Czy reporter TVN „przeniknął” do struktur „DiN” na chybił-trafił, w nadziei że coś znajdzie, czy przeciwnie – otrzymał od kogoś precyzyjne instrukcje, gdzie szukać?
I. Psycho-fani „Allo, allo”
A więc mamy kolejny medialny „shitstorm” wokół „polskiego nazizmu”. Powodem stała się groteskowa imprezka kilku kretynów z kuriozalnym torcikiem przyozdobionym „wunderwaffelkami” ułożonymi w kształt swastyki – plus urodzinowy toast „za Hitlera i naszą ojczyznę, ukochaną Polskę”. Wszystko wyglądało jak kolejny odcinek „Allo, allo” z udziałem czeredki domorosłych herr Flicków z Gestapo, brakowało tylko „Upadłej Madonny” z... wiadomo czym, pędzla van Klompa. Jak słusznie zauważył poseł Robert Winnicki, całość tej żenady nadaje się tyleż do prokuratury, co do psychiatry – skoro w pensjonatach bez klamek przechowuje się zastępy Napoleonów, to nic nie stoi na przeszkodzie, by ubogacić polską psychiatrię herr Flickami i generałami von Klinkerhoffenami. Tutaj warto nadmienić, że ów fan-klub miłośników brytyjskiego sitcomu zgrupowany wokół prezesa organizacji „Duma i Nowoczesność” stanowił swoistą konspirację o której wiedziała jedynie wąska grupa wtajemniczonych członków – w tym, jak wynika z materiału TVN, jakieś dziewczyny grające najwyraźniej na zmianę rolę Helgi – co dodatkowo pogłębia absurd sytuacji.
No, ale to wszystko nie przeszkodziło w rozpętaniu histerii na tle „neofaszyzmu”, który tradycyjnie podczepiono pod Ruch Narodowy – tym razem pod pretekstem, że członkiem „Dumy i Nowoczesności” jest asystent Roberta Winnickiego, Jacek Lanuszny. Lanuszny wprawdzie urodzin Hitlera nie świętował, nie przebierał się w mundurki i podobnie jak większość członków stowarzyszenia nie wiedział o „serialowych” fascynacjach prezesa „DiN” i grupki jego akolitów – ale skoro padł rozkaz, by tropić „nazistów”, to wytropiono – tym bardziej, że wyczerpało się medialne paliwo z „kukłą Żyda” i transparentami z Marszu Niepodległości.
II. Dlaczego teraz?
W tym miejscu pokuszę się o małe proroctwo – przypuszczalnie tego rodzaju medialnych „wunderwaffelków” drugiej świeżości jest więcej i będą systematycznie odpalane, bo najwyraźniej takie jest zapotrzebowanie – nie tylko krajowe. Mamy tu bowiem wspólnotę interesów – na rynku krajowym, po dobrze przyjętej (przynajmniej sondażowo) rekonstrukcji rządu i złagodzeniu wizerunku, „totalnej opozycji” zaczął się na serio palić grunt pod nogami i może jedynie liczyć, że PiS-owi uda się przykleić łatkę partii „tolerującej” i „wspierającej po cichu” faszystowską ekstremę, oraz kreującej „atmosferę” przyzwolenia i bezkarności dla „nacjonalizmu”. Zapewne w miarę zbliżania się wyborów samorządowych coraz częściej będziemy bombardowani newsami, że ktoś gdzieś kogoś pobił, opluł, wysmarował coś na murze, albo chociaż „nienawistnie patrzył”. Na podobnej zasadzie szarganie wizerunku Polski na arenie międzynarodowej jest na rękę różnym ośrodkom zagranicznym – począwszy od Berlina i Brukseli, a skończywszy na amerykańskich środowiskach żydowskich przepychających właśnie słynną już „ustawę 447” dotyczącą wielomiliardowych roszczeń majątkowych. Prezentowanie naszego kraju jako miejsca w którym wzbiera „brunatna fala” ma na celu rozmiękczenie nas, byśmy za bardzo nie przeciwstawiali się różnym uroszczeniom – czy to w sprawie przyjmowania nachodźców, czy „restytucji mienia”, czy czegokolwiek, co tam akurat będą chcieli od nas wydębić.
Pokazani w materiale TVN psycho-fani „Allo, allo” swoją imprezkę urządzili w maju ub.r., z kolei festiwal „Orle Gniazdo”, którego fragmenty również znalazły się w „Sperwizjerze”, odbył się w lipcu – a zatem film przeleżał sobie na półce pół roku, zanim ktoś zadecydował o jego emisji. Dlaczego właśnie teraz? Prócz wspomnianego już wyczerpania się paliwa z poprzednich „skandali”, odcięciu tlenu opozycji po rekonstrukcji rządu czy „ustawy 447”, warto zwrócić uwagę na wizytę amerykańskiego sekretarza stanu Rexa Tillersona, a także niedawne rozmowy ministra Jacka Czaputowicza w Berlinie.
III. „Totalni” złożeni na ołtarzu odprężenia
Zwłaszcza nad tym ostatnim warto się na chwilę zatrzymać. Otóż, jeśli wierzyć tamtejszej prasie, nowy, pojednawczy ton obecnego szefa MSZ został przywitany w Niemczech ze zbiorowym westchnieniem ulgi. Pozostawiając na boku kwestię, czy złagodzenie retoryki (np. w sprawie reparacji) jest jedynie zabiegiem taktycznym, czy przygotowaniem do głębszych ustępstw, to komentarze wokół wizyty były nad podziw przychylne. Widać wyraźnie, że dotychczasowe napięte relacje z Polską uwierały Berlin mocniej, niż był skłonny oficjalnie przyznać. A to z kolei oznacza, że odprężenie we wzajemnych stosunkach może być dla „totalnej opozycji” ciosem w plecy – bo skoro Niemcy zaczną się dogadywać z polskim rządem i potraktują go z właściwym sobie realizmem nie jako chwilową anomalię, lecz jako stały element politycznej układanki w Europie – to odstawią, przynajmniej na razie, swoich skompromitowanych i żałośnie nieskutecznych wasali z PO do kąta. Taka wizja mogła nielicho wystraszyć obóz beneficjentów III RP, dlatego też jego medialni funkcjonariusze postanowili przypomnieć swoim zagranicznym patronom o szalejącym rzekomo w Polsce „nazizmie”. Ten trop potwierdzałby rozpaczliwy wywiad „Wirtualnej Polski” z niemiecką studentką (!) w którym dziennikarz dopytuje się, czy obrazki z TVN już pojawiły się w niemieckich mediach.
A tymczasem – zonk! Przynajmniej w momencie, gdy piszę te słowa, w Niemczech panuje głucha cisza. Ktoś najwyraźniej zaciągnął hamulec, stwierdzając, że w momencie gdy na horyzoncie rysuje się ocieplenie relacji, to nie ma sensu niepotrzebnie antagonizować się z Warszawą. Jest to tym bardziej znamienne, gdy przypomnimy sobie reakcje po Marszu Niepodległości – i zapewne „totalne media” liczyły na podobny odzew również i teraz. Póki co, na szczęście się przeliczyły, czemu pomogła zapewne zdecydowana reakcja polskich władz. Tym razem więc medialny „wunderwaffel” spalił na panewce.
IV. Czym jest „Duma i Nowoczesność”?
Osobną kwestią nad którą warto się pochylić jest sama „Duma i Nowoczesność”. Jak już wiadomo, status „organizacji pożytku publicznego” otrzymała w 2014 r. - za rządów PO, kiedy szefem MSWiA był Bartłomiej „idziemy po was” Sienkiewicz. Swojego czasu ABW wszczęła przeciw działaczom „DiN” śledztwo, podejrzewając ich o przygotowania do zamachu bombowego, funkcjonariusze przeszukali nawet mieszkania podejrzanych – bez efektu. Cóż, gdyby to było w Niemczech, to podejrzewałbym, że stowarzyszenie zostało wręcz założone bądź zainspirowane przez oficerów służb lub ich konfidentów, żeby trzymać wariatów pod kontrolą. Warto przypomnieć o skandalu wokół otwarcie nazistowskiej Narodowodemokratycznej Partii Niemiec (NPD), będącej w prostej linii spadkobierczynią działającej do 1964 r. Niemieckiej Partii Rzeszy (DRP), która z kolei była bezpośrednią następczynią hitlerowskiej NSDAP. W 2003 r. podczas rozprawy delegalizacyjnej przed Federalnym Trybunałem Konstytucyjnym, wyszło na jaw, że władze NPD były zinfiltrowane do tego stopnia przez funkcjonariuszy BND oraz ich agenturę, że, jak to ujął sąd – nie sposób było odróżnić, co było działalnością partii, a co wywiadu. W związku z tym... NPD pozostała legalna i spokojnie działa do tej pory, podobnie jak inne neonazistowskie ugrupowania, korzystające z gwarantowanej niemieckim prawem „wolności słowa”. U nas z podobnym mechanizmem mieliśmy do czynienia w przypadku słynnego „brunobombera”, inspirowanego przez funkcjonariuszy ABW.
Sądzę więc, że zasadnym będzie tu powtórzenie pytania, które poseł Robert Winnicki skierował do wicepremiera Glińskiego po tym, jak wiceminister kultury Magdalena Gawin nawoływała do delegalizacji ONR podczas konferencji „Zjawisko antysemityzmu w Polsce”: czy polskie służby wciąż stosują działania operacyjne przeciw organizacjom narodowym? Od siebie dodam – co tak naprawdę zobaczyliśmy w TVN? Groźnych „nazistów”, czy „ustawkę” w rodzaju spalenia „ruskiej budki”? I czy reporter stacji „przeniknął” do struktur „DiN” na chybił-trafił, w nadziei że coś znajdzie, czy przeciwnie – otrzymał od kogoś precyzyjne instrukcje, gdzie szukać?
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 04 (26.01-01.02.2018)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz