Pani Wellman, ideowi młodzi ludzie są. Noszą koszulki z orłem i Żołnierzami Wyklętymi. Nazywacie ich „faszystami”.
I. W obronie „zdobyczy kapitalizmu”
W obozie „totalnej opozycji” robi się coraz bardziej groteskowo. Sfrustrowani kodomici widząc na swoich wiecach wciąż te same, coraz bardziej zgrane twarze, wzięli się za sztorcowanie młodzieży, że się nie angażuje, nie walczy o demokrację i ma ich awantury głęboko w tyle. Stanowi to zresztą kolejne potwierdzenie mojej tezy, że obecna opozycja przerabia drogę prawicy z czasów, gdy ta zepchnięta była do narożnika – tyle, że tym razem historia powtarza się jako farsa. Pamiętam, że za czasów potęgi PO po „naszej” stronie też pojawiały się lamenty, że nie ma młodych, dominuje powszechna lemingoza - i, generalnie, co z nich wyrośnie, pani kochana... W tym samym czasie salonowszczyzna nasładzała się „młodymi z fejsbuka”, którzy „zabrali babci dowód”, są nowocześni, europejscy i nie działają na nich patriotyczne zrzędzenia „moherów”, które miały „wymrzeć jak dinozaury”. Pamiętamy to, prawda?
No więc, dziś karta się odwróciła i kodziarstwo w wieku okołoemerytalnym zaczyna przelewać frustracje na pokolenie swoich dzieci (a nierzadko już wnuków) wytykając im, mówiąc językiem poprzedniej epoki, społeczną alienację. W ich optyce młodzi ludzie są dłużnikami tych, którzy zafundowali im fantastyczną III RP, Unię Europejską i możliwość podróżowania na Zachód – a teraz nadszedł czas, by ów kredyt wdzięczności spłacić, najlepiej pomagając w obaleniu „Kaczora-dyktatora”. Nie tak dawno działacz KOD, niejaki Theo Nawrocki, popełnił utrzymany w tym duchu wpis na Facebooku, z którego później nabijało się pół internetu, zamieszczając coraz bardziej odjechane parodie. Wedle pana Nawrockiego życie młodzieży w Polsce to istna sielanka - „fura”, „klamoty z butiku”, własna kawalerka, zimowy snowboard w Solden i letni „adventure-camp” w Nowej Zelandii. Mówi to wiele o odrealnieniu autora oraz „bańce” towarzyskiej w jakiej się obraca – niewykluczone, że wśród tego promila polskiej populacji faktycznie podobne ekstrawagancje są dla pokolenia dwudziestoparolatków normą. A ponieważ zawdzięczają to swoim rodzicom (w co akurat nie wątpię) – więc, cytując, mają „powyłączać kompy” i „ruszyć d...y na ulice”. Dlaczego tak? Bo oczywiście złowrogi PiS zaraz im zabierze te wszystkie „zdobycze kapitalizmu”.
II. Politruk od młodzieży
W podobną poetykę weszła niedawno Dorota Wellman – najpierw przemawiając do młodzieży na owsiakowym festiwalu „Pol'and'Rock” w ramach tzw. „Akademii Sztuk Przepięknych”, a następnie powtarzając swój apel drukiem w gazetowyborczym magazynie „Wysokie Obcasy”. Najpierw jednak dygresja naświetlająca szerszy kontekst. Otóż owa „Akademia Sztuk Przepięknych” to takie młodzieżowe kursy z politgramoty, podczas których Owsiak stręczy młodemu pokoleniu w charakterze idoli kolejne skamieliny III RP - i żeby było zabawniej, przekonuje, że klaskanie ludziom z samego jądra establishmentu jest wielce kontestatorskie i buntownicze. W istocie, Owsiak urabia w ten sposób nastoletnią publikę, by zaakceptowała III RP z całym dobrodziejstwem inwentarza - w tym, z patologiczną strukturą opartą na społecznym darwinizmie i kastą „nachapanych” resortowych dzieci na szczycie piramidy dziobania. Służyć temu ma prezentowanie różnych pieszczochów systemu jako fajnych kolesi z którymi „da się pogadać”, co jako żywo przypomina PRL-owskie ustawki spod znaku „towarzysz iksiński spotyka się z młodzieżą”.
To zresztą wpisuje się w działalność Owsiaka od samego początku - już za zdychającej komuny był de facto politrukiem oddelegowanym na młodzieżowy odcinek, ze swym Towarzystwem Przyjaźni Chińskich Ręczników, niby-kontestatorskim festiwalem „Letnia Zadyma w Środku Zimy”, hasełkiem „uwolnić słonia” (gdy ludzie naprawdę ideowi gnili po więzieniach), wreszcie - próbą „oswojenia” Jarocina. A w tle nieodmiennie majaczył cień Waltera Chełstowskiego - zawodowego specjalisty od śpiewu i mas. Późniejsze mutacje - WOŚP, Przystanek Woodstock i wreszcie KOD, którego Chełstowski był jednym z inicjatorów - to wszystko są działania wg tej samej sztancy: pozorowany bunt w interesie uprzywilejowanego establishmentu. Za każdym razem chodziło o to samo – skanalizować pokoleniową kontestację i przekierunkować ją w bezpieczne dla systemu koleiny. Chcecie się buntować? - pyta Owsiak – to się buntujcie, ale przeciw klechom, rodzicom i prawicy. Od III RP i jej „autorytetów” - wara, bo ich nie lubią tylko nienawistni „faszyści”.
III. Do kogo ta mowa?
W takich to okolicznościach przyrody wystąpiła pani Wellman, wzywając – jakże by inaczej – do „buntu” przeciw pisiorom w obronie zagrożonej demokracji. Młodzież zamiast pić piwko nad Wisłą ma się „ruszyć” w obronie wolności, zanim ktoś zabierze im paszporty i internet. W „Wysokich Obcasach” zaprezentowała z kolei wizję braku „cafe latte z sojowym mlekiem” i wyłączonego Netflixa. Zaczęła przy tym wszystkim najgorzej jak się da: szantażem emocjonalnym w stylu „za moich czasów młodzi walczyli z komuną, a wy co?”. Potem było już tylko lepiej: „Teraz mamy młodych ludzi bez właściwości, bezideowych”. I wreszcie: „To jest wasz kraj i wasza ojczyzna. Nie możecie jej mieć w dupie!”.
Pomijając histeryczne diapazony (ona chyba naprawdę wierzy, że PiS wyłączy internet, zabierze paszporty i zamknie kawiarnie), uwagę zwraca podejście pani Wellman (a wcześniej cytowanego Theo Nawrockiego) do młodego pokolenia sprowadzonego do roli bezmyślnych konsumentów – jak się zdaje, jest to w środowisku „kodziarskim” powszechna opinia. Aż chciałoby się zapytać – pani Wellman, do kogo ta mowa? Do hipsterów ze „Zbawixa”? Zaręczam, że młodzi ludzie w Polsce mają zgoła inne problemy, niż dostępność sojowego latte – prekaryzacja rynku pracy skazująca na wieczną niestabilność życiową, brak mieszkania, praca za wynagrodzenie rzędu 1600 „na rękę” (w tych okolicach oscyluje od lat tzw. dominanta, czyli najczęściej wypłacana pensja), perspektywa emigracji zarobkowej i takie tam drobiazgi... Taką Polskę zafundowaliście młodemu pokoleniu, które teraz chcecie pognać na ulice w charakterze janczarów w waszej wojence o zagrożone apanaże.
Swoją drogą, jeszcze kilka lat temu środowisko pani Wellman nie mogło się wprost nachwalić młodocianej palikociarni, która pod wodzą Dominika Tarasa zorganizowała pod Krzyżem na Krakowskim Przedmieściu „radosny Hyde Park” z krucyfiksem z puszek po piwie i ukrzyżowanym misiem. Wtedy młodzież była dobra, a teraz jest zła i jej nie zależy? Gdzie się zatem tamci młodzi podziali? Powiem Pani. Otóż oni dorośli, zderzyli się ze „szklanym sufitem”, groszową pracą na „śmieciówkach” i brakiem perspektyw - a następnie wyjechali za granicę. Ci nasto- oraz dwudziestolatkowie, do których przemawiała Pani na owsiakowym spędzie, znają takie historie ze swych rodzin i najbliższego otoczenia. Większość z nich nie pochodzi z „warszawki” lecz z prowincji – widzieli np. swych rodziców, którym godność i pracę odebrała III RP urządzona przez tych wszystkich lansowanych przez Owsiaka jako wzór dla młodzieży nachapanych beneficjentów „transformacji”.
A poza tym - kto tę „bezideową” młodzież wychował? Czy aby nie pokolenie zachwycone hasełkiem „wybierzmy przyszłość” Kwaśniewskiego? Kpiące z „kombatanctwa” działaczy pierwszej „Solidarności”? Wmawiające, że wartości się nie liczą, tylko trzeba ustawić się i zgarniać ile wlezie pod siebie? Zapatrzone w egoistyczny, neoliberalny model gospodarczy a la Balcerowicz?
A teraz pani Wellman jak gdyby nigdy nic nagle wyjeżdża z tym samym solidarnościowym „kombatanctwem”, z którego jej środowisko jeszcze tak niedawno darło łacha. Teraz nagle się okazuje, że ta stara „Solidarność” znów jest trendy - oczywiście w odpowiednio spreparowanej i zinstrumentalizowanej wersji, w której jest miejsce dla „legendarnego” Frasyniuka i innych zadowolonych z siebie architektów Okrągłego Stołu, ale po staremu nie ma miejsca dla tysięcy działaczy „S” wyrzuconych przez tę cudowną III RP na margines. Nie ma miejsca dla robotników zwalnianych z likwidowanych, bądź wykupywanych za bezcen zakładów pracy, którym na odchodne przyklejono, dla większego upodlenia, etykietkę „roszczeniowych warchołów” i „homo sovieticus”. Droga pani Wellman - ta młodzież bawiąca się na Woodstocku, to często dzieci i wnuki tych wykluczonych, tego „zaścianka” i „motłochu”, którym na co dzień tak serdecznie gardzicie. Oni widzieli na własne oczy jak wygląda ta rajska III RP - na prowincji, w umierających od beznadziei miastach gdzie zlikwidowano przemysł, w staczających się w patologię i biedę blokowiskach z których każdy kto mógł wiał gdzie pieprz rośnie – choćby na zmywak w Londynie. Latami albo nie przyjmowaliście do wiadomości ich istnienia, albo kwitowaliście, że sami są sobie winni. A teraz żądacie od ich dzieci solidarności i nawet przypomniało się wam na tę okoliczność słowo „ojczyzna”? A kim wy u diabła jesteście, żeby kogokolwiek pouczać?
Natomiast co do ideowych młodych ludzi – oni są. Noszą koszulki z orłem i Żołnierzami Wyklętymi. Nazywacie ich „faszystami”.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w dwutygodniku „Polska Niepodległa” nr 16 (22.08-11.09.2018)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz