Rządowa nowelizacja ustawy o dostępie do informacji publicznej, to zalegalizowanie tylnymi drzwiami „tarczy antykorupcyjnej”.
I. Witamy w erze głasnosti.
Siedzę i płaczę. Normalnie, pozbierać się nie mogę. Oto rząd w swym niewypowiedzianym okrucieństwie postanowił pozbawić obywateli nielicznych chwil niewymuszonej radości, w rodzaju niezapomnianego inwestora z Kataru, ściąganego na ratunek naszym stoczniom za pomocą innowacyjnego i wielce postępowego narzędzia, jakim jest wyszukiwarka internetowa. Nie dowiemy się już o tego typu uciesznych mecyjach, o tych mniej uciesznych zresztą też nie.
Wszystko to za sprawą skierowanego właśnie do Sejmu, a przyjętego niedawno przez rząd Umiłowanego Premiera Donalda Tuska, projektu nowelizacji ustawy o dostępie do informacji publicznej oraz niektórych innych ustaw, o czym proudly zawiadamia w swym komunikacie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. W wyniku tejże nowelizacji powstanie „centralne repozytorium informacji publicznych - nowy tryb dostępu do informacji publicznej i jej ponownego wykorzystywania” (cyt. za komunikatem MSWiA).
No i pięknie. Wszystkie ważne informacje publiczne zgromadzone w jednym miejscu, na dodatek jest to wypełnienie sensownej akurat (przypadkiem?) unijnej dyrektywy (2003/98/WE), którą mieliśmy zaimplementować do krajowego prawodawstwa już w 2005 roku. Obecnie pozostajemy jedynym krajem UE, który jeszcze unijnego rozwiązania nie wdrożył, choć ostrzeżenie od Komisji Europejskiej przyszło już w 2008 roku ( za „Polska The Times”).
Nasz nie-rząd, tak skądinąd spolegliwy wobec euro-czynników, jednak wyraźnie się nie spieszył i nawet nie zwalał winy na Kaczyńskiego, że nie przyjął dyrektywy, kiedy był przez dwa lata u władzy. Ale teraz nagle wziął się i będzie wprowadzał. Ba, wprowadzał będzie radykalnie, zdecydowanie, że tak powiem, tnąc do kości. Skąd ten nagły przypływ pracowitości? Ano stąd, że obecna „waadza” liczy na drugą kadencję, w której to kadencji ma się dokonać wyprzedaż ostatnich sreber rodowych. Licytacja owych sreber zaś ma nie tylko odwlec w czasie krach finansów publicznych, ale również sprzedawane dobra – ma się rozumieć – nie mogą trafić w przypadkowe ręce...
II. Ujawnienie przez utajnienie – cz.1.
Cóż, pozwoliłem sobie na porcyjkę zgryźliwości, ale to dlatego, moi mili, iż wyjątkowo mu „nie leżącą”, unijną dyrektywę, nasz nie-rząd postanowił wprowadzić w typowy dla siebie, krętacki sposób. Jest to mianowicie metoda, którą nazwałbym „ujawnieniem przez utajnienie”. Z jednej strony czytamy bowiem:
„Co do zasady, każdemu będzie przysługiwać prawo do ponownego wykorzystywania informacji publicznej – bez ograniczeń i bezpłatnie. Jeśli jednak przygotowanie informacji do ponownego wykorzystywania będzie wymagało poniesienia dodatkowych kosztów, trzeba będzie zapłacić za jej udostępnienie.”
oraz:
„Każda informacja publiczna ma podlegać udostępnieniu i ponownemu wykorzystywaniu na zasadach: przejrzystości, niedyskryminacji i niewyłączności.”
No i okej. Głasnost’ pełną gębą, prawie jak za Gorbaczowa. Petent otrzyma informacje, jeśli to będzie wymagało ze strony repozytorium dodatkowych kosztów, to zapłaci, wszystko jasne.
Ale co czytamy z drugiej strony? Ano takie kwiatki:
„Zasób informacyjny oraz podmioty obowiązane do jego przekazania do centralnego repozytorium określi w drodze rozporządzenia premier.”
Czyli to premier Tusk będzie arbitralnie ustalał aktem prawnym niższego rzędu (rozporządzenie) jakie informacje znajdą się w repozytorium. Tu muszę poczynić małą dygresję i przypomnieć pewien proces ciągnący się, jak to u nas, niczym glut z nosa.
III. Pokłosie procesu o „tarczę antykorupcyjną”.
Otóż kilka tygodni temu rząd ostatecznie przegrał proces o ujawnienie informacji dotyczących tzw. „tarczy antykorupcyjnej”. Sprawę skierowała do sądu organizacja pozarządowa – Stowarzyszenie Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich należąca do Antykorupcyjnej Koalicji Organizacji Pozarządowych. Chodziło o udostępnienie przez rząd informacji (protokołu) na temat posiedzenia kolegium d/s służb specjalnych, które odbyło się 8 maja 2008 roku, na którym to posiedzeniu Donald Tusk wydał polecenie stworzenia „tarczy antykorupcyjnej” mającej „osłonić” najważniejsze zamówienia publiczne, kluczowe prywatyzacje, przetargi (m.in. dotyczące „Orlików”) i budowę Stadionu Narodowego. „Tarczę” miały stworzyć ABW, CBA i Służba Kontrwywiadu Wojskowego.
Rychło powstały wątpliwości, czy owa „tarcza” nie jest aby de facto sposobem na utajnienie różnych machlojek, których strzec mają połączone siły służb specjalnych Organizacjom pozarządowym Kancelaria Premiera odmówiła dostępu do protokołu z posiedzenia kolegium, gdyż ten opatrzony został klauzulą „tajne”, a takową klauzulę może zdjąć z dokumentu jedynie premier. Premier zaś, jak łatwo się domyślić, nie miał takiej „woli politycznej”.
16 grudnia 2010 Kancelaria Premiera przegrała sprawę przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Warszawie, lecz postanowiła procesować się do upadłego, co samo w sobie jest znaczące, i skierowała do Naczelnego Sądu Administracyjnego skargę kasacyjną. Skarga ta została oddalona 17.06.2011, oznacza to jednak tylko tyle, że Kancelaria Premiera będzie musiała ponownie rozpatrzyć wniosek Stowarzyszenia Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich. Kiedy to uczyni? Przypuszczam, że zlekceważy ustawowe terminy i poczeka do wejścia w życie nowelizacji ustawy o dostępie do informacji publicznej. Jaka będzie odpowiedź? Reprezentujący SLLGO Krzysztof Izdebski nie ma złudzeń: „Spodziewam się znowu odmownej decyzji, tyle że z uwzględnieniem dzisiejszego wyroku" (cyt. za „Gazeta Prawna.pl”).
Od siebie dodam, że pod każdą szerokością geograficzną dla zwalczania korupcji kluczowym elementem jest jawność, a nie żadne supertajne „tarcze”. Dziwić tu może brak zaangażowania w sprawę Transparency International, ale może nie chcą robić przykrości byłej szefowej polskiego oddziału tej organizacji, Julii Piterze, która jako minister w rządzie Tuska już bodaj czwarty rok płodzi w pocie czoła legendarną „ustawę antykorupcyjną”...
IV. Ujawnienie przez utajnienie – cz. 2.
A teraz wracamy do rządowej nowelizacji ustawy o dostępie do informacji publicznej. Tak się bowiem składa, że za jej pomocą rząd nieformalne praktyki dotyczące „tarczy antykorupcyjnej” pragnie teraz przekuć na literę prawa, pod osłoną euro-dyrektywy, by opisana wyżej kasacyjna wtopa już nigdy mu nie zagroziła. Patrząc na chronologię, nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż właśnie owa przegrana przed NSA skarga kasacyjna sprawiła, że rząd nagle, w ostatniej chwili, ku zaskoczeniu organizacji pozarządowych, zdecydował się wprowadzić ograniczenia w dostępie do informacji publicznej.
Cóż bowiem czytamy w komunikacie MSWiA?
„Ze względu na ochronę porządku publicznego i ważny interes gospodarczy ograniczono dostęp do niektórych informacji publicznych. Chodzi np. o analizy prywatyzacyjne zlecane przez ministra skarbu państwa dla potrzeb gospodarowania mieniem Skarbu Państwa, w tym jego komercjalizacji i prywatyzacji. Projekt nowelizacji ogranicza także dostęp do instrukcji negocjacyjnych, czyli zgodnie ze zwyczajem międzynarodowym do momentu podpisania umowy jej tekst nie będzie podawany do informacji publicznej.
Krótko mówiąc, obywatele mogą mieć dostęp do wszystkiego, oprócz informacji kluczowych dla majątku narodowego. Jeśli dołożymy do tego wspomniany wcześniej arbitralny tryb określania informacji, które mają znaleźć się w centralnym repozytorium informacji publicznych (przypomnę – określać to będzie premier w drodze rozporządzenia), to otrzymamy sformalizowany odpowiednik „tarczy antykorupcyjnej”.
Tak się bowiem składa, że „zastrzeżone” pozostaną właśnie te informacje, które w ramach „tarczy”, na polecenie premiera Tuska mają obecnie pod swoją kuratelą służby specjalne z danymi dotyczącymi kluczowych prywatyzacji na czele. Można przypuszczać, że tą drogą utajnione zostaną prywatyzacje Lotosu, Giełdy Papierów Wartościowych, Banku Gospodarki Żywnościowej, Pekao S.A... Jeżeli Tusk zdecyduje się dopisać w ramach rozporządzenia m.in. budowę Stadionu Narodowego i pozostałe największe inwestycje związane z przygotowaniami do Euro 2012, a także np. „Orliki” to będziemy mieli „antykorupcyjny” komplet.
Dodajmy jeszcze planowane ograniczenia dostępu do „postępowań przed sądami, trybunałami i innymi organami orzekającymi, z udziałem Rzeczypospolitej Polskiej, Skarbu Państwa lub jednostek samorządu terytorialnego” (cytat za „Rzeczpospolitą”) - i otrzymamy zestaw najbardziej potencjalnie kłopotliwych dla rządu (i groźnych dla Polski) tematów, które mają zostać w majestacie prawa, w usystematyzowany sposób, schowane pod suknem.
V. W oczekiwaniu na pieriestrojkę.
Jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości, że „tarcza” miała służyć utajnieniu tego, co przed oczyma tubylczej gawiedzi miało zostać ukryte, a nie żadnej walce z korupcją, to po zapoznaniu się z założeniami omawianej tu nowelizacji chyba pozbył się ostatecznie złudzeń.
Powtórzmy: poprzez nowelizację ustawy o dostępie do informacji publicznej nastąpić ma pełna legalizacja „tarczy antykorupcyjnej”. Warto dodać, że projekt został skierowany do Sejmu w trybie pilnym, co oznacza, „że projekt w Sejmie będzie głosowany, a nie konsultowany” (czyt. za "Rzeczpospolitą”), tak więc pan Izdebski i różne Antykorupcyjne Koalicje Organizacji Pozarządowych będą mogły co najwyżej bezsilnie gardłować. Zostaje jeszcze oczywiście skarga do Trybunału Konstytucyjnego i mam nadzieję, że opozycja wspólnie z organizacjami pozarządowymi z tej ostatniej deski ratunku skorzysta. Obawiam się jednak, że zanim Trybunał wyda orzeczenie, będzie już „po ptokach”, czyli m.in. po Lotosie.
Tak, nie ma to jak głasnost’. Ciekawe, jak będzie wyglądała powyborcza pieriestrojka...
Gadający Grzyb
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz