Nie chcę krakać, ale coraz więcej wskazuje na to, że PiS z przyległościami na polu ideowym wywiesza białą flagę, a doraźna, konserwatywna retoryka służy jedynie coraz bardziej nieudolnemu maskowaniu tej rejterady.
I. Aborcja wciąż nie zatrzymana
Czy obóz „dobrej zmiany” po cichu dezerteruje z frontu wojny kulturowej? Takie pytanie musi nieuchronnie się pojawić w kontekście kolejnych wypowiedzi, czynów i zaniechań w wydaniu Zjednoczonej Prawicy.
W minionej kadencji mieliśmy absolutnie celową obstrukcję obywatelskiego projektu „Zatrzymaj aborcję”, mającego m.in. powstrzymać aborcję eugeniczną, czyli np. zabijanie dzieci u których w fazie prenatalnej stwierdzono podejrzenie zespołu Downa. Projekt pod którym podpisało się ponad 830 tys. osób został najpierw skierowany do sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny, by następnie decyzją jej ówczesnej przewodniczącej Bożeny Borys-Szopy trafić do specjalnej podkomisji. Od tamtego momentu (2 lipca 2018 r.) politycy nie zajęli się nim ani razu i inicjatywa na dobre ugrzęzła w sejmowej zamrażarce. Jak podają na swojej stronie organizatorzy akcji „Zatrzymaj aborcję” od 30 listopada 2017 r., kiedy to formalnie złożono projekt w Sejmie, w polskich szpitalach zginęło 2158 nienarodzonych dzieci. Za to w międzyczasie Bożena Borys-Szopa zdążyła awansować na ministra rodziny, pracy i polityki społecznej – czyżby w nagrodę za sprawne utrącenie niewygodnej ustawy? Dodajmy, iż do „odzyskanego” Trybunału Konstytucyjnego pod rządami Julii Przyłębskiej złożono w październiku 2017 r. pytanie o stwierdzenie zgodności (lub nie-) z Konstytucją tzw. przesłanki eugenicznej. Również i ten organ nie znalazł czasu, by rozpatrzyć wniosek podpisany przez 107 parlamentarzystów. Teraz, wraz ze startem nowej kadencji, sprawa się przeterminowała.
Na szczęście, zasada dyskontynuacji (czyli niekontynuowania przez Sejm nowej kadencji projektów procedowanych przez poprzedni parlament) nie dotyczy inicjatyw obywatelskich, zatem projekt „Zatrzymaj aborcję” formalnie pozostaje w mocy. Tylko co z tego, skoro na skutek sejmowych układanek szefostwo Komisji Polityki Społecznej i Rodziny Zjednoczona Prawica oddała skrajnie lewicowej aktywistce Magdalenie Biejat, utrącając Grzegorza Brauna? Wychodzi na to, że dla PiS tradycyjnie głównym wrogiem pozostaje prawicowa konkurencja, a nie antycywilizacyjne lewactwo... Można więc się spodziewać, iż antyaborcyjna inicjatywa w bieżącej kadencji zostanie taktycznie „uwalona” rękami lewicy – i to pomimo tego, że nominalnie w komisji większość ma prawica.
II. Czy powstrzymamy pochód dewiacji?
W kontekście powyższego, trudno być optymistą jeśli chodzi o dalsze losy obywatelskiego projektu „Stop pedofilii”. Wprawdzie został gładko przyjęty przez Sejm i trafił do komisji zajmującej się zmianami w kodyfikacjach, lecz tu pojawia się płynące z doświadczenia poprzedniej kadencji pytanie, czy nie czeka nas powtórka z nader wątpliwej rozrywki? A sprawa jest naprawdę wielkiej wagi, dotyczy bowiem treści przemycanych zgodnie z wytycznymi WHO podczas tzw. edukacji seksualnej.
Przypomnijmy, iż projekt będący nowelizacją Kodeksu Karnego wprowadza penalizację publicznego propagowania lub pochwalania zachowań o charakterze pedofilskim oraz propagowania lub pochwalania podejmowania przez osoby małoletnie obcowania płciowego lub innej czynności seksualnej. Powyższe w szczególności odnosi się do działalności związanej z edukacją, leczeniem bądź opieką nad dziećmi. Jest to absolutnie kluczowe w sytuacji, gdy różne samorządy usiłują wprowadzać tylnymi drzwiami deprawacyjną seksedukację do podległych im placówek oświatowych – a osławione „standardy WHO” zalecają m.in. oswajanie z masturbacją dzieci już od piątego roku życia, zaś w kolejnych grupach wiekowych następować ma nauka „świadomego wyrażania zgody na seks”, różnych technik stymulacyjnych i zaznajamianie dzieci z dewiacjami przedstawianymi jako „norma” i nieszkodliwe „odmienności”. Nic dziwnego, że tak pojmowana „edukacja” jest oczkiem w głowie aktywistów LGBT. Należy się śpieszyć, bowiem Rafał Trzaskowski zapowiada, że podpisana przez niego „Karta LGBT+” będzie konsekwentnie wdrażana wraz ze wszystkimi jej postulatami – w tym, dotyczącymi szkolnej seks-indoktrynacji. Pytanie – czy rządząca prawica zdecyduje się na konfrontację, szczególnie w obliczu nacisków płynących z Brukseli, czy w imię świętego spokoju schowa obywatelski projekt na dnie szuflady?
III. Lewacka edukacja
A skoro jesteśmy przy edukacji. Koniecznie należy odnotować bulwersujący głos „konserwatysty bezobjawowego”, czyli Jarosława Gowina – ministra nauki i szkolnictwa wyższego. W głośnym wywiadzie udzielonym tygodnikowi „Sieci” zapowiedział: „Położę się Rejtanem, jeżeli ktoś będzie próbował ograniczać wolność słowa zwolennikom ideologii gender”. Charakterystyczne - ze słów wicepremiera wynika, iż doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że gender z 56 „płciami” i 238 „orientacjami” nie jest żadną „nauką”, lecz ideologią. A mimo to jest gotów bronić obecności owej ideologii na uniwersytetach – w imię, jakby inaczej, wolności słowa, przekonań i „badań naukowych”. Co więcej, z dalszej części wywiadu dowiadujemy się, iż Jarosław Gowin jest w pełni świadom lewicowo-liberalnego przechyłu na wyższych uczelniach, lecz traktuje to jako swoistą normę, bo tak jest „niemal na całym Zachodzie”. To już jest jawna abdykacja z jakichkolwiek funkcji władczych państwa i przyzwolenie, by szkolnictwo wyższe było kuźnią bojowników w antycywilizacyjnej wojnie. Natomiast zagnieżdżone na uniwersytetach lewactwo nie bierze jeńców – konserwatywni naukowcy są sekowani na każdym kroku, spycha się ich w cień, odmawia naukowych awansów, na porządku dziennym jest uniemożliwianie na terenie uczelni spotkań z osobami wyrażającymi odmienne od dominującego, lewackiego mainstreamu poglądy na kwestie takie jak ochrona życia, ideologia LGBT, czy w jakikolwiek inny sposób odstające od jedynie słusznej linii.
Trzeba sobie powiedzieć jasno – w miejsce opuszczone przez klasyczny „diamat” („materializm dialektyczny”) szerokim frontem wkroczył jego następca – marksizm kulturowy i to jego wyznawcy w poczuciu wszechwładzy i bezkarności meblują dziś umysły przyszłych polskich elit. Odpuszczenie sobie tego pola skazuje nas w niedalekiej przyszłości na zdominowanie życia publicznego przez wojujące lewactwo, stosujące na masową skalę tzw. „tolerancję represywną” - czyli, mówiąc po ludzku, dyskryminację wszelkich poglądów nie mieszczących się w kanonie politycznej poprawności. Przedsmak mieliśmy już przy okazji sprawy zawieszenia prof. Nalaskowskiego za to, że dał wyraz swej odrazie wobec manifestowanej podczas gej-parad ideologii LGBT, czy w produkowanych przez Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP) totalniackich z ducha manifestach ustalających obowiązującą doktrynę w kwestiach LGBT oraz „ekologizmu-klimatyzmu”.
Otóż, panie Gowin, na genderyzm nie musimy się godzić. Wystarczy sięgnąć po przykład Victora Orbana, który jednym dekretem usunął „gender studies” z listy kierunków mających oficjalną akredytację rządu i tym samym pozbawiając je uprawnień do publicznego finansowania, co poskutkowało likwidacją tych kierunków na uczelniach. Trzeba tylko mieć cojones...
IV. Dyktat „ekologizmu”
Na zakończenie warto jeszcze wspomnieć o wojującym ekologizmie. Nowo powołany minister ds. klimatu (już samo utworzenie tego resortu pokazuje, że i na tym odcinku kapitulujemy), Michał Kurtyka, szczyci się, że to on osobiście zaprosił młodocianą eko-fanatyczkę Gretę Thunberg na szczyt COP24 w Katowicach. Takie podejście oznacza, że za chwilę Polska będzie pokornie wdrażać kolejne, motywowane ideologicznie eko-szajby – jak rozumiem, żeby nie czepiała się nas Bruksela. Tego, że rzekoma „troska o planetę” jest jedynie narzędziem mającym służyć społecznej inżynierii, przebudowie ludzkiej świadomości i urzeczywistnieniu lewackiej utopii – wolimy nie zauważać. Nie chcę krakać, ale coraz więcej wskazuje na to, że PiS z przyległościami na polu ideowym wywiesza białą flagę, a doraźna, konserwatywna retoryka służy jedynie coraz bardziej nieudolnemu maskowaniu tej rejterady.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 47 (22-28.11.2019)
Jako zwolennik Konfederacji prędzej dokonam samogwałtu drucianą szczotką, niż zagłosuję na Dudę w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. To tak co do tekstu "Przed bitwą o prezydenturę" umieszczonego na tym blogu 29 X.
OdpowiedzUsuńProf. Jacek Bartyzel też już nie wytrzymał:
https://www.nacjonalista.pl/2019/11/17/jacek-bartyzel-pis-to-partia-antypolska-i-antykatolicka/
PiS już całkowicie ściągnął maskę i wcale nie "kapituluje" przed lewactwem, bo sam od zawsze był jego frakcją mającą za zadanie kanalizować tych patriotycznych i katolickich, acz posiadających "słabą orientację w (politycznym) terenie" dobrodusznych Polaków, którzy się jeszcze ostali, aby nie zorganizowali się oddolnie do rzeczywistej obrony interesu narodowego.
https://www.cda.pl/video/1017043f9
https://www.cda.pl/video/101704981
https://www.cda.pl/video/4129702d0
https://www.cda.pl/video/41296908b
https://www.cda.pl/video/412971775
https://www.cda.pl/video/415820563
I jeszcze ustanowili bankstera z Londynu ministrem finansów, a ten bez owijania w bawełnę zapowiada likwidację obrotu gotówkowego w Polsce, czyli będzie można zrobić z każdym Polakiem to, co spotkało niedawno ze strony PayPala redakcję pisma "Magna Polonia", a także jej redaktora naczelnego (jego prywatne konto) Holochera:
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=v2JF90Wh51M
Polecam przy okazji tekst z bloga dwagrosze: https://dwagrosze.com/2019/11/czy-bog-pomoze-walczyc-z-gotowka/
Już nawet przemoc fizyczna nie będzie potrzebna do totalnej kontroli ludności (ktoś np. będzie się sprzeciwiał legalizacji adopcji dzieci przez sodomitów lub masowej imigracji - odłączy się go od systemu płatniczego i zdechnie pod płotem).