niedziela, 25 lutego 2018

Ćwierć miliarda za nic

Dymisja władz Polskiej Fundacji Narodowej jest niezbędna, choćby dla higieny. Te ćwierć miliarda złotych z państwowych spółek zasługuje na managerów z prawdziwego zdarzenia.

Jedną z konsekwencji niedawnej awantury na linii Polska – Izrael (i środowiska żydowskie) była fala krytyki, jaka wylała się na zarząd Polskiej Fundacji Narodowej. Krytyki, dodajmy, całkowicie uzasadnionej. W zamierzeniach bowiem Polska Fundacja Narodowa miała być niejako przedłużeniem i kontynuatorem działalności Reduty Dobrego Imienia z którą zresztą łączy ją postać Macieja Świrskiego – założyciela Reduty i członka zarządu PFN. Dzięki pieniądzom ze spółek Skarbu Państwa fundacja miała zyskać odpowiedni rozmach instytucjonalny i zaplecze finansowe, by skutecznie promować wizerunek Polski za granicą. Dotychczasową doraźną „partyzantkę” miała zastąpić profesjonalna i konsekwentna kampania, obalająca dominujące w świecie antypolskie stereotypy i uprzedzenia. Na ten cel 17 państwowych firm wyłożyło do tej pory 250 mln. zł. Tyle, jeśli chodzi o ambitne i szczytne założenia.

W praktyce wyszło jak zawsze. W okresie największego nasilenia antypolskich ataków po uchwaleniu nowelizacji ustawy o IPN, kiedy światowe media wprost zarzucały nam współudział w holokauście (trudno o cięższy przypadek dyfamacji), PFN milczała, wykazując się zadziwiającą biernością. Można zrozumieć, że nie da się z dnia na dzień wyprodukować telewizyjnego spotu prostującego szkalujące nas kłamstwa (inna sprawa, że nawet nie spróbowano) – ale napisanie stosownego artykułu i wykupienie miejsca w europejskich, amerykańskich i izraelskich gazetach tudzież portalach, nie powinno chyba przekraczać możliwości tak zamożnej instytucji? Podobnie jak zorganizowanie fachowej akcji w mediach społecznościowych? W końcu, kiedy uruchamiać te ćwierć miliarda, jeśli nie w takich właśnie, kryzysowych sytuacjach?

Tymczasem, nic z tego. Na stronie PFN pojawił się jedynie 30-sekundowy (!) filmik, będący... wyborem kadrów ze słynnej IPN-owskiej produkcji „Niezwyciężeni”, co nie przeszkodziło fundacji w dumnym ogłoszeniu, iż ten film... „wyprodukowała”. Przepraszam, ale taką „produkcję” polegającą na wyborze scen i doklejeniu kilku tekstów może zrobić na swoim laptopie średnio rozgarnięty nastolatek – na dodatek za darmo. Również jeśli chodzi o samych „Niezwyciężonych”, PFN jedynie „podłączyła się” do sukcesu IPN, podpisując porozumienie dotyczące wspólnej promocji filmu. Krótko mówiąc, organizacja hojnie sponsorowana z publicznych środków okazała się dramatycznie nieprzygotowana do reagowania w najbardziej wymagającym tego momencie.

Natomiast patrząc na dorobek fundacji pod kątem samodzielnych inicjatyw... no cóż, powiedzieć, że jest mizernie, to nic nie powiedzieć. Póki co, PFN chwali się następującymi projektami: wspomaganie utalentowanych sportowców; piknik wojskowy z „namiotem edukacyjnym” skierowanym do stacjonujących w Polsce amerykańskich żołnierzy; mający „promować Polskę” rejs dookoła świata pełnomorskim jachtem regatowym z Mateuszem Kusznierewiczem w charakterze dodatkowej atrakcji; no i wisienka na torcie – śpiewnik pieśni żołnierskich i legionowych. Czyli kolejno: za sportowców powinno odpowiadać ministerstwo sportu; namiot na pikniku z wystawą plenerową mogłaby zorganizować niemal dowolna drużyna harcerska; pełnomorska wycieczka Kusznierewicza i jacht to czyste marnotrawstwo; a od pieśni legionowych (po polsku, bo to wydawnictwo na rynek „wewnętrzny”) roi się w internecie i każdy zainteresowany ma je w zasięgu ręki. Dodajmy do powyższego jeszcze niesławną „kampanię sędziowską” i bożonarodzeniowy klip z politycznie poprawnymi życzeniami „happy holidays” (akurat wtedy, gdy Donald Trump ogłosił, że najwyższy czas znów życzyć sobie „merry Christmas”), by dopełnić obrazu nędzy i rozpaczy. Toż to są, z przeproszeniem, jakieś rzewne jaja...

Krótko mówiąc, wszystko wskazuje na to, że pod pozorem „promowania Polski” mamy do czynienia z klasycznym wiciem sobie ciepłych posadek w charakterze rekompensaty za długie lata opozycyjnego postu i markowaniem aktywności. Swoje dołożył jeszcze wicepremier Gliński w słynnej już rozmowie z Robertem Mazurkiem na antenie RMF FM, kiedy to pokrzykiwał na dziennikarza zadającego mu „bezczelne” pytania. Dociskany o konkrety minister stwierdził, że... czeka na półroczne sprawozdanie. Innymi słowy, jak rozumiem, nad działalnością Polskiej Fundacji Narodowej nie ma żadnego bieżącego nadzoru. Gołym okiem widać chaos, niekompetencję i marnotrawstwo - ale co tam, grunt, że Maciej Świrski zafundował sobie nowe emploi w stylu nobliwego, przedwojennego ziemianina.

W tej sytuacji nie może dziwić, że nad zarządem zbierają się czarne chmury – jak by nie było, PFN miała być jednym ze sztandarowych projektów obecnej władzy w ramach polityki „wstawania z kolan”, tymczasem zamiast dynamicznych akcji o międzynarodowym zasięgu otrzymaliśmy bezwładny i pokraczny biurokratyczny twór, niezdolny do wypełniania nałożonych nań obowiązków. Podsumowując, dymisja obecnych władz fundacji jest niezbędna, choćby dla higieny. Te ćwierć miliarda złotych z państwowych spółek zasługuje na managerów z prawdziwego zdarzenia.


Gadający Grzyb


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Gazeta Finansowa” nr 08 (23.02-01-03.2018)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz