Decydenci Prawa i Sprawiedliwości wczytali się w list profesora Nowaka o wiele uważniej, niż jego polemiści.
Wszyscy pamiętamy jak sądzę głośny list prof. Andrzeja Nowaka na inauguracyjną konwencję wyborczą Andrzeja Dudy, podobnie jak i medialny tumult, który nastąpił po jego publikacji. Profesorowi oberwało się wówczas z rozmaitych stron i z różnych powodów – a to że nie w porę, że publicznie, że szkodnictwo, rozbijactwo itd. Znamy doskonale ten repertuar publicystyczny partyjnych doboszów – zarówno z łamów „oficjalnych” prawicowych mediów, jak i z blogosfery. Dla gorącokrwistych zwolenników PiS każda, choćby najbardziej wyważona, merytoryczna i życzliwa krytyka równa się sabotażowi i wrażej dywersji. Najdalej zapędziła się pani Agnieszka Romaszewska imputując prof. Nowakowi kierowanie się małostkowym resentymentem, bo to nie on został wskazany jako kandydat na prezydenta, które to oskarżenie zostało następnie skwapliwie podchwycone przez rozmnożonych nagle adwersarzy pana profesora – nie mówiąc już o złośliwym przekłamywaniu treści listu, jakoby Nowak chciał wysłać Jarosława Kaczyńskiego do Sulejówka.
Tymczasem, patrząc z perspektywy kilku miesięcy, można co najwyżej podtrzymać zarzut o kiepskim „timingu” - faktycznie, głos tego typu nie pasował do formuły konwencji wyborczej, co zresztą przyznał sam prof. Nowak w późniejszych publicznych wystąpieniach. Cała reszta postulatów i diagnoz natomiast jak najbardziej pozostaje w mocy, co więcej – część już się potwierdziła. Spójrzmy. Po pierwsze, obie tegoroczne elekcje należy traktować jako całość, połowiczny „sukces” w rodzaju II tury, czy kilku mandatów więcej, oznacza porażkę. Po drugie – konieczność dopilnowania uczciwości wyborów. Po trzecie - zgodnie z przewidywaniami, reżimowa propaganda usiłowała straszyć Dudą, jako marionetką Kaczyńskiego i wciąż to robi. Po czwarte – potrzeba przedstawienia Andrzeja Dudy jako nadziei na zmianę. Po piąte – postulat otwarcia się partii na nowe środowiska i nowych wyborców. Po szóste – „opodatkowanie” na rzecz kampanii polityków PiS piastujących funkcje publiczne, w tym parlamentarzystów i eurodeputowanych. Po siódme – generalne „potrząśnięcie” PiS-owskim aparatem partyjnym, który to wątek w różnych formach przewija się w całym liście.
Jeżeli spojrzymy na przebieg zwycięskiej kampanii oraz pierwsze dni po jej zakończeniu, to wyjdzie nam, że decydenci Prawa i Sprawiedliwości z Jarosławem Kaczyńskim na czele oraz sztabem wyborczym Andrzeja Dudy wczytali się w list profesora Nowaka o wiele uważniej, niż jego polemiści, co więcej – uwzględnili znakomitą większość zawartych w nim propozycji. Postawiono na marsz ku zwycięstwu, bez kunktatorstwa - i to samo zapowiada się w kontekście wyborów jesiennych. Ruch Kontroli Wyborów wspólnie z Korpusem Ochrony Wyborów PiS spełnił swe zadanie. Duda nie dał się wizerunkowo wmanipulować w rolę narzędzia złowrogiego Prezesa, zaprezentował się natomiast jako nadzieja na lepsze jutro. Wyciągnął rękę do wyborców spoza „twardego” elektoratu Prawa i Sprawiedliwości, ze szczególnym uwzględnieniem młodych ludzi i zwolenników Kukiza. No i wreszcie, Jarosław Kaczyński, mówiąc poetą, „ugryzł w d...ę” własny aparat robiąc spotkanie dyscyplinujące podczas którego „opodatkował” parlamentarzystów kampanijną daniną oraz zapowiedział, że w okręgach, w których Andrzej Duda nie uzyska dobrego wyniku dotychczasowi partyjni bonzowie będą mogli pożegnać się z „biorącymi” miejscami na listach wyborczych.
Ale to jeszcze nie koniec. Otóż po wyborach Jarosław Kaczyński zapowiedział w TV Republika, że to prezydent elekt jest centralną postacią polskiej polityki i to on właśnie wskaże przyszłego premiera, ten zaś winien złożyć w kancelarii prezydenta podpisaną dymisję z miejscem na datę. Dodał również, że tym premierem wcale nie musi być on. I tu docieramy do postulatu, który najbardziej rozjuszył przeciwników profesora Nowaka – by kandydatem na premiera był ktoś pokroju Andrzeja Dudy, nie zaś prezes Kaczyński, który skoncentrowałby się na rządzeniu partią. Jak wynika z powyższego, prezes PiS wcale nie odżegnuje się od takiej koncepcji. Najwyraźniej zwycięstwo wyborcze pokazało potrzebę prezentowania nowych, nieopatrzonych twarzy, nie obciążonych propagandową „gębą”, jaką nieodwracalnie dla wyborców spoza żelaznego elektoratu PiS obarczony jest Kaczyński – i prezes doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Jest tylko jeden problem – należy znaleźć drugiego Andrzeja Dudę i to szybko, by skutecznie zrobić go „twarzą” kampanii parlamentarnej. Warto również wspomnieć o wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego na zjeździe Klubów „GP” - zaapelował on mianowicie o otwieranie się na nowych zwolenników, tak by maksymalnie, na wzór węgierski, poszerzyć społeczne poparcie.
Wychodzi więc na to, że Kaczyński nie obraża się na krytykę czy społeczno-polityczną rzeczywistość i potrafi słuchać mądrych rad, co polecam pod rozwagę wszystkim gotowym kilka miesięcy temu rozszarpać prof. Nowaka, miast wyciągnąć z jego listu konstruktywne wnioski.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Na podobny temat:
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 23 (05-11.06.2015)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz