Potępieńcze wycia dobiegające z łamów "GW", znamionujące antysmoleński obłęd, lub zgoła opętanie, mają wspólny mianownik. Jest nim strach.
I. Wycie potępionych
Muszę przyznać, że w dni poprzedzające rocznicę Tragedii powodowany jakąś zwyrodniałą ciekawością śledziłem dość pilnie internetowe strony „Wyborczej”, ze szczególnym uwzględnieniem tekstów „smoleńskich”. I szczerze mówiąc, aż takiego natężenia skrajnych emocji i nienawistnej miotaniny antysmoleńskiej sekty z ulicy Czerskiej jednak się nie spodziewałem. Momentami przypominało to wręcz chóralne wycie potępieńców strąconych w najgłębsze otchłanie piekieł. Jednym słowem, ci wszyscy ludzie – Kublik, Wroński, Maziarski, Kurski i cała reszta agorowej menażerii, sprawiali wrażenie opętanych. Innego wytłumaczenia dla tego co wypisywali zwyczajnie nie widzę. To jest proszę Państwa opętanie w stanie czystym, co w sumie nie powinno dziwić, gdyż jeśli ktoś zaprzedaje się bez reszty w służbie złu, to prędzej czy później musi mieć to swoje konsekwencje.
Co ciekawe, kiedy dwa lata temu, przy okazji pierwszej rocznicy Smoleńska diagnozowałem „Strach rocznicowy” (również na podstawie okolicznościowej lektury gazetowyborczych tekstów), owo sekciarskie znerwicowanie miało znacznie łagodniejszy charakter. Dawało się wręcz odczuć nastawienie typu: prawda, są oszołomskie siły na które należy zwracać baczną uwagę i dawać w porę odpór, ale generalnie sytuacja jest pod kontrolą, i pozostało już tylko pracować nad ustawiczną delegitymizacją pamięci a wszystko dobrze się skończy. Przed rokiem byłem wręcz gotów skonstatować ze smutkiem, że ta operacja na żywej tkance świadomości narodu się powiodła i będziemy mieli jeszcze bardzo długo „Smoleńskie status quo” w moskiewskim cieniu: z 25% mniejszością „niezłomnych”, osamotnionych w swym bezsilnym wołaniu o prawdę – i całą resztą wykorzenionych konformistów ze skrupulatnie zabetonowanymi sumieniami, nie przyjmujących do wiadomości istnienia „obowiązków polskich”, nie wspominając już o jakiejkolwiek próbie ich podjęcia.
II. Wybudzanie z letargu
I oto jednak okazuje się, że niezłomny upór w demaskowaniu smoleńskiego kłamstwa popłacił, że odsetek osób odrzucających reżimową narrację powoli, lecz konsekwentnie się powiększa. Może nie wszyscy z „nawróconych” wierzą w zamach, zresztą nie o to chodzi, by z miejsca przyjęli tezy zespołu Antoniego Macierewicza czy „Gazety Polskiej”, jednak łączy ich wzrastający krytycyzm wobec oficjalnych „ustaleń” wyłożonych w raportach MAK i tzw. „komisji Millera”. Widzą luki, niedoróbki, drastyczne zaniechania, nieprzeprowadzenie elementarnych ekspertyz i badań, wreszcie – unikanie jakiejkolwiek konfrontacji i żenujące krętactwa, których symbolem była konferencja prokuratury w sprawie trotylu na wraku tupolewa skorelowana z propagandowym wzmożeniem reżimowych mediodajni usiłujących ludziom wmówić, że specjalistyczny sprzęt nie jest w stanie odróżnić materiałów wybuchowych od pasty do butów, czy namiotu z PCV. O niesławnym „metr w głąb” i skandalach z zamianą ciał ofiar już nie wspominając.
Tego powolnego wprawdzie i postępującego dość opornie, ale jednak skutecznego wybudzania opinii publicznej ze smoleńskiego letargu nie byłoby bez kilku współgrających ze sobą elementów. Po pierwsze, bez Zespołu Parlamentarnego pod kierownictwem Antoniego Macierewicza – tu szczególną rolę odegrały konferencje z udziałem naukowców polskich i zagranicznych, których nie da się „unieważnić”, bo stoi za nimi konkretny dorobek i renoma uczelni na których pracują. Po drugie, na skutek pacyfikacji „Rzeczpospolitej” oraz „Uważam Rze” przez nasłanego do Presspubliki reżimowego „słupa”, wypączkowały dwa tygodniki o ponad stutysięcznym nakładzie - „wSieci” oraz „Do Rzeczy” - skutecznie przełamujące monopol opcji prorządowej na rynku prasy i częściowo niewelujące przekaz elektronicznych mediodajni. Hajdarowicz chyba w najczarniejszych snach nie przypuszczał jak niedźwiedzią przysługę odda władzy jego aktywność. Po trzecie, tradycyjne opozycyjne media – grupa „Gazety Polskiej” oraz media toruńskie wraz ze swym społecznym zapleczem (Kluby „GP”, Rodziny Radia Maryja) z żelaznym uporem kontynuowały swą linię porzucając na szczęście propagowanie nieweryfikowalnych hipotez. No i po czwarte wreszcie – Drugi Obieg 2.0, czyli internet i różne oddolne społeczne inicjatywy funkcjonujące na zasadzie roju – pozwalające ominąć opiniotwórczy monopol Obozu Beneficjentów i Utrwalaczy III RP.
III. Film Gargas w TVP - tu was boli!
Wszystko, co wymieniłem powyżej wzięte razem do kupy stworzyło wartość dodaną. Ciśnienie okazało się na tyle mocne, że koniec końców nawet prezes rządowej TVP Juliusz Braun uznał za stosowne ugiąć się i wyemitować „Anatomię upadku” Anity Gargas, za co zebrał regularny ochrzan (pod pozorem wywiadu) od Agnieszki Kublik, pełniącej w medialnym światku III RP rolę swoistego supervisora od kadr i czystości linii programowej, wzmocniony jeszcze paranoidalną reakcją Janiny Paradowskiej.
I chyba właśnie ta decyzja władz TVP zabolała agorową sektę najmocniej i sprawiła, że antysmoleńska wścieklizna rozlała się na łamach „GW” bez żadnych ograniczeń, czego przykładem był choćby „smoleński dodatek” operujący retoryką rodem z „Żołnierza Wolności”. Tak po ludzku, to nawet ich rozumiem. Wiedzą, że bronią złej sprawy - z czystej, obsesyjnej nienawiści do „Kaczora” i tubylczego motłochu do którego czują wyłącznie podszytą strachem odrazę. Ta świadomość kłamstwa i współanimowania gigantycznej manipulacji na de facto rosyjskich warunkach sprawia, iż w okolicach rocznicy niejako sami z siebie popadają w najdziwniejsze stany świadomości, które byle odstępstwo od przewidzianego biegu rzeczy może przerodzić w nieopanowaną histerię. Co innego Pospieszalski w późnowieczornym paśmie TVP Info, a co innego produkcja Gargas i „Gazety Polskiej” we flagowej „Jedynce”. I jeszcze te dane o oglądalności – ponad 3 mln widzów...
IV. Lot kamikaze
Te potępieńcze wycia, znamionujące jakiś sekciarski, antysmoleński obłęd, lub - jak napisałem na wstępie – zgoła opętanie, mają wspólny mianownik. Jest nim strach. W swym zacietrzewieniu i matactwach zabrnęli tak daleko, że gdzieś po drodze sprawa utrzymania smoleńskiego kłamstwa stała się dla nich kwestią życia i śmierci. Stąd nawoływania, żeby rząd dał wreszcie odpór, żeby poszczuł „eksperta” Laska z przybocznymi, żeby nie oddawać pola... Stąd piana ściekająca na klawiatury redakcyjnych komputerów. Kres ich narracji oznacza bowiem, że do szerokiej publiczności dotrą wszystkie łajdactwa jakich w smoleńskiej sprawie dopuszczali się od kwietnia 2010 roku. A wtedy znikną. Po prostu ich nie będzie. Spakują manatki, bowiem taka kompromitacja będzie – poza wszystkim innym – biznesowym gwoździem do trumny i tak coraz cieniej przędącej „Agory”.
Najlepsze zaś jest to, iż działając niczym spanikowani obsesjonaci, popełniają na naszych oczach wizerunkowe seppuku. Okołorocznicowa furiacka miotanina jako żywo bowiem przypomina medialne wyczyny Michnika z okresu „rywingate” – akurat wtedy gdy szefostwo „Agory” prowadziło kampanię reklamową „nam nie jest wszystko jedno” mającą przywrócić „Wyborczej” nadszarpniętą reputację. Dla medium, które zbudowało swą markę jako pismo ludzi rozważnych, umiarkowanych i generalnie „na pewnym poziomie” jest to istny lot kamikaze. Nie powiem, żeby było mi szczególnie przykro.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz