Dla mediów III RP, które uwierzyły we własną propagandę, raport o Miastku stanowił prawdziwy szok poznawczy .
I. Lewicowi gringos pośród dzikich
Chyba żadne badanie socjologiczne w ostatnich latach nie wywołało takiego odzewu, co raport „Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta”. Jeśli ktoś jakimś cudem jeszcze o nim nie słyszał, to wyjaśniam, że zespół afiliowanego przy „Krytyce Politycznej” lewicowego think-tanku „Instytut Studiów Zaawansowanych” pod kierownictwem dr. hab. Macieja Gduli ruszył w polski interior, by z determinacją godną samego Bronisława Malinowskiego badającego życie seksualne dzikich, pochylić się nad elektoratem PiS. Badacze wytypowali niewielkie miasteczko na Mazowszu (ukryte pod kryptonimem „Miastko”) w którym podczas wyborów w 2015 r. PiS uzyskało niemal 50-proc. poparcie i przeprowadzili dogłębne wywiady z 30 osobami. Nawiasem, jednym ze sponsorów była powiązana z niemiecką SPD Fundacja im. Friedricha Eberta, co może sugerować, że Niemcy są żywotnie zainteresowani w rozgryzieniu mechanizmów społecznego poparcia dla PiS w Polsce.
Generalnie – i tu już piszę bez cienia ironii – badanie potwierdza empirycznie, że wyborcy Prawa i Sprawiedliwości nie różnią się co do zasady od elektoratu Platformy czy Nowoczesnej. Można wśród nich znaleźć przedstawicieli różnych warstw społecznych i zawodów, rozkład poziomu wykształcenia i zamożności również nie odbiega od przeciętnej. Większość z nich wcale nie ma poczucia przegranej, którą miałoby zrekompensować głosowanie na rzekomych „populistów” - dość powszechne jest deklarowanie swojej ścieżki życiowej jako zwyczajnej ale udanej. Również samo Miastko przeczy stereotypowi wyborcy PiS jako mieszkańca „Polski B” - wegetującego w zabitej dechami dziurze, wśród biedy, bezrobocia i ogólnej beznadziei. Miejscowość jest zadbana, ze zrewitalizowanym rynkiem, ścieżkami rowerowymi, funkcjonują sklepy i kawiarnie, przedszkola, szkoły, hala widowiskowo-sportowa, stadion, bezrobocie poniżej 10 proc, na ulicach zwyczajnie wyglądający ludzie... Słowem, jest normalnie. Wszystko to nasi „warszawscy badacze” odnotowują z niejakim zdziwieniem, co samo w sobie jest dość zabawne, ale przynajmniej uczciwie przyznają, że musieli porzucić tu zakorzenione schematy myślowe.
II. Miastko – ostoja zdrowego rozsądku
Jeśli chodzi o poglądy indagowanych autochtonów z Miastka, to można je w skrócie określić jako zdroworozsądkowe.
Przykładowo, programu „500+” nie traktują niczym manny z nieba zesłanej przez „dobre Mzimu”, lecz świadczenie, które ludziom się należało od dawna. Swoje robią podróże na Zachód i świadomość jak tam wygląda polityka socjalna wobec rodzin. PiS jest tu przede wszystkim doceniane jako ugrupowanie, które wreszcie dostrzegło problem i co więcej – spełniło swą obietnicę. Podkreślany jest również wpływ programu na poziom życia rodzin funkcjonujących w bezpośrednim otoczeniu respondentów. Ewentualna krytyka dotyczy jedynie powszechności świadczenia – część badanych jest zdania, że „500+” nie powinno dotyczyć najbogatszych i z drugiej strony – rodzin patologicznych, bądź trwale bezrobotnych, którym powinno wypłacać się ekwiwalent w bonach z przeznaczeniem na żywność, ubrania i artykuły szkolne. Powyższe przeczy więc mitowi o „hołocie kupionej za 500+”.
Pytani o sprawę Trybunału Konstytucyjnego wyborcy PiS przede wszystkim podkreślają wagę demokratyzacji tej instytucji – przywrócenie w niej reprezentatywności różnych opcji. Co więcej, niektórzy dopiero po wybuchu awantury zorientowali się, że sędziowie TK również mają swoje polityczne afiliacje i mogą dzięki swej pozycji blokować inicjatywy demokratycznie wybranej władzy. („Teraz mówią, że jest przystawką, że Trybunał teraz jest przystawką PiS i że to jest fasada, a przez 8 lat to był czyją przystawką? PO”).
W kwestii tak rozpalającej emocje liberalizacji/zaostrzenia prawa aborcyjnego możemy mówić o „ostrożnym konserwatyzmie” - większość (również wśród wyborców PiS) opowiada się na utrzymaniem status quo z pewnymi akcentami na rzecz ostrożnej liberalizacji. Generalnie jednak przebija się ton zachowania obecnego stanu rzeczy.
Natomiast w przypadku przyjmowania „uchodźców” mamy do czynienia z twardym „nie” - i to niezależnie od politycznych preferencji. Pomoc, owszem – ale na miejscu. Argumenty padają różne: koszty utrzymania i niechęć do podejmowania pracy; wskazywanie, że w pierwszej kolejności musimy zadbać o własną wspólnotę; problem zagrożenia przestępczością i terroryzmem; obcość kulturowa, niechęć do asymilacji i podporządkowania się panującym w Europie regułom i stylowi życia; wreszcie – moralny aspekt porzucania przez zdrowych, młodych mężczyzn swych rodzin na rzecz ucieczki do Europy i żerowania na jej systemie socjalnym. Podkreślany jest przy tym obraz słabej i naiwnej Zachodniej Europy, która dopuściła do powstania licznych, stanowiących zagrożenie muzułmańskich wspólnot – w tym kontekście ostry sprzeciw Polski wobec migrantów postrzegany jest jako przejaw mądrości i powód do dumy.
Jak można się domyślić, obecna „totalna opozycja” traktowana jest z głęboką nieufnością. KOD, widziany głównie przez pryzmat Kijowskiego, jawi się jako banda odstawionych od koryta cwaniaków i awanturników, pragnących utorować staremu układowi powrót do władzy – co więcej, nie jest odbierany jako autentyczny, oddolny ruch społeczny, lecz jako „ustawka”. Z kolei „czarny protest” niekiedy bywa odbierany pozytywnie – ale, uwaga – nie jako akceptacja obyczajowych szaleństw feministek, lecz jedynie jako inicjatywa powstrzymująca zaostrzenie ustawy aborcyjnej.
Platforma Obywatelska natomiast postrzegana jest jako ugrupowanie skorumpowane i słabe, co działa demobilizująco również na jej zwolenników, deklarujących często ogólne zniechęcenie do polityki. W tle nastawienia do opozycji wyraźnie pobrzmiewa również wątek krytyki dotychczasowych elit, jako sprzedajnych, wyalienowanych, pogardzających zwykłymi ludźmi i ich problemami oraz nie spełniających odpowiednich standardów moralnych.
III. „Neoautorytaryzm”, czy po prostu demokracja?
Te zarysowane pokrótce opinie dla prawicowego odbiorcy jawią się jako „oczywista oczywistość” (może za wyjątkiem dość liberalnego wśród wielu badanych nastawienia do aborcji) – podobnie jak szeroki przekrój społeczny osób popierających „dobrą zmianę”. Jednak dla mediów III RP, które uwierzyły we własną propagandę, jakoby „pisowcy” rekrutowali się spośród ciemnego, niewykształconego, religianckiego, biednego i na dodatek sprzedajnego („500+”) motłochu, opublikowane wyniki badań stanowiły prawdziwy szok poznawczy. Nagle wszyscy, od „Newsweeka” poprzez różne „parówkowe portale” po „Tygodnik Powszechny” i „Gazetę Wyborczą” doznali olśnienia – nie do wiary, na PiS głosują normalni ludzie! Co ciekawe, o ile niektórzy dziennikarze, przynajmniej deklaratywnie, coś tam jednak z raportu o Miastku zrozumieli, o tyle gotowość do akceptacji płynących z badania wniosków kończy się, gdy spojrzymy „pod kreskę”, na komentarze czytelników. Tam dominuje totalne wyparcie, a normą są wpisy o „polskich kołtunach” i „Januszach” - czyli, po staremu.
Nie sposób się jednak zgodzić z interpretacjami serwowanymi przez dr Macieja Gdulę. Otóż postawa wyborców PiS jest dla niego tytułowym „neoautorytaryzmem”. Postulaty o wypłacaniu 500+ rodzinom patologicznym w postaci bonów, czy niechęć do uchodźców jest dla niego przejawem „poczucia mocy” pozwalającego „wskazywać innym gdzie jest ich miejsce”, natomiast poparcie dla realizowanego przez PiS programu ma jego wyborcom dawać wrażenie sprawczości i współdecydowania o losach kraju, a także symbolicznie dowartościowywać w odniesieniu do elit III RP z jednej, a „uchodźców” i „patologii” z drugiej strony. Przykładowo, autorzy piszą: „Ludzie przyłączają się do władzy, ponieważ chcą się poczuć silniejsi, choć poczucie mocy czerpią z górowania nad słabszymi. I dają się wciągnąć w spiralę działań, których efektów nie znają”. Słowem, wyraźnie widać tu polityczne uprzedzenia i ideologiczne okulary. Gduli oraz jego współpracownikom nie przechodzi przez gardło przyznanie, że prawicowy elektorat potrafi obserwować rzeczywistość i wyciągać z niej zdroworozsądkowe, racjonalne wnioski. Tymczasem, poparcie dla PiS np. w sporze o Trybunał Konstytucyjny, to po prostu demokracja. Nie „demokracja liberalna” polegająca na otorbianiu i paraliżowaniu władzy przez niewybieralne i skolonizowane przez „liberałów” instytucje, lecz demokracja zwyczajna, bezprzymiotnikowa. No, ale fałszywe diagnozy skrajnie lewicowego naukowca i zarazem aktywisty, to już nie nasz problem.
Na koniec ostatnia uwaga. Jesteśmy prześwietlani - nie pierwszy raz. Pisałem już na tych łamach o badaniach przeprowadzanych przez „Centrum Badań nad Uprzedzeniami” UW w których lewicowi socjologowie skrupulatnie brali pod lupę uczestników Marszu Niepodległości. Warto, by jakiś prawicowy think-tank wziął się na podobnej zasadzie za wyborców lewicowo-liberalnych, bo wychodzi na to, że oni mają nas dokładnie rozpracowanych, a my ich - nie.
Gadający Grzyb
Na podobny temat:
Polska bastionem... zdrowego rozsądku
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 03 (31.01-13.02.2018)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz