niedziela, 3 lutego 2019

#JaCięNieMogę!

Wyborcza” kompletnie się ośmieszyła, a na miejscu Kaczyńskiego wysłałbym na Czerską duży bukiet kwiatów w podzięce za ocieplenie wizerunku.

I. Przychodzi Birgfellner do Kaczyńskiego

Na początek rytualne zastrzeżenie – ze względu na cykl wydawniczy tygodnika tekst piszę we wtorek wieczorem, tak więc nie wiem co jeszcze trzyma w zanadrzu „Wyborcza”. Jeżeli jednak założyć, że na początek odpaliła najmocniejsze działo, to trzeba powiedzieć, że zapowiadana sensacja skończyła się wielkim niewypałem, co podkreślają również dziennikarze, których trudno posądzać o kibicowanie PiS-owi. Taki Jan Wróbel, trzymany w agorowym radiowęźle TOK FM w charakterze konserwatywnej paprotki stwierdził wręcz, że gdyby w Polsce byli tacy „oszuści” jak Kaczyński, to byśmy żyli w Szwajcarii – co jest niezłym podsumowaniem całej dętej „afery”. Przypomnijmy, że materiał „GW” zapowiadany był jako wielka sensacja, która stanie się końcem PiS-u, a wicenaczelny Jarosław Kurski zalecał czytelnikom, by pobiegli do kiosków z samego rana lub wykupili elektroniczną prenumeratę. Cóż, kto się skusił, musi teraz pluć sobie w brodę – bowiem w opublikowanych materiałach, jeśli spojrzeć na nie chłodnym okiem zwyczajnie nic nie ma. Jednym słowem, humbug.

Co tak naprawdę się wydarzyło? Zrekonstruujmy sobie to w punktach: 1. Legalnie działająca spółka Srebrna chciała wybudować na należącej do niej działce dwa bliźniacze wieżowce; 2. By zrealizować inwestycję wartą ok. 300 mln. euro (jakieś 1,3 mld. zł.) zwróciła się o kredyt do banku Pekao SA; 3. Inwestycja nie dochodzi do skutku przez motywowany politycznie opór władz Warszawy; 4. Dodatkowo, kwestia budowy zostaje podniesiona w kampanii samorządowej przez Jana Śpiewaka, kandydata na prezydenta stolicy, więc dla dobra partii należy wstrzymać przedsięwzięcie; 5. Podwykonawca – austriacki przedsiębiorca Gerald Birgfellner, prywatnie zięć Jana Marii Tomaszewskiego (ciotecznego brata Jarosława Kaczyńskiego) – domaga się zapłaty i zwrotu kosztów z tytułu przygotowanych już analiz i projektów; 6. Kaczyński nie uchyla się, żąda jednak konkretnych faktur i rachunków, które byłyby podstawą do wypłacenia pieniędzy; 7. Birgfellner wymaganych dokumentów nie przedstawia, wskutek czego Kaczyński doradza mu udanie się do sądu – wyrok sądowy na korzyść Birgfellnera stanowiłby bowiem podstawę prawną do zapłaty; 8. Birgfellner (najprawdopodobniej czując, że jego pozycja negocjacyjna jest słaba) zamiast tego nagrywa swoje rozmowy z Kaczyńskim (łącznie ponoć grubo ponad trzydzieści godzin) i idzie z nimi do mec. Romana Giertycha; 9. Roman Giertych „nadaje” sprawę „Gazecie Wyborczej”; 10. W przeddzień publikacji pierwszych nagrań Birgfellner z Giertychem składają zawiadomienie o popełnieniu przez Kaczyńskiego przestępstwa „oszustwa wielkich rozmiarów”. Kropka.


II. Humbug

Widzą tu państwo gdzieś aferę? Złamanie prawa? No właśnie – bo nic takiego nie ma. Wie to również, ma się rozumieć, „Wyborcza” (w końcu nie siedzą tam idioci), dlatego też, zdając sobie sprawę ze słabości swojego „kapiszona”, usiłuje wszystko odpowiednio podkręcić i obudować narracyjnie, tak by niezorientowany odbiorca odniósł wrażenie, że generalnie „coś tu śmierdzi”. Spójrzmy zatem na zarzuty „GW”: 1. Kaczyński łamie ustawę o partiach politycznych, która zabrania prowadzenia przez partie działalności gospodarczej; 2. Kaczyński traktuje państwowy bank jak „skarbonkę”; 3. Kaczyński chciał oszukać podwykonawcę, który na zlecenie Srebrnej przygotowywał inwestycję do realizacji; 4. PiS poprzez spółkę Srebrna uwłaszczył się na majątku RSW „Prasa-Książka-Ruch”; 5. Kaczyński jest rekinem deweloperskiego biznesu, który tylko udaje skromnego, starszego pana.

Wszystko to naciągnięte jak gumka w majtkach. Po pierwsze, to nie PiS jako partia polityczna prowadzi działalność gospodarczą, lecz spółka Srebrna należąca do Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego. Owszem, powiązana jest personalnie i środowiskowo z partią rządzącą – lecz wszystko odbywa się zgodnie z prawem. Nade wszystko zaś nie ma śladu po jakimkolwiek finansowaniu przez Srebrną partyjnej działalności PiS (np. kampanii wyborczych), bądź osobiście Kaczyńskiego. Jarosław Kaczyński zasiada w radzie nadzorczej Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego i w takim charakterze – jako przedstawiciel większościowego udziałowca – negocjował z Birgfellnerem.

Po drugie, bank Pekao SA nie podarował Srebrnej żadnych pieniędzy, co sugerują między wierszami autorzy „kapiszona”. W grę wchodził jedynie kredyt, który zostałby udzielony na przyjętych dla takich przedsięwzięć zasadach (z odpowiednim zabezpieczeniem, badaniem zdolności kredytowej, analizą inwestycji itp.) - i ten kredyt Srebrna musiałaby oczywiście spłacić wraz z odsetkami. Krótko mówiąc – bank na operacji by zarobił, bo trudno przypuszczać, by biurowiec w centrum Warszawy okazał się nieopłacalny.

Po trzecie, Jarosław Kaczyński na nagraniach wyraźnie mówi, że chce Birgfellnerowi zapłacić, potrzebuje jednak rachunków. Sugeruje nawet oddanie sprawy do sądu, gdzie jest gotów potwierdzić roszczenia. Musi tak zrobić, bo wypłacenie pieniędzy bez należytej podstawy mogłoby zostać zakwalifikowane jako niegospodarność i działanie na szkodę spółki. Tu warto dodać, że Kaczyński jest doktorem prawa i trudno żeby nie wiedział, jaka odpowiedzialność wiąże się z prowadzeniem podmiotów gospodarczych.

Po czwarte – tak, Porozumienie Centrum poprzez Fundację Prasową „Solidarność” partycypowało w podziale majątku RSW „Prasa-Książka-Ruch” przeprowadzanego na mocy stosownej ustawy przez Komisję Likwidacyjną. Rzecz w tym, że korzyści z tego podziału odniosły wszystkie działające wówczas siły polityczne, w tym postkomuniści z SdRP i liberałowie z KL-D (dodajmy, że jednym z członków Komisji Likwidacyjnej był Donald Tusk). Taka zresztą była intencja – pluralizacja polityczna rynku medialnego. Tymczasem, poprzez przemilczenia usiłuje się stworzyć wrażenie, ze PC było beneficjentem jedynym. Co różni PC i PiS od reszty? Ano to, że nie roztrwonili tego majątku.

No i wreszcie, po piąte - Jarosław Kaczyński jako rekin biznesu. Tutaj wypadałoby się zdecydować, kim jest Kaczyński – oderwanym od rzeczywistości nieudacznikiem, który hoduje koty i nie ma konta w banku, czy twardym zawodnikiem, ogarniającym zawiłości deweloperskiego biznesu? W rozmowie dał się przede wszystkim poznać jako kompetentny negocjator i odpowiedzialny prawnik dbający o dochowanie wszelkich niezbędnych formalności, tak by nie dopuścić do narażenia na szwank interesów spółki w której imieniu występuje. Zaś co do „miliardów” kręcących się w tle – cóż, taki z Kaczyńskiego „oligarcha”, że kilka lat temu musiał pożyczyć 200 tys. zł. na zapewnienie opieki chorej matce.


III. #JaCięNieMogę

W tej całej hucpie są jednak dwa faktycznie niepokojące wątki. Pierwszy, to sam fakt, że Jarosław Kaczyński dał się nagrać. Zadziwiające, że kolejne afery taśmowe nie skłoniły go do zainstalowania aparatury antypodsłuchowej. Najwyraźniej padł ofiarą nadmiernego zaufania do rodziny. Drugi, to Gerald Birgfellner i jego roszczenia. Dlaczego po prostu nie pokazał faktur, względnie nie poszedł do sądu? Przeczuwał, że przegrałby sprawę? Na pierwszy rzut oka sytuacja wygląda tak, jakby austriacki przedsiębiorca chciał „wydoić” Srebrną, a gdy mu się nie udało, z zemsty pobiegł do Giertycha i rozpętał polityczną awanturę. No i jaka w tym jest rola kuzyna? Pierwszy naiwny?

A poza tym – co to za afera? Żadnych spotkań na cmentarzach, stacjach benzynowych czy przy śmietniku, żadnych przewałów na „prętach stalowych”, piramidach finansowych czy lipnych liniach lotniczych, żadnego kupowania ustaw, żadnych drogich restauracji i „ośmiorniczek”. Ot, spokojne spotkanie biznesowe w biurze przy wodzie mineralnej, pełna kultura – zero bluzgów, a najostrzejszym sformułowaniem jest słynne już „ja cię nie mogę”, jakim Kaczyński skomentował „modnie” podarte spodnie tłumaczki, co błyskawicznie doczekało się twitterowego hasztaga. Podsumowując, „Wyborcza” kompletnie się ośmieszyła, a na miejscu Kaczyńskiego wysłałbym na Czerską duży bukiet kwiatów w podzięce za ocieplenie wizerunku.


Gadający Grzyb


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 05 (01-07.02.2019)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz