniem tego są odpowiedzi na pytanie o ocenę polityki zagranicznej rządu. „Dobrze” lub „bardzo dobrze” ocenia ją 41,79 proc., zaś „źle” lub „bardzo źle” - 32,19 proc.
Generalnie, wygląda na to, że Polacy reagują po prostu elastycznie na rozwój wydarzeń i kierują się zdrowym rozsądkiem oraz swoistą kalkulacją. Dopóki Bruksela zachowuje się wobec nas w porządku i nie wygraża pięścią, to nie ma powodu do gwałtownych reakcji. Jednak, gdy w grę zaczynają wchodzić próby dyktatu i ograniczania naszej wewnętrznej suwerenności, sytuacja się zmienia i następuje utwardzenie stanowisk – aż do wyjścia z UE włącznie. Pokazuje to, że dla dużej grupy naszych rodaków niepodległość i podmiotowość nie są pustym dźwiękiem, zaś polexit bynajmniej nie jest czymś niewyobrażalnym, lecz jedną z opcji do rozważenia.
Nie jest to zresztą pierwszy taki sygnał. Wspominałem już na tych łamach pełen niepokoju raport Fundacji Batorego „Polacy wobec UE: koniec konsensusu”, w którym na podstawie analizy szeregu badań autorzy stwierdzili z troską, że „ogólne” poparcie Polaków dla integracji europejskiej dalekie jest od bezwarunkowości – dominuje raczej postawa „tak, ale...” - i tu następuje szereg zastrzeżeń, wśród których wtrącanie się w wewnętrzne sprawy i zbyt daleko idące uroszczenia władcze europejskiej „centrali” odgrywają niebagatelną rolę. Z kolei stosunkowo niedawno, bo w czerwcu 2017 r. sporo zamieszania wywołał sondaż IBRIS dla tygodnika „Polityka”, gdzie 56,5 proc. badanych stanowczo odmawiało przyjęcia uchodźców, nawet gdyby wiązało się to z obcięciem eurofunduszy, zaś 51,2 proc. w sytuacji „albo-albo” opowiedziało się za wyjściem z UE. Warto też przypomnieć o niezmiennie negatywnym podejściu Polaków do porzucenia złotówki na rzecz przyjęcia euro.
III. Argument dla Morawieckiego
Oznacza to, że istnieje społeczne podglebie dla potencjalnego polexitu. Więcej nawet – zaryzykowałbym stwierdzenie, że liczba osób przynajmniej rozważających taką możliwość powoli, ale systematycznie rośnie. Tendencję tę mogą napędzać kolejne kryzysy wewnątrz Unii, dająca się zauważyć niezdolność unijnych organów do rozwiązywania realnych problemów, oraz pogłębiająca się alienacja kasty „euromandarynów”. Dodatkowym motorem mogą stać się kolejne napięcia na linii Warszawa-Bruksela w rodzaju sporu o przymusową relokację migrantów czy reformę wymiaru sprawiedliwości.
Wygląda więc na to, że zaczynają się sprawdzać moje przewidywania sformułowane w styczniowym tekście „Chcecie sankcji? Dobrze!”. Otóż brukselskie elity (plus krajowa „totalna opozycja”) postawiły na ostrą konfrontację z Polską wychodząc z błędnych założeń – mianowicie, wciąż pokutuje tam mit o Polakach jako „najbardziej prounijnym społeczeństwie w Europie”. W związku z tym - kalkulowali sobie różni „Guye” - jeśli dokręcimy pisowskiemu rządowi śrubę, to Polacy przerażeni widmem sankcji, ograniczenia pieniędzy, a nawet wykluczeniem Polski z „europy”, wypowiedzą PiS-owi mandat zaufania i odsuną „antyeuropejski” rząd od władzy – w skrajnym przypadku drogą ulicznej rewolty. Rzecz w tym, że odrealnieni eurourzędnicy jak zwykle żyją przeszłością i biorą własne „chciejstwo” za rzeczywistość, zaś na niekorzystny dla nich rozwój społecznych tendencji przejawiający się chociażby wzrostem politycznego znaczenia „populistów” reagują wyparciem i agresją. Co za tym idzie, nie byli w stanie dostrzec, że i w „euroentuzjastycznej” Polsce nastąpiły istotne zmiany, a wygrana PiS nie była wypadkiem przy pracy, jak chyba wciąż uważa się na brukselskich salonach. Charakterystyczne, że taki Guy Verhofstadt pomstujący z mównicy Parlamentu Europejskiego na „60 tys. faszystów maszerujących ulicami Warszawy” nie był jakoś w stanie tego skojarzyć z szerszym społecznym trendem. A ów trend przejawia się m.in. w tym, że każda próba obcesowego dyktatu przynosi efekt przeciwny do zamierzonego, zwiększając w polskim społeczeństwie wewnętrzny opór. W konsekwencji, strategia unijnych organów przyczynia się do postrzegania Unii Europejskiej jako ciała obcego i podsycania eurosceptycznych, bądź wręcz secesjonistycznych nastrojów.
Na koniec kilka słów do naszego rządu. Przytaczane tu badania Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego to prezent z którego grzech nie skorzystać. Na miejscu premiera Morawieckiego zatem, zamiast iść na ustępstwa i rozwadniać reformę sądownictwa, wziąłbym ten sondaż pod pachę i pojechałbym z nim na spotkanie z Junckerem i Timmermansem. Następnie zatroskanym tonem zacząłbym tłumaczyć, że w Polsce wzmagają się antyeuropejskie nastroje, lada chwila odsetek zwolenników polexitu może przekroczyć masę krytyczną – a chyba nie chcemy powtórki z brytyjskiego referendum, nieprawdaż? Gdzie wtedy wasze koncerny robiłyby interesy, na jakich rynkach będą upychały swoje badziewie? Więc może przestańcie się wygłupiać z tą wojenką, dobrze?
Cóż szkodzi spróbować, panie premierze? Najwyżej Juncker tym razem upije się na smutno.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Na podobny temat:
EFTA – alternatywa dla Polski?
Projekt „Międzymorze” - strategiczny cel Polski
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 13 (30.03-05.04.2018)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz