Najwyraźniej kardynał Christoph Schönborn należy do tej grupy uczonych mędrków, którym się wydaje, że mogą sobie lepić Pana Boga na swój obraz i podobieństwo.
I. Profanacja katedry
Kardynał Christoph Schönborn powinien uznać się za szczęściarza, że Pan Bóg nie spopielił wiedeńskiej katedry św. Szczepana niczym Sodomy i Gomory. Otóż z okazji „Światowego Dnia AIDS” świątynia została udostępniona na „spotkanie modlitewne” organizacjom homoseksualnym, a wspomniany kardynał wygłosił podczas uroczystości okolicznościowe kazanie. Na tę okazję katedra obwieszona została gejowskimi banerami i tęczowymi flagami, zaś kard. Schönborn powiedział m.in. „Bóg nie przyszedł, by potępić, ale zbawić” i w związku z tym mamy „Nie osądzać, nie wykluczać, nie przywoływać do porządku” (cyt. za „Bibuła.com”). Dostojnikowi wtórował znany transwestyta Thomas Neuwirth, występujący pod pseudonimem Conchita Wurst (któremu/której kardynał zresztą gratulował swojego czasu triumfu w konkursie Eurowizji), ubolewając nad „dyskryminacją” osób LGBT(QWERTY), natomiast całość imprezy zwieńczyły słowa homoaktywisty Gerry’ego Keszlera, iż „nie ma znaczenia, kogo kochamy lub w kogo wierzymy”. W doniesieniach nie ma niestety informacji, jakie konkretnie modlitwy (i do kogo) odmawiano podczas owego „modlitewnego spotkania”.
Jeżeli nie jest to profanacja, po której na dobrą sprawę należałoby katedrę zamknąć aż do uroczystego nabożeństwa przebłagalnego, to nie wiem, co jeszcze musiałoby się wydarzyć. Przypomnę, że w Polsce mieliśmy do czynienia z podobnym przypadkiem w 2013 r., kiedy to w kościele warszawskiej parafii św. Augustyna odbył się bluźnierczy pokaz mody projektanta Macieja Zienia z roznegliżowanymi modelkami, przy wtórze muzyki z „Dziecka Rosemary” i gejowskiego „westernu” „Tajemnica Brokeback Mountain”. Wybiegiem była główna nawa świątyni – cała ta półpornograficzna defilada odbyła się zatem przed tabernakulum. Efektem była konieczność odprawienia nabożeństwa przebłagalnego – i nie miało znaczenia, że proboszcz parafii został wprowadzony w błąd, bo organizatorzy powiedzieli mu, że będzie to zamknięty pokaz sukien ślubnych. Jednak w odniesieniu do imprezy w wiedeńskiej katedrze zastanawiam się, kto mógłby takowe nabożeństwo poprowadzić, skoro głównym winowajcą jest miejscowy książę Kościoła?
II. Sodoma pod okiem kardynała
W przypadku kard. Christopha Schönborna trudno mówić o nieświadomości celu zgromadzenia – gejowska symbolika jaką zostało wypełnione wnętrze kościoła w połączeniu z treścią przemówień pokazuje jasno, że nie chodziło tu o żadną modlitwę, tylko o symboliczne zawłaszczenie dla potrzeb homopropagandy przestrzeni sakralnej, którą potraktowano jak zdobyty teren. Pismo Święte, zarówno w Starym, jak i w Nowym Testamencie nie pozostawia złudzeń co do zapatrywań Stwórcy w kwestii „zachowań nieheteronormatywnych” - czego widomym dowodem jest los wzmiankowanych na wstępie Sodomy i Gomory. Nadmieńmy, że wedle biblijnego przekazu, Bóg obiecał oszczędzić Sodomę, jeśli znajdzie się tam dziesięciu sprawiedliwych. Ponieważ zapewne Sodoma liczyła sobie więcej mieszkańców niż liczba zgromadzonych w katedrze, nomen omen, sodomitów, to być może miejsce to zostało uratowane dzięki obecności choć jednego sprawiedliwego, który się tam przypadkiem zaplątał. Na miejscu kardynała jednak na przyszłość nie igrałbym z Bożą cierpliwością, bo jeśli następnym razem nawet tego jednego sprawiedliwego zabraknie, to finał może być nagły i bolesny. Szczególnie, gdyby jego ekscelencji w przypływie ekumenicznego szaleństwa wpadło do głowy zaprosić grupę satanistów (skoro „nie ma znaczenia w kogo wierzymy”), by mogli sobie uczcić rogatego kozła – co poniekąd, tylko w lekko zawoalowanej formie, właśnie się odbyło.
Najwyraźniej jednak kardynał Christoph Schönborn należy do tej grupy uczonych mędrków, którym się wydaje, że poprzez „twórczą reinterpretację” Pisma Świętego i spirytystyczne w swej istocie wywoływanie „ducha czasu”, mogą sobie lepić Pana Boga na swój obraz i podobieństwo, wedle doraźnych zachcianek – na przykład jeśli chodzi o bezwarunkowe zbawienie ostentacyjnych i aktywnych pederastów. Jeśli jest tak w istocie, to już mu współczuję, bo wątpię czy Stwórca zechce się podporządkować tym zuchwałym uroszczeniom i zasadniczo należałoby się tu zastanowić nad modlitwą do św. Rity – orędowniczki w sprawach beznadziejnych.
III. Gejowskie „święto”
Warto poświęcić chwilę okazji z jakiej urządzono opisaną tu bluźnierczą farsę. Z tego co mi wiadomo „Światowy Dzień AIDS” póki co nie został wpisany do kalendarza liturgicznego, zaś ofiary tej choroby nie są wynoszone na ołtarze w charakterze męczenników. Dzieje się tak dlatego, że poza absolutnie marginalnymi sytuacjami (np. przypadkowe zarażenie w szpitalu bądź gwałt), chorobą tą zarazić się można jedynie w następstwie grzechu – rozwiązłości lub zażywania narkotyków. „Światowy Dzień AIDS” jest po prostu jednym z pseudo-świąt taśmowo produkowanych przez lewackie agendy ONZ (w tym przypadku – WHO), którym „niepolitycznie” jest przyznać, że jedyną skuteczną radą jest wstrzemięźliwy tryb życia.
Inaczej jednak rzecz się ma w optyce części środowisk homoseksualnych. Mianowicie w kreowanej przez nie mitologii, AIDS jest rodzajem mistycznego fetyszu, zaś nosiciele wirusa HIV cieszą się rodzajem „namaszczenia”. Ta quasi-sakralizacja śmiertelnej choroby widoczna jest niekiedy w „gejowskiej” sztuce (chociażby „Anioły w Ameryce” Tony'ego Kushnera) i doprowadziła do zjawiska „Bug Chasers” - czyli osób „polujących” na możliwość zakażenia się wirusem, który traktowany jest jako przekazywany sobie kolejno „dar”. Dla nich zatem „Światowy Dzień AIDS” jest środowiskowym świętem, formą nobilitacji homoseksualnych „męczenników”. Zastanawiam się, czy kard. Schönborn organizując uroczystość mającą „upamiętnić 36 milionów zmarłych i dać sygnał przeciwko uprzedzeniom” był świadom tych konotacji? A może mu one nie przeszkadzały?
IV. Boże Narodzenie jako obszar starcia cywilizacji
Dodać należy, że ten homoseksualny wiec w katedrze odbył się u progu Adwentu, przez co – zważywszy na stosunek homoaktywistów do Kościoła, ich obsesję na punkcie postaci Jezusa czy Świętej Rodziny – cała sytuacja nabiera dodatkowego, ponurego kontekstu. Niestety, już od lat Boże Narodzenie i okres mu towarzyszący, zamiast być radosnym świętem „ludzi dobrej woli”, staje się polem wojny cywilizacyjnej w której agresorem jest skrajna lewica (w tym homolobby) oraz jej nowy sojusznik – islamiści. Co roku jesteśmy bombardowani informacjami, że pod dyktatem politycznej poprawności uginają się kolejne kraje zakazujące publicznego eksponowania szopek, choinek, szkolnych jasełek i generalnie rugujące aspekt religijny świąt z przestrzeni publicznej. Do tego nieodmiennie pojawiają się akcenty bluźniercze, jak niedawna „homo-szopka” wystawiona przez działaczkę LGBT prezentująca dwóch Józefów w różowych strojach czuwających nad Dzieciątkiem Jezus.
W Polsce ten trend na razie dopiero raczkuje, co nie znaczy, że lewactwo i u nas nie próbuje wdrożyć swej agendy. Instytut „Ordo Iuris” poinformował niedawno o alarmujących sygnałach, że w szkołach i przedszkolach rodzice-ateiści powołując się na „świeckość państwa” usiłują wymusić zakaz jasełek i kolędowania. W przeszłości mieliśmy prowokacyjne manifesty sfanatyzowanych feministek deklarujących popełnienie aborcji w Wigilię (Katarzyna Bratkowska), bądź 6 stycznia (w Święto Trzech Króli – homoaktywistka Anna Zawadzka). To wręcz niesamowite, jakie spazmy wściekłości Narodziny Pańskie wywołują u różnych „osobistych nieprzyjaciół Pana Boga”. Na szczęście jest też światełko w tunelu – prezydent Donald Trump właśnie oznajmił, że najwyższy czas znów życzyć sobie „Merry Christmas” zamiast idiotycznego, promowanego przez lewactwo „happy holidays”.
Wracając na koniec do głównego wątku - jeżeli czytają nas rodacy zamieszkali w Wiedniu, doradzałbym omijanie katedry św. Szczepana szerokim łukiem. Jeszcze na pasterce wystąpi kardynał Schönborn z jakimś właściwym sobie przekazem i cały podniosły nastrój trafi szlag. Lecz tymczasem – Wesołych Świąt!
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 51 (22-28.12.2017)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz