„Agora” rozpaczliwie stara się zminimalizować straty w związku z wydaniem wiekopomnego dzieła Donalda Tuska o dość perwersyjnym tytule „Szczerze”, które miało być flagowym gadżetem jego niedoszłej kampanii prezydenckiej. Zorganizowała mianowicie w siedzibie na Czerskiej promocję książki – ale biletowaną. Desperaci, którzy się zdecydują, będą musieli wybulić za przyjemność poocierania się o eks-”Króla Europy” całe czterdzieści zeta. Krążą pogłoski, że szykowana jest atrakcja specjalna – za niewielką dopłatą Tusk pokaże każdemu chętnemu białego konia.
*
W Parlamencie Europejskim odbył się kolejny sabat nad Polską, tym razem dotyczący sytuacji waginosceptyków i penisosceptyczek, podczas którego odkryto istnienie „stref wolnych od LGBT”, a Robert Biedroń zabłysnął stwierdzeniem, iż w Polsce nie może korzystać ze sklepów, restauracji i hoteli. Nie wyjaśnił tylko, jakim cudem w tym homofobicznym piekle zdążył już być kolejno działaczem społecznym, posłem, prezydentem sporego miasta, eurodeputowanym, a jego partner Krzysztof Śmiszek dopiero co został wybrany do Sejmu. Przy okazji – czasem ten czy ów zastanawia się nad podziałem ról w stadle Biedroń-Śmiszek, tzn. kto pełni w nim rolę „męża”, a kto jest „żoną”. Zgodnie z obowiązującymi trendami, proponuję zastosować do rozwikłania tej zagadki klucz genderowy, odwołujący się do „płci kulturowej”. Jak wiemy, Biedroń jest dziś w Parlamencie Europejskim, gdzie zgarnia gruby hajs, natomiast biedny Śmieszek zaledwie w polskim Sejmie, w którym zarabia co najwyżej na waciki – od razu widać więc, kto w tym domu nosi spodnie.
*
Tego typu nasiadówki w PE pokazują, iż „Europa” postanowiła stosować wobec nas klasyczne podejście kolonialne - „cywilizuj się na naszą modłę, albo giń”. To się sprawdzało, ale tylko do czasu, bo kiedyś prócz nagiej przemocy Zachód oferował atrakcyjne wzorce kulturowe, dziś natomiast roztacza wokół siebie już tylko odór lewackiej zgnilizny. Tak, więc drodzy „Europejczycy”, z nami to nie przejdzie. A wiecie dlaczego? Bo te wasze zdegenerowane wymysły, którymi zastąpiliście cywilizację, nam nie im-po-nu-ją!
*
Jest dobrze! Warszawska Gmina Żydowska do spółki z kard. Nyczem postanowiła zrobić promocję książce Wojciecha Sumlińskiego, dr Ewy Kurek i Tomasza Budzyńskiego „Powrót do Jedwabnego”. Mianowicie, Żydzi tak zapamiętale interweniowali w warszawskiej Kurii, iż ta wpłynęła na podległe sobie instytucje, by wymówiły autorom kolejno cztery sale na spotkanie. Efekt był do przewidzenia – gdy w końcu dzięki Witoldowi Gadowskiemu spotkanie odbyło się w siedzibie SDP na Foksal, przybyły takie tłumy, że ludzie musieli stać na korytarzu, a książka momentalnie stała się bestsellerem. Cymes!
*
To aż nieprawdopodobne, ale Sylwia Spurek (chyba) nie odwaliła w minionym tygodniu niczego spektakularnego. Nie kazała wszystkim kobietom nawrócić się na weganizm, nie rozpaczała nad losem inseminowanych krów, ani nawet nie zająknęła się słowem o „pracy reprodukcyjnej” za którą kobietom należy się kasa. Nagły spadek formy? A może po prostu zaczęła potajemnie jeść mięso? Pani Sylwio, proszę mi tego nie robić - „Pod-Grzybki” bez Pani, to już nie będzie to samo...
*
Swoją drogą, proszę zwrócić uwagę, że ortodoksyjni weganie pokroju Sylwii Spurek, Jasia Kapeli, Szymona Hołowni czy, dajmy na to, Krzysztofa Czabańskiego, nawet fizycznie różnią się od normalnych ludzi – wyglądem przypominają zasuszonych fanatyków z wiecznym obłędem w oczach. A kiedy jeszcze na dodatek zdecydują się odezwać, rozwiewają wszelkie wątpliwości, co do stanu ducha i umysłu. Wniosek jest jednoznaczny – dieta wegańska prowadzi do trwałych zmian w mózgu.
*
No właśnie – słyszeli Państwo może o ortoreksji? Otóż ortoreksja jest zaburzeniem psychicznym polegającym na obsesyjnej dbałości o spożywane jedzenie, wynikającej ze skoncentrowania na sobie i dążenia za wszelką cenę do osiągnięcia zdrowotnej „doskonałości”. Zaczyna się od zmiany zapatrywań na dietę i stopniowego wykluczania kolejnych potraw (np. mięsa), sposobów przyrządzania posiłków (np. smażenia) – aż w końcu ortoretyk niemal całe swoje życie podporządkowuje tak specyficznie rozumianemu „zdrowiu”, w skrajnych przypadkach jedząc jedynie to, co sam osobiście wyhoduje i przyrządzi (bo tylko wtedy ma „pewność”, że jest to zdrowe). Brzmi znajomo? Po raz pierwszy ortoreksja została zdiagnozowana (u siebie samego) w 1997 r. przez amerykańskiego lekarza Stevena Bratmana, który opisał ją w książce pod znamiennym tytułem „W szponach zdrowej żywności”.
*
Gdyby ktoś miał wątpliwości co do powyższej diagnozy, oto najnowszy wykwit szaleństwa Szymona Hołowni, który ma wszelkie dane po temu, by w niniejszej rubryce zdetronizować Sylwię Spurek. W rozmowie z jezuickim portalem „Deon” ów mąż uczony stwierdził, iż Jezus stał się... zwierzęciem, albowiem przeistoczył się w „Baranka Ofiarnego”, biorąc na siebie cierpienia składanych w ofierze zwierząt. Cóż, dosłowna interpretacja metafor jest cechą umysłowości dzieci i ludów prymitywnych, co stanowi kolejne potwierdzenie mych podejrzeń, że Hołownia pod płaszczykiem „katolicyzmu” uprawia własną formę pogańskiego animizmu. Na wszelki wypadek jednak wyjaśnię – Jezus nigdzie nie potępiał jedzenia mięsa, co więcej, wraz z uczniami spożywał Paschę, której nieodłączną częścią była jagnięcina i to przyrządzona na sposób koszerny, z ubojem rytualnym włącznie. Można zakładać co najwyżej, że zgodnie z prawem mojżeszowym nie jadał wieprzowiny – ale już kiedy rozmnażał ryby, to przecież nie po to, by bezproduktywnie zgniły, lecz dlatego, by nakarmić nimi ludzi. Natomiast Kościół, przypomnę, nie uważa za grzech jedzenia mięsa jako takiego, lecz „nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu” - a zgrzeszyć nieumiarkowaniem można równie dobrze obżerając się np. fasolą. Wniosek? By zachować szlachetną wstrzemięźliwość, wystarczy zacząć od przestrzegania tradycyjnych dni postnych – a tak się akurat składa, że mamy ku temu świetną okazję, bo właśnie zaczął się Adwent.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
„Pod-Grzybki” opublikowane w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 49 (06-12.12.2019)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz